[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówił prawdę. Ale co to daje? Jak odszukać faceta?
Korcz nie zrezygnował. Spróbujcie jeszcze popytać w okolicy
karczmy, może go ktoś inny zauważył, może facet mieszka w
tamtej dzielnicy, polecił wywiadowcom. Koncepcja trochę palcem
na wodzie pisana, bo w końcu modna restauracja ściąga gości ze
wszystkich dzielnic miasta.
Okazało się, że trafił.
Kioskarka, rezydująca na sąsiedniej ulicy, znała" z widzenia tak
wyglądającego mężczyznę.
Chodzi z psem bokserem. Ten pies podobny do niego jak
dwie krople wody wywnę-trzała się przed inspektorem,
zadowolona, że
/
znalazła - chętnego słuchacza. Gruby, duży i zawsze ponury.
Chyba nigdzie nie pracuje, bo kręci się po ulicy o różnych porach.
A może to bandzior? spojrzała pytająco. Dlaczego tak myślę
. powtórzyła pytanie.
bandziora wygląda stwierdziła autorytatywnie.
Spenetrowali parę dziesiątków domów, zanim wreszcie trafili pod
właściwy adres.
Jan Szczutek. Nie pracuje. Handluj* na ciuchach. Kilka lat
temu miał sprawę karną o pobicie. Mieszka sam. Schodzi się u
niego podejrzany element oświadczył dzielnicowy. , Pasożyt
dorzucił. Dawniej rozrabiał, teraz przycichł.
Korcz kazał go ściągnąć do komendy. Właśnie go przywiezli. W
pierwszej chwili obruszył się na bezceremonialność, z jaką
zabrano go z domu.
Nic przecie nie zrobiłem ? patrzył spode łba na Korcza. O co
właściwie chodzi?"
Nie mamy do pana pretensji. Zależy nam na informacji. Zna pan
takiego faceta? Korcz kładzie przed Szczutkiem zdjęcie.
Raz w życiu go widziałem wyjaśnia. To było tak, panie
kapitanie. Przyszedł do karczmy na piwo. Spytał, czy może się
dosiąść, bo nie ma miejsc. Zgodziłem się. Co mi szkodzi? Niech
posiedzi. Będzie z kim pogadać. Bo to wie pan, kapitanie
dorzuca swobodniej, trochę rozluzniony mieszkam sam. %7ł
psem. yjSna mnie rzuciła i nie mam do kogo ust otworzyć. Więc
zgodziłem się. Nawet go poczęstowałem kielichem. Zaraz się
zrewanżował. Postawił litra. Wyglądał na nadzianego. W portfelu
miał same tysiączki. Od słówka do słówka zwierzył mi się, że ma
kłopot. Musi nagle wyjechać służbowo i nie zdąży dać ogłoszenia,
bo nie ma nikogo, kto by mu to załatwił. A żona, zapytałem
spojrzawszy na jego rękę. Rzuciła mnie, oświadczył. Panie, takie
są te baby... Zrozumiałem go. Sam żle trafiłem. Po jednym
półlitrze zamówił "drugi. Ciągle jeszcze było o tych "babach. No i
że dlatego zalewa robaka. Potem znów coś bąknął o ogłoszeniu.
Zaofiarowałem się, że mogę mu pomóc, jeśli mi wyjaśni, o co
właściwie idzie.. Wiesz, brachu, powiedział, po tej podróży
wyjeżdżam za granicę i chcę kupić miękkie. Daj ogłoszenie
kupię bony". Czemu nie?! Napisz~mi tylko na kartce treść
ogłoszenia i telefon, powiedziałem. Prosta rzecz. Dlaczego nie
pomóc koledze?! Wówczas on wyjaśnił, że nie" tylko o to chodzi.
