[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kid wycofał się do kabiny nawigacyjnej.
- Carrington!
- Słucham, panie admirale! - Pierwszy oficer był zawsze taki sam
- spojrzenie miał bystre, był gładko ogolony, pewny siebie, czujny. Zniada cera - szczególny
znak wszystkich ludzi, co zbyt wiele lat spędzili pod tropikalnym słońcem - nie zdradzała zmęczenia,
choć Carrington nie spał trzy doby.
- Co pan sądzi o tym? - Tyndall wskazał na północny zachód. Dziwaczne, wełniste, szare
chmury zaćmiewały widnokrąg, przed nimi nadciągały zagony obłoków, morze przybrało kolor
indygo.
- Trudno przewidzieć - powoli odparł Carrington - jedno jest pewne: to nie wróży sztormu...
Widywałem to już. Niskie, skłębione chmury unoszą się przy ładnej pogodzie i wyższej temperaturze.
Bardzo pospolite zjawisko na Aleutach i Morzu Beringa, lecz tam zapowiada mgły, gęste mgły.
- A co pan sądzi, kapitanie?
- Nie mam pojęcia - Vallery zdecydowanie pokręcił głową. Transfuzja plazmy wyraznie mu
pomogła. - To coś nowego... nigdy przedtem tego nie widziałem.
- Tak przypuszczałem - burknął Tyndall. - Ja też nie, dlatego najpierw spytałem  pierwszego"...
Jeśli pan uważa, że nadejdzie mgła, niech pan mówi. Nie mogę sobie pozwolić, aby konwój i osłona
hasały po połowie oceanu, gdy nas otoczy ciemność. Chociaż trzeba przyznać - dodał zgryzliwie -
byliby znacznie bezpieczniejsi bez nas.
- Teraz mogę już powiedzieć. - Carrington miał rzadko spotykany dar wypowiadania
przekonywających, nie podlegających dyskusji opinii bez urażania rozmówcy. - To mgła!
- Jasne. - Tyndall nigdy w niego nie wątpił. - A teraz piorunem do dzieła! Bentley! Podawaj do
niszczycieli:  Przerwać walkę. Dołączyć do konwoju". Aha, Bentley, dodaj jedno słówko:
 Natychmiast". - Zwrócił się do Vallery'ego: - To specjalnie dla komandora Orra.
Po godzinie statki handlowe i okręty osłony zajęły miejsce w szyku i początkowo szły kursem
północno-wschodnim, aby ominąć zgrupowanie łodzi podwodnych na 70 równoleżniku. Na
południowym wschodzie nadal jasno świeciło słońce, lecz pierwsze, pozwijane jęzory mgły, zimne i
mokre, omotywały konwój. Szybkość zmniejszono do sześciu węzłów - wszystkie jednostki wlokły za
71
sobą bójki mgłowe1.
Tyndall wstrząsany dreszczami wstał z fotela, gdy podano sygnał odwołujący alarm. Minął drzwi
i wszedł do zewnętrznego korytarzyka. Obciśniętą rękawicą dłoń położył na ramieniu Chryslera i nie
ruszył jej, póki chłopiec nie odwrócił się zdumiony.
- Po prostu chciałem zajrzeć w te oczy, chłopcze. - Tyndall uśmiechnął się. - Zawdzięczamy im
bardzo dużo. Dziękuję ci, bardzo dziękuję, nie zapomnimy tego. - Długą chwilę wpatrywał się w
młodziutką twarz, zapomniał o swoim wyczerpaniu i zaklął łagodnie w nagłym przypływie
współczucia, gdy zauważył w zaczerwienionych oczach, na wyblakłych policzkach cienie
zażenowania i zadowolenia. - Chrysler, ile masz lat? - spytał gwałtownie.
- Osiemnaście... za dwa dni... - odparł prawie zuchwale, z miękkim akcentem zachodnich
prowincji.
- Będzie miał osiemnaście lat... za dwa dni - powtórzył wolniutko Tyndall. - Dobry Boże! Dobry
Boże! - Opuścił rękę, ociężale ruszył do schronu. Wszedł i zatrzasnął drzwi. - Za dwa dni będzie miał
osiemnaście lat - powtarzał jakby oszołomiony.
Vallery uniósł się na kozetce.
- Kto? Chrysler?
Tyndall przytaknął smutno.
- Wiem - Vallery mówił bardzo cicho. - Wiem, jak to bywa... Wykonał dziś dobrą robotę. Tyndall
osunął się na fotel. Z goryczą wykrzywił wargi.
- Tylko on jeden... O Boże, co za jatka! - Głęboko zaciągnął się papierosem, wlepił wzrok w
podłogę. - Dziesięć zielonych butelek wisi na ścianie - mamrotał półprzytomnie.
- Przepraszam, nie rozumiem.
- Czternaście statków wyszło ze Scapa, osiemnaście z St. John - dwie części FR 77 - mówił
cicho Tyndall. - Razem trzydzieści dwie jednostki.
A teraz., teraz pozostało siedemnaście... z tych trzy uszkodzone.  Tennessee Adventurer"
uważam za ustrzeloną kaczkę. - Zaklął siarczyście.
- Cholerny świat, nienawidzę zostawiania statków w takiej sytuacji. Nieruchomy cel dla byle
jakiego zbrodniarza... - urwał, znów zaciągnął się głęboko dymem. - yle postępuję! Prawda?
- Nonsens - przerwał mu Vallery niecierpliwie, prawie ze złością.
- To nie była twoja wina, że lotniskowce musiały zawrócić.
- To znaczy, że reszta to moja wina? - Admirał uśmiechnął się niewyraznie i podniósł rękę w
milczącym, mechanicznym proteście.
- Przepraszam, Dick, wiem, że nie to miałeś na myśli, lecz to jest prawda. To jest prawda!
Sześć statków handlowych w dziesięć minut... Sześć! Kontradmirał Tyndall, mistrzowski strateg -
ciągnął cicho - zmienia kurs konwoju, aby dostać prztyczka od ciężkiego krążownika, znów zmienia
kierunek i pakuje się prosto na największe ze znanych zgrupowań łodzi podwodnych. I to tam, gdzie
zapowiada je Admiralicja... Wszystko jedno, co zrobi Starr po moim powrocie! Po co w ogóle wracać?
Nie teraz, nie po tym wszystkim...
Powstał z wysiłkiem. Padł nań blask pojedynczej żarówki. Vallerym wstrząsnęła zmiana, jaką w
nim dostrzegł.
- Dokąd idziesz teraz? - spytał.
- Na mostek. Nie, nie, ty zostań tu, Dick. - Próbował uśmiechnąć się, ale zrobił tylko grymas,
który pojawił się i zniknął natychmiast. - Zostaw mnie w spokoju, zanim podejmę nową błędną
decyzję.
Otworzył drzwi i stanął jak wryty, gdy usłyszał świst przelatujących nad nimi pocisków. Słyszał
huczący we mgle sygnał alarmu bojowego. Odwrócił się powoli i spojrzał do schronu.
- Wydaje się - rzekł z goryczą - że już ją podjąłem.
1 Bójki na długich linach wlecze się za statkiem. Idący z tytu najpierw widzi bójki, potem poprzednika (przyp. tłum.).
72
ROZDZIAA IX
Piątek rano
Tyndall ujrzał, że konwój otoczony jest mgłą. Po zeszłonocnej śnieżycy temperatura podnosiła
się szybko i równomiernie. Lecz pogoda zwodziła tylko i oszukiwała, mokre śnieżynki wirującej
ruchliwej mgły jakby podwajały siłę przejmującego chłodu.
Wbiegł na mostek, Vallery tuż za nim. Turner ze stalowym hełmem w ręku ruszył właśnie do
tylnej wieży centralnego celownika. Tyndall zatrzymał go gestem.
- Co się dzieje, komandorze? - spytał ostro. - Kto strzelał? Gdzie? Skąd?
- Nie wiem, panie admirale. Pociski nadleciały mniej więcej od strony rufy, ale nie mam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl