[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jak bardzo oddalili się od siebie, najlepiej świadczył
fakt, że kiedy z powrotem znaleźli się na lotnisku i Mer-
rill po jakimś czasie została wezwana przez głośniki do
okienka kasowego, nie poprosiła Wina, aby jej towarzy-
szył. Dowiedziała się, że negocjacje mają się ku końcowi
i porozumienie obu stron jest już kwestią kilku, najwyżej
kilkunastu godzin. Tymczasem mogła odświeżyć się i od-
począć w hotelu, gdzie właśnie zwolnił się dla niej jeden
pokój. W takiej też formie, minutę później, przekazała
tę informację Winowi.
Poczuł się jak człowiek ugodzony w samo serce. Nie
powiedziała „zwolnił się dla nas", powiedziała „zwolnił
się dla mnie".
- Wspaniale.
Cisza.
Wytarła chusteczką spocone dłonie i sięgnęła po wa-
lizkę.
- Jestem pewna, że za kilka minut wezwą również
ciebie. Nadal obowiązuje kolejność wystawiania zaświad-
czeń, a byłeś przecież tuż za mną.
- Masz rację.
- Długo to nie potrwa.
- Też tak myślę.
- Być może spotkamy się nawet w jednym hotelu,
choć dowiedziałam się, że dysponują trzema.
Zmusił się do uśmiechu.
- Całkiem prawdopodobne. Zdarzają się na tym świe-
cie najdziwniejsze zbiegi okoliczności.
- W takim razie do zobaczenia. I dziękuję za wszy-
stko. Wiesz, śniadanie, limuzyna, twoja opieka... - Za-
czerwieniła się. - Chciałam powiedzieć...
- Wiem, co chciałaś powiedzieć - przerwał, by wy-
ratować ją z niezręcznej sytuacji.
- A więc, jeśli nie wpadniemy na siebie w hotelu, to
zobaczymy się dopiero w biurze za tydzień - powiedzia-
ła, robiąc krok do tyłu.
Za tydzień. Równie dobrze mogła powiedzieć za mie-
siąc lub za rok. Już nawet te kilka minut bez niej, gdy
rozmawiała z urzędnikiem w okienku, wtrąciło go w pu-
stkę bolesnej samotności. Nie chciał, by odchodziła, a je-
szcze bardziej nie chciał, aby odeszła w zgodzie ze swo-
im własnym pragnieniem.
- Tak, za tydzień. Mam nadzieję, że dotrzesz wreszcie
na tę wymarzoną Jamajkę. Jeżeli nie, to pomyślimy, jak
zorganizować ci urlop w innym terminie.
- Dzięki. Gdyby sprawy przeciągnęły się do jutra, za-
dzwonię tam i odwołam rezerwację.
- Tak chyba będzie najrozsądniej.
- A więc... bywaj.
Wzruszyła ramionami w jakiś przepraszający sposób
i z uśmiechem na ustach, być może nawet z uśmiechem
ulgi, że ta krępująca scena dobiegła wreszcie końca, skie-
rowała się ku wyjściu.
Odprowadził ją wzrokiem, a kiedy zniknęła za drzwia-
mi, mechanicznie sięgnął po gazetę, którą ktoś zostawił ma
sąsiednim krześle. Zaraz jednak pogniótł ją w dłoniach
i poderwał się na nogi. W pierwszym odruchu chciał biec
do okna, by jeszcze raz spojrzeć na Merrill, gdy będzie
wsiadała do taksówki, lecz pohamował się i zaczął krążyć
po dworcowej hali. Przyglądał się plakatom, wystawom
sklepowym, ludziom, a wreszcie monitorom innych linii
lotniczych. Zaszedł do toalety, ochlapał się zimną wodą
i spojrzał wrogo na swoją twarz w lustrze. Była 11:26. Mi-
nęło pięć minut, odkąd rozstał się z Merrill.
Kilka minut później, wertując ilustrowany magazyn
w dworcowej księgarence, uświadomił sobie w nagłym
rozbłysku, że przecież nie zapytał Merrill o nazwę hotelu,
do którego została skierowana. Znając adres, nie tracił
z nią duchowego kontaktu, a poza tym mógł czekać do
chwili, aż któraś z rzędu propozycja przewoźnika wskaże
mu ścieżkę, którą on, Win, ochoczo podąży. Być może
jednak nie było jeszcze za późno i miał szanse złapania
Merrill na postoju taksówek? Rzucił magazyn i puścił
się biegiem ku drzwiom. W wejściu zderzył się z kimś,
kto zachwiał się i o mało co nie upadł. Dopiero podtrzy-
mując za ramię tę osobę, zorientował się, że trzyma Mer-
rill.
- Mel, kochanie, co się stało?
- Nic takiego - odparła z bladym uśmiechem, ciężko
dysząc. - Wróciłam, bo pomyślałam sobie, że dzisiaj ża-
den więcej pokój może się nie znaleźć lub mogą nie być
tak bardzo skrupulatni w przestrzeganiu kolejności na li-
ście. Jeśli więc chciałbyś...
Zawahała się, ale nie umknęła spojrzeniem w bok.
Przeciwnie, wydawało się, że pragnie skąpać Wina w błę-
kicie swych oczu.
- Tak?
- Jeśli więc chciałbyś uciec z tej okropnej hali
i schronić się na razie u mnie, to nie mam nic przeciw
temu. Zostaw tu tylko wiadomość, gdzie ewentualnie ma-
ją cię szukać, gdy już będą dysponować pokojem dla cie-
bie. Wówczas po prostu przeprowadzisz się - dokończyła
na ostatnim oddechu, cała pokraśniała jak piwonia.
Był to jeden z tych miłosnych powabów, któremu
wdzięku dodawała prawie dziewczęca nieśmiałość. Gdy-
by Merrill była kobietą, która idzie na pasku seksualnych;
impulsów, a za taką właśnie starała się uchodzić, nie czer-j
wieniłaby się na najlżejszą aluzję do ich cielesnego zbli-;
żenia. Wynikało stąd, że jej uczucia były głębsze, niż
gotowa była przyznać.
- A czy chcesz mnie widzieć u siebie? - zapytał Win,
któremu nagle zaczęło zależeć na dopowiedzeniu wszy-
stkiego do końca.
Wzruszyła ramionami. Gestem tym potrafiła zresztą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl