[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dlaczego mąż ją zostawił.
- Powinien przebadać sobie głowę - dodał przewodniczący. - Cathy to
wyjątkowa kobieta. Samotnie wychowuje synów, ale zawsze ma czas dla
innych. Dużo udziela się społecznie. No i jest świetną kucharką. Na letnich
festynach jej ciastka zawsze znikają pierwsze.
A co z żoną Alistaira? To pytanie nurtowało Morgan, jednak nie
wypadało pytać wprost. Nie chciała wyjść na wścibską babę.
A Cathy najwyrazniej czuła się doskonale w towarzystwie Alistaira.
Miała pociągłą twarz, bujne kręcone włosy i bardzo ładną, choć nieco pulchną
figurę.
Morgan z przykrością uświadomiła sobie, że Cathy Reid jest jej
przeciwieństwem. W dodatku wyglądała na łagodną istotę i na pewno nikogo
nie onieśmielała. Zapewne też nie bała się zwierząt domowych. Nie uciekłaby z
krzykiem przed krowami i nie wylądowałaby w błocie.
Morgan uznała, że nie pasuje do tych ludzi, i ogarnęło ją przygnębienie.
Ubrała się dziś skromnie, uznając, że czarne spodnie oraz jasny sweter to
odpowiedni strój na każdą okazję. Na pewno nie rzucał się w oczy. Tymczasem
Cathy miała na sobie zwykłe dżinsy i bluzkę i w porównaniu z nią Morgan
wyglądała bardzo elegancko. Czyżbym była za bogata, by należeć do zarządu
wiejskiej szkoły?
Przewodniczący ogłosił koniec przerwy, więc wszyscy prędko dopili
kawę i ruszyli w stronę sali obrad. Morgan znalazła się w pobliżu Cathy i
Alistaira.
- Dzień dobry - odezwał się Alistair. - Wygląda pani czyściej niż ostatnim
razem.
Morgan rozciągnęła usta w wymuszonym uśmiechu.
- Ale jeszcze pamiętam tamto błoto. Alistair dokonał prezentacji.
- Pani Morgan... Steele, nasza nowa sąsiadka niechcący zetknęła się z
krowami Derka Iversona.
Morgan była wściekła, że zawahał się przy jej nazwisku. Widocznie
zapomniał o niej zaraz po tym, jak owego feralnego dnia odwiózł ją do domu. A
ona stale o nim myślała...
- Krowy bywają nieobliczalne, lepiej trzymać się od nich z daleka -
powiedziała Cathy. - Mam nadzieję, że nic złego się pani nie stało.
Jej współczucie dziwnie zirytowało Morgan.
- Ucierpiała moja duma - mruknęła.
- Pani mi imponuje. Ja nigdy bym się nie zdobyła na założenie firmy.
Boję się ryzyka. Mówiłam Alistairowi, że jest pani wyjątkową kobietą.
Morgan zerknęła na weterynarza. Pod wpływem jego ironicznego
spojrzenia uniosła wyżej głowę.
- A co pan na to?
Alistair zachował powagę, chociaż w szarych oczach błysnęło
rozbawienie.
- %7łe wyjątkowo szybko pani biega.
Blizniaczki odwiedziły Morgan jeszcze raz i zapewniły, że ich ojciec
zaprasza ją serdecznie na podwieczorek.
Podczas spaceru usta im się nie zamykały. Chętnie opowiedziały o swej
rodzinie.
- Mama mieszka w Hiszpanii z Jaime'em. Ale on wcale nam się nie
podoba. Też ma basen, tylko przed domem. Ale tamten nie umywa się do pani
basenu.
- Jak często odwiedzacie mamusię?
- Jezdzimy do niej w czasie wakacji. Tam jest przyjemnie, ale wolimy
mieszkać z tatusiem, chociaż on czasami złości się na nas i krzyczy.
- Wychowuje was sam?
- Tak. Od pięciu lat.
- Wyobrażam sobie, jak mu trudno.
- Zaraz po wyjezdzie mamy obciął nam włosy. Powiedział, że nie ma
czasu na zaplatanie warkoczy.
Jakie to smutne, pomyślała Morgan. Matka porzuciła dziewczynki, a
surowy ojciec ich nie rozpieszczał. A mimo to nie wyglądały na zahukane ani
nieszczęśliwe. Rzadko spotykała takie ufne, pogodne dzieci.
Wreszcie nadszedł dzień podwieczorku. W co tu się ubrać? - zastanawiała
się Morgan. W jej garderobie nie było wypłowiałych ani podniszczonych
rzeczy, więc bała się, że we wszystkim będzie przesadnie wystrojona. Po
długich wahaniach włożyła swoją ulubioną wąską spódnicę i luzny sweter w
pastelowych kolorach.
Po drodze zerkała na mapę narysowaną przez dziewczynki. W końcu
zobaczyła i kościół, i pub. Więc to tutaj mieszkają. Typowy wiejski budynek z
szarego kamienia. Prosty, solidny, bezpretensjonalny.
Drżącą ręką otworzyła drewnianą furtkę i weszła na ścieżkę. Miała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]