[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zbliżając się do jednej z bardziej okazałych rezydencji na wyspie. Nadszedł
czas. Trzeba uwolnić mieszkańców wyspy od Gronostaja. Pora zrobić coś, z
czego będzie można być dumnym.
Riley zasnął nad kolacją. Rachel pochyliła się, dumna ze swego małego
dzielnego wojownika. Azy napłynęły jej do oczu.
Puk, puk. W drzwiach stał Ben.
Cześć wyszeptał. Obiecałem małemu, że wpadnę wieczorem.
Padł. Ale szkoła mu się spodobała, opowiadał o niej cały czas.
Okazało się, że ja przy panu Tualavie jestem zwykłą ignorantką.
Uśmiechnęła się.
Mądrość to przywilej nauczyciela. Chcesz, żebym go zaniósł do
sypialni?
Możesz? Dla mnie zrobił się za ciężki.
Ben ostrożnie posadził chłopca na łóżku i przytrzymywał go, podczas
gdy Rachel ściągała mu przez głowę koszulkę. Niechcący dotknęli się. Rachel
poczuła przeskakujące między nimi iskry. Była spragniona dotyku Bena,
126
R
L
T
tęskniła za pocałunkami, seksem. Najchętniej od razu rzuciłaby mu się w
ramiona. Ale to byłaby najgłupsza rzecz, jaką można zrobić. Ben jakby się
przyczaił, chyba nawet wstrzymał oddech. Czy domyśla się, co się z nią
dzieje?
Rachel zdjęła Rileyowi koszulkę i pocałowała synka w miękki policzek.
Dobranoc, kochanie.
Wstała i podeszła do drzwi. Ben nadal siedział przy łóżku i przemawiał
do śpiącego:
Dobrej nocy, dzieciaku. Fajnie, że wszystko dobrze dziś poszło.
Szybko rośniesz.
Za szybko.
A co, chciałabyś to cofnąć?
Nie bądz głupi.
Skierowała się do kuchni, by dokończyć przygotowywanie sałatki.
Głupi, mówisz? Ben stał za nią. Bardzo blisko.
Na szyi czuła jego oddech. %7łycie bez niego to życie na jałowym biegu.
Pora chyba skończyć z wszelkimi postanowieniami. Ben to mężczyzna
marzeń namiętny, seksowny, czuły, powszechnie szanowany. Ale też męż-
czyzna jej koszmarów cholerny bohater.
Odwróciła się. Logika nakazywała dystans, ale ciało nie uznaje logiki.
Pragnęła go. Całego. Teraz. W łóżku.
Dziękuję, że odwiedziłeś Rileya. Będzie mu żal, że to przespał. Był u
ciebie wcześniej, ale cię nie zastał. Więc musiałam wysłuchać, że Ben to, Ben
tamto. I że pan Tualava to, pan Tualava tamto.
Miałem ciężki dzień w pracy.
Słyszałam coś.
Prawdę mówiąc, bała się o niego cały dzień. Dopiero teraz poczuła ulgę.
127
R
L
T
W domu jakiegoś biznesmena miała miejsce strzelanina z udziałem policji.
Gdy do szpitala dotarła karetka z jednym lekko rannym policjantem, Rachel
natychmiast wybiegła zobaczyć, czy to przypadkiem nie Ben. Najpierw
poczuła ulgę, ale potem złość.
Tak myślałem. Powinienem był zadzwonić, przepraszam
powiedział, wpatrując się w nią.
Tak, do jasnej cholery, powinieneś. Jej złość powróciła nagle ze
zdwojoną siłą. Naprawdę myślałeś, że się nie martwię?
Aresztowaliśmy oszusta, który wyciągnął masę forsy od rodziny i
znajomych. Pracowaliśmy nad tym od dłuższego czasu.
Ach, tak, oczywiście. Ben Zbawiciel.
Gdzie się podziały jej maniery? Przecież po wydarzeniach poranka
chciała, by zostali przyjaciółmi.
Ben podszedł do lodówki.
Masz jakieś piwo?
Co on tu jeszcze robi? Niech ją zostawi w spokoju!
Dla mnie też.
Wzięła od niego butelkę. Jej zawartość koiła spieczone usta i gardło.
Niestety dla podrażnionego żołądka nie była już takim nektarem.
Rachel, cały czas panowaliśmy nad sytuacją.
Ten człowiek postrzelił jednego z twoich kolegów!
Mylisz się. On nie miał szansy sięgnąć po broń. Wiedzieliśmy, gdzie
ją trzyma i nie dopuściliśmy do tego. Naszym celem było bezpieczne
odstawienie go do aresztu.
