[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Rozumiem. Jestem niezastąpiona. Mam zamrugać oczami, tłumiąc łzy?
Bezczelna.
Myron otworzył drzwi gabinetu. Weszli. Przy jego biurku siedział Win, pewnie dlatego, by nie
usiadł tam nikt z federalnych. Miał silne poczucie terytorialności. Pod tym wzglądem - i nie tylko
pod tym - przypominał dobermana. Kimberly Green i Rick Peck wstali. Pod oczami mieli worki z
niewyspania, na twarzy wojownicze uśmiechy. Trzeci agent nie wstał, nie poruszył się, nie obrócił
głowy, żeby sprawdzić, kto wszedł. Kiedy Myron ujrzał jego twarz, serce mu podskoczyło.
Ho, ho!
Przyglądający mu się Win wygiął kąciki ust w rozbawionym uśmiechu. Obecność mężczyzny
w ładnym garniturze, Erica Forda, zastępcy dyrektora Federalnego Biura Zledczego, oznaczała
jedno: bardzo poważną sprawę.
- A ona co tu robi?
Kimberly Green wskazała Esperanzę.
- To moja wspólniczka - odparł Myron. - A poza tym niegrzecznie jest pokazywać palcem.
- Wspólniczka? Nie jesteśmy tutaj w interesach!
- Zostaje - oświadczył.
- Nie! - Kimberly Green także dziś miała w uszach kule na łańcuszkach, lecz do dżinsów i
czarnego golfa włożyła marynarkę w kolorze mięty. - Nie bawi nas rozmowa z panem w obecności
tego twarzowca - wskazała Wina - ale jest na to zgoda. Natomiast jej nie znamy. Dlatego wyjdzie.
Win uśmiechnął się szerzej. Kilka razy szybko poruszył brwiami. Twarzowca? Spodobało mu
się.
- Wyjdzie! - powtórzyła Green.
Myron już miał coś powiedzieć, ale Win pokręcił głową. Słusznie. Amunicję należało
oszczędzać na ważniejsze potyczki.
Po wyjściu Esperanzy Win ustąpił mu miejsca. Stanął na prawo od jego fotela i w pełni
rozluzniony skrzyżował ręce. Green i Peck zareagowali nerwowo.
- Nie znamy się - powiedział Myron do Erica Forda.
- Ale wie pan, kim jestem - odparł Ford głosem tak aksamitnym jak prezenter łagodnego rocka.
- Wiem.
- A ja wiem, kim jest pan. Od czego zaczniemy?
Do boju! Myron zerknął na Wina. Win wzruszył ramionami.
Ford skinął głową Kimberly Green. Odchrząknęła.
- Dla porządku, nie uważamy tego za potrzebne.
- Czego?
- Mówić o naszym śledztwie. Wtajemniczać w szczegóły. Przyzwoitość wymaga, żeby pan,
jako dobry obywatel, nam pomógł.
- O rany!
Myron spojrzał na Wina.
- Nie możemy ujawnić wszystkich aspektów dochodzenia. Wy, panowie, powinniście rozumieć
to lepiej od innych. Powinniście w pełni współpracować z FBI. Powinniście szanować naszą pracą.
- No dobrze, szanujemy. Możemy przeskoczyć ten punkt? Sprawdziliście nas. Wiecie, że nie
puścimy pary z gęby. W innym przypadku nie doszłoby do tego spotkania.
Green splotła dłonie i położyła je na kolanach. Peck ze spuszczoną głową robił notatki, Bóg
jeden wie, na jaki temat. Może wystroju gabinetu.
- To, co powiem, nie może wyjść poza ten pokój. Jest to informacja tajna o najwyższym...
- Przeskoczmy to, przeskoczmy - wtrącił niecierpliwie Myron, kręcąc dłonią.
Green spojrzała na Forda, a gdy znów skinął głową, wzięła głęboki oddech.
- Obserwujemy Stana Gibbsa - oznajmiła i usiadła głębiej w fotelu.
- A to ci niespodzianka.
Myron odczekał kilka sekund.
- Ta informacja jest tajna.
- W takim razie pominę ją w pamiętniku.
- Nie powinien o niczym wiedzieć.
- Słowa  tajna i  obserwacja same się o to proszą.
- Ale, niestety, wie. Gubi nas, kiedy chce. Kiedy jest wśród ludzi, nie możemy podejść do niego
za blisko.
- Dlaczego?
- Bo by nas zobaczył.
- Ale przecież wie, że go śledzicie.
- Tak.
- Czy nie tak szedł przypadkiem skecz Abbotta i Costella? - spytał Myron Wina.
- Braci Mara - odparł Win.
- Gdybyśmy śledzili go otwarcie, wszyscy by się o tym dowiedzieli.
- Staracie się to ukryć?
- Tak.
- Od dawna go śledzicie?
- Odpowiedz nie jest prosta. Często go gubiliśmy...
- Od kiedy?
Green spojrzała na Forda. Ponownie skinął głową. Zacisnęła dłonie w pięści.
- Od ukazania się pierwszego artykułu o porwaniach.
Myronowi zaszumiało w głowie jak od krwi. Usiadł prosto. Ta wiadomość nie powinna go
zaskoczyć, a jednak zaskoczyła. Przypomniał sobie artykuł Gibbsa - nagłe zniknięcia, koszmarne
rozmowy przez telefon, nieustanną, niekończącą się udrękę rodzin ofiar, sielskie, spokojne życie
zdruzgotane nagle przez niepojęte, niewytłumaczalne zło.
- Mój Boże, Stan Gibbs napisał prawdę - powiedział.
- Tego nie twierdzimy.
- Rozumiem. Zledzicie go, bo nie podoba się wam jego składnia?
Agentka Green milczała.
- Niczego nie zmyślił. Wiecie o tym od początku.
- Nie pańska sprawa, co wiemy, a czego nie wiemy.
Myron pokręcił głową.
- Nie do wiary - powiedział. - Sprawdzmy, czy dobrze zrozumiałem. Jakiś psychopata seryjnie
znienacka porywa ludzi i pastwi się nad ich rodzinami. Chcecie to zachować w tajemnicy, bo jeżeli
sprawa wyjdzie na jaw, wybuchnie panika. Niestety, psychol zgłasza się do Stana Gibbsa i o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl