[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zatrzymaj go, durniu warknął jeden z Murgów. Płaciłem za niego złotem.
Za pózno. Nyissanin spojrzał na niego z nieprzyjemnym uśmiechem.
Patrz.
Płynący wrzasnął nagle i zniknął pod powierzchnią. Kiedy się wynurzył, jego ra-
miona i twarz pokrywały oślizgłe, długie na stopę pijawki, od których roiło się w tych
wodach. Mężczyzna odrywał je, wyszarpując kawałki ciała.
Murgowie wybuchnęli śmiechem.
Umysł Gariona eksplodował. Chłopiec skoncentrował się i wyciągnął rękę w stronę
nabrzeża, tuż obok ich statku.
Bądz tam! powiedział.
182
Miał wrażenie, że przepływa przez niego ogromna fala energii. Prawie nieprzytom-
ny, zatoczył się na Mandorallena. Huk w głowie ogłuszał.
Nagle skręcający się i pokryty pijawkami niewolnik leżał na brzegu. Chłopiec po-
czuł nieznośne wyczerpanie; upadłby, gdyby nie Mandorallen.
Gdzie on zniknął? Barak nadal obserwował spienioną powierzchnię rzeki
w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą był niewolnik. Utonął?
Mandorallen bez słowa wskazał drżącą dłonią nieszczęśnika, który wciąż poruszał
się słabo na drasańskim nabrzeżu, mniej więcej dwadzieścia jardów przed dziobem
statku.
Barak spojrzał na niewolnika, potem znowu na rzekę. Zamrugał oszołomiony.
Niewielka łódz z czterema Nyissanami u wioseł odbiła od tamtego nabrzeża i wol-
no płynęła w stronę okrętu Greldika. Na dziobie stał wysoki Murgo z zagniewaną twa-
rzą.
Jest u was moja własność! krzyknął przez dzielącą ich wodę. Natychmiast
oddajcie mi niewolnika.
Może tu przyjdziesz i sam go zabierzesz, Murgu? odpowiedział Barak, pusz-
czając ramię Hettara. Algar przeszedł na burtę, zatrzymując się tylko, by podnieść długi
bosak.
Czy będę mógł odejść nie napastowany? zapytał z powątpiewaniem Murgo.
Czemu nie zejdziesz na ląd? Przedyskutujemy tę sprawę zaproponował
uprzejmie Barak.
Naruszacie moje prawo własności.
Ależ skąd. Oczywiście, sytuacja prawna jest dosyć delikatna. To nabrzeże jest
terytorium Drasni, a w Drasni niewolnictwo jest zakazane. A skoro tak, ten człowiek
już do ciebie nie należy.
Sprowadzę ludzi zagroził Murgo. Jeśli trzeba, odbierzemy go siłą.
Obawiam się, że będziemy musieli to uznać za inwazję na terytorium Alornów
ostrzegł z demonstracyjnym żalem Barak. Pod nieobecność naszych drasańskich
kuzynów będziemy właściwie zmuszeni, by podjąć odpowiednie kroki w obronie tego
nabrzeża. Co o tym sądzisz, Mandorallenie?
Twoje rozumowanie wyjątkową odznacza się precyzją, panie odparł rycerz.
Powszechny obyczaj nakłada na ludzi honoru moralny obowiązek obrony posiadło-
ści krewniaków pod ich nieobecność.
No właśnie oświadczył Murgowi Barak. Mój przyjaciel jest Arendem,
więc w tej materii człowiekiem neutralnym. Musimy chyba przyjąć jego interpretację
sporu.
Marynarze Greldika wspinali się już po takielunku i zwisali na linach jak wielkie,
złośliwe małpy. Bawili się bronią i uśmiechali groznie, patrząc na intruza.
Jest jeszcze jeden sposób stwierdził złowróżebnie Murgo.
Garion poczuł, jak zaczyna tworzyć się moc. Słaby dzwięk rozbrzmiewał echem
w jego głowie. Chłopiec wyprostował się, opierając dłonie o reling. Odczuwał potwor-
ną słabość, ale opanował się i spróbował zebrać siły.
Dość już tego poleciła surowo ciocia Pol. Wyszła na pokład razem z Durni-
kiem i Ce Nedrą.
Prowadziliśmy tylko dyskusję na tematy prawne wyjaśnił niewinnie Barak.
Wiem, co robiliście warknęła. Lodowatym wzrokiem spojrzała ponad pasem
wody na łódz Murga. Lepiej stąd odejdz poradziła.
Muszę najpierw coś odebrać odparł tamten.
Na twoim miejscu nie upierałabym się.
Zobaczymy.
183
Wyprostował się i zaczął mruczeć jakby do siebie, poruszając rękami w serii zło-
żonych gestów. Garion poczuł, że coś go odpycha prawie jak wiatr, choć powietrze
było zupełnie nieruchome.
Staraj się nie pomylić poradziła spokojnie ciocia Pol. Jeśli zapomnisz
choćby najdrobniejszy fragment, wszystko wybuchnie ci w twarz.
Człowiek w łódce zamarł, a po jego obliczu przemknął wyraz niepokoju. Tajemni-
czy wiatr ustał. Murgo zaczął od nowa i całkowicie skoncentrowany kreślił w powietrzu
jakieś wzory.
Tak się to robi, Grolimie ciocia Pol lekko poruszyła dłonią, a Garion poczuł
nagły podmuch: jakby odpychający go wiatr odwrócił się nagle i powiał w przeciwnym
kierunku. Murgo zamachał rękami, potknął się i upadł na dno łodzi, która odpłynęła
kilka jardów do tyłu, jak gdyby ktoś pchnął ją mocno.
Grolim podniósł się na łokciu. Miał wytrzeszczone oczy i śmiertelnie bladą twarz.
Wracaj do swego pana, psie rzuciła jadowicie ciocia Pol. Niech cię wy-
chłoszcze za to, że nie opanowałeś należycie lekcji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]