[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 I wówczas na pewno doszuka się złota!  krzyknął z cicha
Lawson.  Nie jest przecież ślepcem. Nie, nie! Musimy
wyruszyć stąd razem. A teraz wydaje mi się, profesorze, że trzeba
nieco lepiej zasypać nasze doły, a przede wszystkim zrobić
dokładny plan tej doliny i oznaczyć jej położenie. Ja zajmę się
dołami, a pan planem. Musimy się spieszyć, gość nie może o
niczym wiedzieć."
Zgodziłem się z tym stanowiskiem, podkreślając jednak, że nie
podzielam zastrzeżeń dotyczących Scotta. Powiedziałem:  Strach
ma wielkie oczy" czy coś w tym rodzaju i zaraz tego
pożałowałem. Lawson poczerwieniał na twarzy. Nie odezwał się
jednak słowem. Zabrawszy kilof i łopatę, udał się na zbocze nad
strumieniem.
Zły na samego siebie, zabrałem się do swych kartograficznych
czynności. Wyciągnąłem wszystkie, jakie tylko miałem, mapy,
niezbyt zresztą dokładne. Postanowiłem sporządzić plan doliny i
okolic w dwóch egzemplarzach. Już podczas rysowania przyszedł
mi do głowy doskonały, moim zdaniem, pomysł. Oto
zdecydowałem, że długość i szerokość geograficzną oznaczę na
innej, przezroczystej kartce. Gdyby plan wpadł w niepowołane
ręce, bez oznaczeń geograficznych będzie tylko bezwartościowym
świstkiem. Dopiero nałożenie na siebie dwóch kartek  tej z
mapką i tej z oznaczeniami długości i szerokości  stworzy
całość.
Pracowałem w pocie czoła, nastawiając uszu, czy ktoś nie
nadchodzi. Poza grzechotem drobnych kamieni, którymi Lawson
zasypywał nasze doły, nic nie słyszałem. Uwinąłem się nad
podziw szybko. Gdzieś koło południa robotę miałem w polowie
gotową; to znaczy jedną mapkę i jedną  podkładkę" z
południkami i równoleżnikami. Teraz zabrałem się do
kopiowania. Poszło to jeszcze prędzej. Kiedy chowałem papiery i
ołówki, nadszedł Lawson.
 Panie inżynierze  powiedziałem oficjalnym tonem 
sporządziłem plany w dwóch egzemplarzach. Ten plan i ta
podkładka są dla pana. Plan lepiej nosić przy sobie, podkładkę
schować do juków. Ja postąpię odwrotnie: podkładkę będę nosił w
kurtce, mapę schowam do kieszeni siodła. W ten sposób lepiej
zabezpieczymy się przed możliwością zagubienia planów lub
dostania się ich w niepowołane ręce".
Kiwnął głową na znak zgody i odszedł. Zacząłem teraz
pakować instrumenty do tobołów. Kiedy się z tym uporałem,
Lawson siedział już przy płonącym ognisku.
 Jakoś naszego myśliwego nie widać"  odezwał się z
przekąsem, po czym wziął puszkę z mąką i poszedł zagniatać
ciasto na podpłomyki.
Siedziałem dłuższą chwilę wpatrzony w ogień. Tak zastał mnie
Scott   rzekomy", jak twierdzi inżynier. Słyszałem go już z
daleka, bo wracał pogwizdując. Ten drobny fakt przekonał mnie,
że podejrzenia Lawsona są nieuzasadnione. Ktoś, kto ma złe
zamiary, nie zachowuje się tak niefrasobliwie. Scott to po prostu
nieszkodliwy włóczęga. Kiedy podszedł do mnie, zauważyłem, że
coś ma przewieszone przez ramię.
 Nie bardzo się udało  powiedział z uśmiechem.  Zaledwie
dwa zajączki. Ale na dziś starczy. Jutro wybiorę się znowu. No,
jak tam wasze minerały?"
 Kończymy robotę. Czas wracać"  odparłem.
 Na mnie też już czas. Do Klondike kawał drogi..."
25 maja
Sprawy przybrały zupełnie nieoczekiwany obrót. Ale do rzeczy.
Dzisiaj rano Scott udał się znowu na polowanie. W kilka minut po
jego odejściu Lawson chwycił za strzelbę.
 Dokąd to?"  zapytałem.
 Idę za Scottem, ten człowiek mi się nie podoba. Muszę
sprawdzić, co robi za naszymi plecami."
 Co robi?  roześmiałem się.  Przecież poluje, przyniósł
dowody."
Lawson pominął milczeniem moją odpowiedz.
 Niech pan wszystko przygotuje, profesorze, abyśmy mogli w
każdej chwili wyjechać."
Wzruszyłem ramionami oświadczając, iż nadal nie podzielam
tych podejrzeń, ale niech tak będzie. Przygotuję konie do drogi.
Na tym się rozstaliśmy. Okazało się, że wcale nie na długo. Po
trzech godzinach Lawson wrócił. Musiał widać bardzo się
spieszyć, bo był zadyszany, a twarz pokryły mu kropelki potu.
 Co się stało?"  zapytałem.
 Ufff... Niech złapię oddech. Trzeba stąd wiać." [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl