[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie ma drugiego takiego. Zawsze był dla mnie kimś szczególnym.
Po odebraniu przyjaciół z lotniska i umieszczeniu ich w hotelu
wszyscy spotkali się na kolacji w pięciogwiazdkowej restauracji. Smith
stawiał. Zamówił również szampana, by uczcić sukces firmy Jessiki i
Shirley.
- Zaszłyśmy dalej niż w najśmielszych marzeniach - powiedziała
Jessika. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że jutro podpiszemy kontrakt z
Neimanem Marcusem.
- Ja też nie - stwierdziła Shirley. - Kiedy przypominam sobie przerwy
obiadowe, które spędziłyśmy na planowaniu wszystkiego... Nie byłam
pewna, czy kiedykolwiek uda nam się ruszyć. Ale udało się. I możemy
129
RS
powiedzieć, że odniosłyśmy oszałamiający sukces. Głównie dzięki twojej
ciężkiej pracy, Jessiko.
- Głównie dzięki znajomościom Smitha - sprostowała Jessika.
- Kiedy ja się pojawiłem, miałyście już solidne podstawy - wtrącił się
Smith - więc laury należą się wam trojgu. Oby tak dalej! - Uniósł
kieliszek.
- Oby tak dalej!
Jessika sięgnęła do torebki i wyjęła dwie paczuszki przewiązane
wstążką, po czym wręczyła je przyjaciołom.
- To mały upominek, żeby upamiętnić tę okazję i podziękować za
waszą przyjazń i wsparcie. Zawsze byliście przy mnie, kiedy was
potrzebowałam, i jestem wam za to ogromnie wdzięczna.
- Nie trzeba było - powiedziała Shirley - ale wiesz, że uwielbiam
niespodzianki, a moje urodziny są dopiero w pazdzierniku...
Oboje odpakowali prezenty i spojrzeli na nią zaskoczeni, gdy
zobaczyli wewnątrz złote zegarki.
- Rany boskie, Jessiko! - wykrzyknęła Shirley. - To przecież...
- Nie ciesz się za bardzo - roześmiała się Jessika.
- To tylko podróbki, ale czy nie wyglądają świetnie? Smith kupił je
w Meksyku podczas ostatniej podróży do Matamoros. Ja też noszę
podobny. - Podniosła rękę.
- Dziękuję - powiedział Mack - ale wyglądają na jak najbardziej
autentyczne. Zawsze marzyłem o takim zegarku, ale kosztują po parę
tysięcy. Jesteś pewna...
- To podróbki - zapewniła Jessika. - Powiedz mu, że to podróbki,
Smith.
130
RS
- To prawdziwe podróbki - powiedział Smith, puszczając oko do
Macka.
- Dlaczego mrugnąłeś do niego? - zapytała Jessika.
- Smith, czy te zegarki nie są podrabiane?
- Nigdy się nie dowiecie - roześmiał się Smith.
131
RS
ROZDZIAA PITNASTY
- Kochanie, śniadanie na stole. - Smith zapukał do drzwi łazienki.
- Niemożliwe. Nie jestem jeszcze gotowa. Nie mogę sobie poradzić z
włosami.
- Chcesz, żebym ci pomógł?
- Powinnam wyglądać jak profesjonalistka, a nie jakbym wybierała
się na podryw. Czy mógłbyś nalać mi kawy?
- Jak mógłbym odmówić tak uroczej kobiecie?
- Nie jestem urocza. I nie jestem w stanie się uczesać.
- Może to pomoże. - Smith wsunął jej w rękę małe pudełko. - Pójdę
po kawę.
Kiedy wrócił z kubkiem, Jessika ciągle stała w tym samym miejscu z
otwartym pudełkiem w dłoni, wpatrując się w kolczyki.
- Podobają ci się?
- Jak mogłyby mi się nie podobać? Są prześliczne. Powiedz, że to
cyrkonie.
- To cyrkonie - powiedział, odstawiając kubek. -A co to są cyrkonie?
- Imitacja brylantów. Otoczył ją ramionami.
- Nie chcę, żebyś nosiła podróbki. Zasługujesz na prawdziwe
brylanty.
- Ale one muszą mieć chyba po karacie każdy.
- Po dwa. Podobają ci się?
- Są wspaniałe, ale nie mogę ich przyjąć. Ciągle będę się bała, że je
zgubię.
132
RS
- Są ubezpieczone. Nałóż je, kochanie. Dodadzą ci pewności siebie
podczas spotkania. Nikt nawet nie spojrzy na twoją fryzurę.
