[ Pobierz całość w formacie PDF ]
porozmawiać. Ona tak bardzo tego pragnęła. Ale Luc miał inne plany.
Zasnął.
Peachy w pierwszej chwili poczuła się obrażona, wręcz
odrzucona. Dopiero co była dla niego całym światem (a przynajmniej
tak jej się wydawało), a zaraz potem potraktował ją jak poduszkę, na
której można się wygodnie wyspać.
Dopiero po jakimś czasie doszła do wniosku, że w końcu dobrze
się stało. Jego obojętność, całkowity brak czułości po tym, jak
zaspokoił zmysły, sprawiły, że bez żalu mogła się z nim rozstać. No,
może w tym bez żalu" było trochę przesady, ale na pewno dostała
szansę spokojnego przygotowania się do swej pierwszej w nowym
życiu rozmowy z Lukiem. Wmawiała sobie, że będzie to rozmowa
łatwiejsza niż tamta sprzed dwóch tygodni, kiedy to prosiła go o
niecodzienną przysługę. Miała także nadzieję, że rozmowa z
kochankiem nie będzie taka trudna, jeżeli spotkają się już ubrani.
Peachy upewniła się, że Luc śpi snem sprawiedliwego, i
spróbowała uwolnić się z jego objęć. Nie chciał jej puścić. Wydał z
125
RS
siebie jakiś nieartykułowany pomruk, który przy odrobinie dobrej
woli można byłoby zrozumieć jako jej imię.
Ta niespodziewana reakcja Luca zachwiała nieco mocnym
postanowieniem Peachy. Nie była już taka pewna, czy koniecznie,
natychmiast musi opuścić to łóżko, to mieszkanie i tego mężczyznę.
Tak bardzo chciało jej się zostać, wtulić w jego potężne ciało i może
także zasnąć. Mało brakowało, aby się temu pragnieniu poddała.
Niestety, zdawała sobie sprawę, że pozostanie w ramionach
Luca na całą noc stanowiłoby karygodne naruszenie umowy, jaką
sama mu zaproponowała. Zawiodłaby zaufanie mężczyzny, który nie
miał zbyt wielu powodów, aby ufać kobietom. Tego jednego Pamela
Gayle Keene nie mogła mu zrobić. Nie mogła zawieść zaufania
Luciena Devereaux.
Jakoś w końcu udało jej się wydostać z łóżka. Pospiesznie
zebrała porozrzucane po pokoju ubranie. Rajstopy i bieliznę schowała
do torebki, a sukienkę włożyła na gołe ciało.
Dopiero wówczas, kiedy była gotowa do wyjścia, odważyła się
spojrzeć na swego pierwszego kochanka. Przyglądała mu się, jakby
chciała na zawsze zapamiętać rysy jego twarzy.
Kocham go, pomyślała. Boże, jakże ja go kocham.. I nawet nie
mogę mu o tym powiedzieć.
- Otwórz się wreszcie - błagała Peachy oporny zamek swego
mieszkania. Ręce tak jej się trzęsły, że ledwo zdołała włożyć klucz,
ale za nic nie mogła go przekręcić.
126
RS
Właściwie niewiele widziała poza twarzą śpiącego mężczyzny,
którego zostawiła samego. Czuła się taka samotna, taka pusta. Jakby
utraciła wszystko, co w życiu miała najdroższego.
- O Boże, gdyby tylko udało nam się jakoś... - westchnęła.
Nic z tego, natychmiast przywołała się do porządku. %7ładnych
wspomnień, żadnego żalu i żadnych powtórek. Miało być bez
zobowiązań, pamiętasz?
Azy popłynęły jej po policzkach. Wszystko pamiętała. To ona
zaproponowała Lucowi akt inicjacji seksualnej i obiecała mu, że owo
zdarzenie do niczego go wobec niej nie zobowiąże. I właśnie spełnił
jej prośbę. Otrzymała dokładnie to, o co go prosiła. Nawet w ekstazie
powtarzał jej, przypominał, że to tylko ten jeden raz i nigdy więcej.
- Och, Luc - westchnęła Peachy, na moment zapominając o
opornym zaniku. Uniosła dłoń, chcąc pogłaskać swój srebrny
dzwoneczek. Ale wisiorka nie było.
- Dobry wieczór, kochanie - rozległ się za jej plecami dobrze
znany dwugłos. - Dopiero teraz wracasz?
Luc obudził się i stwierdził, że jest w łóżku sam. Ani przez
chwilę nie brał pod uwagę takiej możliwości, że ona mogłaby go
zostawić. Obecność Peachy w jego mieszkaniu wciąż była niemal
dotykalna. Całą pościel przenikał ciepły zapach jej pięknego ciała.
Luc czuł jeszcze na wargach smak pocałunków swej najcudowniejszej
kochanki. Wydawało mu się nawet, że słyszy, jak ona krząta się po
mieszkaniu.
127
RS
Usiadł na łóżku. Dech mu w piersiach zaparło na widok
malutkiej, rudej plamki na prześcieradle. To była krew. Krew Peachy.
Jakże dobrze wiedział Luc, co ten maleńki ślad oznaczał.
- Peachy! - zawołał. - Peachy!
Odpowiedziała mu głucha cisza. Ucichły nawet te odgłosy,
które, jak wydawało mu się, dopiero co słyszał. Ale wciąż jeszcze się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]