To jak został zraniony policjant?
W zamieszaniu potknął się i rozbił głowę o balustradę. Ben się
skrzywił. Jak rozumiem, w maglu aż wrzało.
128
R
L
T
I właśnie dlatego telefon byłby miłym gestem z twojej strony.
Nie mogłem. Stał i patrzył na jej twarz, jakby czegoś w niej szukał.
Zrozumienia? Lepiej już sobie pójdę.
Przepraszam cię, Ben, ale ja nie jestem w stanie żyć w poczuciu, że ty
w każdej chwili gotów jesteś rzucić się w wir podobnych wydarzeń.
Pokonał dzielącą ich otchłań i pogładził ją po podbródku.
Wiem, Rachel, wiem.
I poszedł sobie, zostawiając ją oniemiałą na środku kuchni.
Mamo, popatrz na mnie! Ociekający wodą Riley skoczył na główkę
z platformy dla nurków.
Boże, on jest nieustraszony. Można by pomyśleć, że pływa od
urodzenia, a nie od trzech miesięcy zauważyła Rachel siedząca obok Lissie
na burcie łodzi.
Wolałabyś, żeby był zalękniony i ciągle się wahał? odpowiedziała
pytaniem przyjaciółka.
Aódz należała do jednej z firm czarterowych Pity i jego rodziny.
Ponieważ ocean był wyjątkowo spokojny, Pita zaoferował się, że po szkole
zawiezie wszystkich na odległy koniec laguny, gdzie woda jest głębsza.
Pływanie tu było rzeczywiście bardziej ekscytujące niż przy plaży. Dzieciaki
wprost szalały.
Tak wrzeszczą, że wkrótce stracą głos zauważył mąż Lissie.
Oby. Rachel się uśmiechnęła. Rileyowi buzia nie zamyka się
przez cały dzień. Nie mogę w nim rozpoznać tego cichego chłopca, którego
przywiozłam tu z Londynu.
Słyszałem, jak rozmawiali z Benem o wyprawie na ryby.
Kiedy to było?
Riley nic jej o tym nie mówił, a Bena od trzech tygodni prawie nie
129
R
L
T
widywała. Trzy ciężkie tygodnie, gdy nieustannie musiała walczyć z chęcią
błagania go, by do niej wrócił.
Kilka dni temu. Usłyszałem, bo rozmawiali obok mojego hangaru ze
sprzętem na plaży. Było tam jeszcze kilku chłopców. Riley jest wpatrzony w
niego jak w obraz. Pita czyścił butlę tlenową. Ben ma dobry wpływ na
dzieciaka, możesz być spokojna.
Zgoda, pod warunkiem, że Riley nie przywiąże się do niego zbyt
mocno. Rachel poczuła ucisk w żołądku.
Zamierzasz wkrótce wyjechać? zapytała Lissie. Myślałam, że
jakoś się tu zakorzeniłaś.
Tak, kocham to miejsce. Ale kto wie, co nas czeka? Nie planowałam
osiąść tu na stałe. Nie zrozum mnie zle, ale pewnego dnia mogę zatęsknić za
pracą w dużym szpitalu.
Wzrokiem szukała syna. Twarz zanurzona w wodzie, ręce i nogi
szeroko rozpostarte na powierzchni. Przeraziła się.
Riley! zawołała, choć powinna wiedzieć, że jej nie słyszy. Idę do
ciebie!
Zeskoczyła z burty do głębokiej wody i natychmiast poszła na dno.
Ogarnęła ją panika, kopała na oślep, rękami młóciła wodę wokół siebie. Nie
oddychaj, tylko na litość boską nie oddychaj, bo utoniesz...
Usiłowała wydostać się na powierzchnię. Tylko gdzie jest ta
powierzchnia? Tu, na dole, nie było tego widać. Coś otarło się o jej łydkę i
odruchowo otworzyła usta, by krzyknąć. Poczuła smak soli, miała ochotę ją
wypluć, odetchnąć. Na szczęście była na tyle przytomna, by się powstrzymać.
Wtedy nagle ujrzała światło. Mrugała, dyszała, rozpaczliwie
wymachiwała kończynami, szukając łodzi czy innego oparcia.
Ratunku! krzyknęła w końcu.
130
R
L
T
Czyjeś silne ręce objęły ją w talii. Usłyszała najdroższy na świecie głos:
No, mam cię!
Ben? Gdzie jest Riley?
Cały, zdrowy i bezpieczny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]