- Co ja mam z tobą począć, Smith? - roześmiała się.
- Zostać ze mną jak najdłużej - zaczął ją całować.
- Nawet nie próbuj. Zrujnujesz mi makijaż i zaraz się spóznię.
- Więc się pospiesz. Im szybciej podpiszesz kontrakt, tym szybciej
będę mógł cię pocałować.
Zjadł pospieszne śniadanie, kiedy Jessika kończyła toaletę. Jej widok
w drzwiach zaparł mu dech w piersiach. Nie sądził, by kiedykolwiek
mogła mu się znudzić. A kolczyki wyglądały doskonale. Chciał dać jej
również pierścionek, ale wołał poczekać, aż minie jej zdenerwowanie
związane z kontraktem.
Poza tym on sam miał odrobinę wątpliwości. A jeżeli go nie
przyjmie? Nie chciał nawet myśleć o takiej ewentualności.
- Gotowa?
- Gotowa. Pojedzmy po Shirley i Macka i niech się dzieje, co chce.
Jessika i Shirley uścisnęły dłonie wszystkich obecnych i wyszły z
podniesionymi głowami. Już za drzwiami uśmiechnęły się do siebie i
podniosły kciuki. W windzie padły sobie w objęcia.
- Możesz w to uwierzyć? - wykrzyknęła Shirley. -Ten kontrakt
zapewnia naszym dzieciom pokrycie kosztów studiów uniwersyteckich!
Mogłabym jutro rzucić szkołę, gdybym chciała.
- A chcesz?
- Raczej nie. Lubię uczyć. A ty? Wrócisz do szkoły?
- Wątpię. Ta praca bardziej mi się podoba. Poza tym...
- Musisz brać pod uwagę pewnego mężczyznę.
133
RS
- To też - uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Wycofuję to, co o nim powiedziałam. To, że bierzesz go za
udoskonalonego Toma. Kiedy go lepiej poznałam, zrozumiałam, że bardzo
się od siebie różnią. I bardzo go polubiłam. Kochasz go, prawda?
- Prawda.
- Więc życzę wam wszystkiego najlepszego. - Shirley uściskała ją
serdecznie.
- Dziękuję.
Drzwi windy otwarły się na parterze. Smith i Mack czekali na nie.
- I jak poszło?
- Jak po maśle - odpowiedziała Shirley. - Mój geniusz finansowy ich
oszołomił.
- A moje projekty zaparły im dech. Co powiecie na obiad?
- Dobry pomysł - rzucił Mack. - Ja stawiam. Hamburgery z frytkami?
- Brzmi niezle - powiedział Smith. - Znam miejsce niedaleko stąd,
gdzie robią najlepsze hamburgery w mieście. A ich krążki cebulowe to
niebo w gębie.
- %7łartowałem - zaoponował Mack. - Możemy sobie pozwolić na coś
wyższej kategorii.
- Ale to świetny pomysł - potwierdziła Jessika.
Pół godziny pózniej obie pary siedziały na czerwonych barowych
stołkach. Hamburgery były soczyste i naprawdę smaczne, frytki gorące i
chrupkie, a krążki cebulowe rzeczywiście przechodziły wszelkie
oczekiwania.
- Następnym razem pójdziemy na spaghetti - zaoferował Smith. -
Mack, czy kiedykolwiek łowiłeś daleko w morzu?
134
RS
- Nie, ale chciałbym spróbować.
- Kiedy zaczną się wakacje, zarezerwujcie sobie jakiś tydzień na
wizytę na wyspie South Padre. Z dziećmi. Mam tam domek przy plaży.
- Uwielbiam South Padre - wtrąciła Jessika. - Obiecajcie, że
przyjedziecie.
- Obiecujemy.
- To świetnie. Mack, możesz podać mi ketchup?
Po obiedzie Jessika i Smith odwiezli Shirley i Macka na lotnisko, po
czym wrócili do Harlingen. Gdy wsiadali do samolotu Smitha, uśmiech nie
schodził z twarzy Jessiki. Chociaż wszystkie szczegóły kontraktu zostały
wcześniej omówione z prawnikiem, sam moment złożenia podpisu był dla
niej szczególnym przeżyciem. To, co zaczęło się właściwie jako marzenie,
przybrało bardzo rzeczywiste kształty.
- Zadowolona? - zapytał ją Smith, gdy zapięli pasy.
- Bardzo. I dumna, że udało nam się do tego dojść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]