Tak się złożyło, że ten wyjazd za granicę ma być już niedługo, a
pobyt w delegacji może. się przeciągnąć. Bedą telefonować, a
mnie może jeszcze nie być, mówił. Miał skłopotaną minę. No to
dam ogłoszenie z pózniejszą datą, zaproponowałem. Zastanawiał
się długo. Jakby coś ważył. W końcu klepnął mnie po ramieniu i
oświadczył: Jest jeszcze jedno wyjście. Podaj swój telefon W
ogłoszeniu. Odbierzesz telefony, a ja podam
ci adres i datę. Dasz radę? Dlaczego miałem nie dać. %7ładna
filozofia. Zgodziłem się. Kazał mi zaraz zanotować wszystko po
kolei. Dopilnował, czy piszę jak trzeba. Podał nawet godziny.
Chodziło mu o to dorzucił Szczutek zauważywszy zdziwione
spojrzenie Korcza żeby każdego umawiać na inną godzinę. Bo
sam wiesz, mówił, lepiej umawiać się osobno. Cenę można
dogadać. Więc umówisz ich ze mną w odstępach godzinnych.
Jakby się zastanowił i poprawił: w odstępach półtoragodzinnych.
Na potargowanie się godzina może nie wystarczyć. Po co mają się
spotykać? Ustaliliśmy, w jakim terminie ogłoszenie ma się ukazać.
Dał mi na to patola. Starczyło. Dobrze wszystko obliczył.
Ogłoszenie ukazało się, jak chciał, ósmego maja. Odebrałem
cztery telefony w tej sprawie. Wszystkich skierowałem na podany
przez niego adres. Patrzy na Korcza wyczekująco.
Korcz zostawia Szczutka samego, wychodzi z pokoju. ,
Sprawdz błyskawicznie, czy ósmego maja ukazało się w
%7łyciu Warszawy" ogłoszenie kupię bony" i czy je dawał
Szczutek. Jan Szczutek zleca jednemu z oficerów.
Wraca do siebie.
Panie Szczutek, nie pamięta pan, na jaki adres miał pan*
kierować sprzedawców?
Szczutek drapie się po głowie.
Nie pamiętam mówi po długim namyśle. To było chyba
gdzieś na Szpitalnej. Miałem zapisane. Krótkimi paluchami
grzebie w portfelu, potem w kieszeniach. O jest! Z triumfem
wyciąga jakiś świstek. Odczytuje: . Szpitalna osiem mieszkania
dwanaście. Tu są i inne dane do tego ogłoszenia. Podaje świstki
Korczowi.
Był pan na Szpitalnej?
Po co? Miałem tylko podać adres, datę i godzinę^ Co w tym
złego? Zwykła przysługa. Czy coś się stało, że ściągnął pan mnie
do komendy?
Korcz nie odpowiada na to pytanie.
To wszystko. Dziękuję panu. Sprawdzimy te dane
stwierdza enigmatycznie, odsyłając Szczutka do domu.
Rozdział XXII
Basia wnosi dwie filiżanki. Aromat świeżo parzonej kawy
rozchodzi się po pokoju. Korcz wdycha ten zapach z
namaszczeniem, trochę jak kobieta ulubione perfumy.
Zachowujesz się jak narkoman mruczy Zdzieniecki.
Każdy ma jakieś nałogi odgryza się Korcz. Ty na przykład
uprawiasz malarstwo konferencyjne. Jak tak sobie gryzmolisz
/
różne esy-floresy, niektórzy mysią, że ich raportów" nie słuchasz.
To peszy. Ale ja jestem tolerancyjny...
Zdzieniecki śmieje się.
Jeden zero dla ciebie. Wypij tę kawę i "podziel się ze mną
zapowiadanymi rewelacjami.
Korcz pije kawę małymi łykami, odstawia pustą filiżankę.'
Najpierw retrospekcja zaczyna. Anczak zaginął
dziesiątego maja. Tego dnia spóznił się do biura. Urzędował
krótko, wyszedł koło południa, zapowiadając, że jeszcze wróci.
Ale nie wrócił. Poczta do podpisu została na jego biurku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]