[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Scott, myślę, że jak na jeden wieczór dość już zawracaliśmy głowę
panu Cole'owi. - Meg zręcznie ruszyła mu na odsiecz, gdy nic nie
odpowiedział.
- Pora na kąpiel i łóżko.
- Ale mamusiu, jutro w nocy przychodzi Mikołaj - zaprotestował
malec.
Uśmiechnęła się.
28
R S
- Dodatkowy powód, żebyś dobrze się wyspał. Pomożemy panu
Cole'owi posprzątać, a potem napełnię ci wannę ... - Urwała i zerknęła na
Jeda z ironią. - Sądzę, że jest tu gorąca woda?
Skinął głową.
- I coś w rodzaju prysznica. - Wstał. - Będą pani potrzebne bagaże z
samochodu?
Niezbyt cieszyła go perspektywa wychodzenia w śnieżycę, ale nie
sądził też, że to dobry pomysł, by Meg wędrowała po tym domu na golasa.
Mogłoby to być nawet przyjemne, ale biorąc pod uwagę jego wcześniejsze
myśli o krągłości jej bioder i ciepłej miękkości ciała, prawdopodobnie nie
byłoby to najszczęśliwsze rozwiązanie.
Prawdę mówiąc, udzielenie tej niezwykłej parze gościny pod swym
dachem też najlepszym pomysłem nie było, ale żadne z nich nie miało
wyboru, więc będzie musiał jakoś dać sobie radę. Włączając w to
dostarczenie Meg nocnej koszuli.
- Proszę - skinęła głową. - W bagażniku jest tylko jedna walizka.
- Podróż z tak niewielkim bagażem? - Uniósł ciemne brwi,
wspominając te wszystkie rupiecie dla dzieci, które jego bratowe zawsze
zdawały się taszczyć ze sobą.
- Zostaniemy u moich rodziców tylko do drugiego dnia świąt, na
rozdanie prezentów od Zwiętego Mikołaja - odpowiedziała Meg, zbierając
talerze. Jednocześnie starannie unikała jego wzroku.
- Chcemy zobaczyć babcię i dziadziusia - oznajmił wesoło Scott.
- Rozumiem - skinął głową Jed. Zorientował się, że mimowolnie
uśmiecha się do chłopczyka.
- Zna pan babcię i dziadka? - Scott popatrzył na niego z nadzieją.
Potrząsnął głową.
29
R S
- Nie, nie spotkałem ich nigdy.
- Scott. Już czas, żebyś...
- Ja też nie. - Scott odezwał się jednocześnie z matką, na jego buzi
pojawił się wyraz zadumy.
Scott miał co najmniej trzy lata, może nawet więcej, a jednak
twierdził, że nigdy nie spotkał się z własnymi dziadkami. Mógłby
zrozumieć to zaniedbanie w przypadku dziadków ze strony ojca, ale nie
rodziców matki! Jakimi ludzmi musieli być Hamiltonowie, że nigdy nie
poznali własnego wnuka?
ROZDZIAA TRZECI
- Mogę wejść? - Meg przystanęła z wahaniem na progu salonu.
Przed chwilą położyła Scotta do łóżka w pokoju gościnnym - na
szczęście było to łóżko podwójne, które mogła dzielić z synkiem. Scott
sypiał bardzo niespokojnie i nie była zachwycona perspektywą tych
wszystkich kopniaków, które będzie musiała znieść w ciasnej przestrzeni
pojedynczego legowiska.
Wzruszyła ramionami.
- Jeśli pan jest zajęty, mogę....
- Co pani może? - wypalił drwiąco Jed, wyciągnięty w fotelu. Jednak
odłożył książkę, którą przeglądał. - W tym domku ma pani bardzo
ograniczony wybór.
Rumieniec pokrył jej policzki. Czuła się dziwnie nieswojo,
przebywając sam na sam z tym zagadkowym mężczyzną. Choć Scott miał
dopiero trzy lata, jego obecność stanowiła barierę pomiędzy dwojgiem
30
R S
dorosłych ludzi, prawie uniemożliwiając im rozmowę na tematy osobiste.
Teraz to się zmieniło.
Zwłaszcza po wcześniejszej uwadze Scotta na temat jego dziadków.
Wolałaby raczej nie rozmawiać o swoich rodzicach czy raczej o
swojej rodzinie.
Skrzywiła się.
- Cóż, mogłabym posprzątać w kuchni.
- Wszystko już zrobione - oznajmił ironicznie, jak gdyby
przewidział, co zamierzała zrobić i uprzedził ją. - Ogólnie rzecz biorąc, w
domku są tylko podstawowe urządzenia, ale jest tu zmywarka do naczyń,
pralka i, co najdziwniejsze ze wszystkiego, centralne ogrzewanie.
Meg zdążyła już zauważyć, że jest tu ciepło, a płonące w kominku
polano było tylko ozdobą, nie sposobem ogrzewania.
- Czy to wszystko było tutaj, gdy kupował pan dom, czy też
zainstalował je pan pózniej?
Wsunęła się głębiej do pokoju. Ten mężczyzna budził w niej
skrępowanie, świadczyła o tym bezsensowność jej paplaniny.
Nie było w tym nic dziwnego. Jed Cole należał do tych mężczyzn o
mrocznej urodzie, którzy są w stanie przyprawić każdą kobietę o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]