[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotykiem, nie powstrzymywał jej, kiedy niemal z czcią pieściła jego smukłe ciało.
Znów odnalazł ustami jej usta, lecz stawał się coraz bardziej natarczywy. Zrozumiała, że
utracił panowanie nad sobą szybciej, niż zamierzał czy chciał. Ale nie miało to najmniejszego
znaczenia. Nigdy nie będzie miało.
Rozkosz zbliżenia była równie cudowna jak za pierwszym razem. Odpoczywali wspólnie,
bardzo wyczerpani. Burza odchodziła znad Lyncombe Manor, jakby chciała uszanować
spokój kochanków. Ale żadne z nich o tym nie wiedziało. Zasnęli głęboko, spleceni w
miłosnym uścisku.
Rose obudziła się pierwsza. Ze zdumieniem stwierdziła, że jest ranek. Spała okropnie
długo. To znaczy, oboje spali okropnie długo, pomyślała, patrząc na Nathana, który leżał u jej
boku.
W jasnym świetle poranka trudno jej było uwierzyć, że to wszystko rzeczywiście się
wydarzyło. Nie należała do dziewczyn, które szybko idą z kimś do łóżka. Tak naprawdę to
dotychczas spała tylko z jednym mężczyzną. I też nie od razu do tego doszło. Właściwie to
zdecydowała po dłuższej znajomości, kiedy uznała, że w przeciwnym razie związek się
rozpadnie. Nie czuła wtedy niczego prócz braku akceptacji, a związek i tak się rozpadł.
Nathan natomiast, zaakceptował ją bez wahania. Widziała, że budzi w nim pożądanie.
Aatwo i szybko. I że bycie z nią daje mu wielką satysfakcję i uczucie spełnienia. Co więc to
wszystko miało oznaczać?
W istocie wydawało jej się, że doskonale wie co, ale nie chciała się sama przed sobą do
tego przyznać. Jeszcze przez pewien czas będzie udawała, że wszystko to ją zdumiewa.
Niezbyt to może uczciwe, lecz pomoże jej zachować wewnętrzny spokój.
Nathan się poruszył i Rose natychmiast zapomniała o planowanej strategii samoobrony.
Potrafiła tylko niecierpliwie czekać na jego reakcję.
Nathan zamrugał sennie ale kiedy zatrzymał wzrok na niej, od razu oprzytomniał.
Ale wczoraj mieliśmy burzę... Była wspaniała, prawda? wypowiedziała nerwowo
pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy.
Sądzę, że cała noc była wspaniała odparł leniwie.
Nie chcę zająknęła się Rose żebyś myślał... ja na ogół... to znaczy, ja nie...
Nie robisz tego przy byle okazji? dokończył za nią rozbawionym tonem. Wiem o
tym.
Skąd wiesz? spytała, nagle się rozluzniając.
Ostatnio nie za wiele miałem z tym do czynienia, ale kiedyś robiłem te rzeczy bardzo
często odparł rzeczowo.
Zorientowałeś się więc, że nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, prawda?
Tak. Ale nie powinnaś się tego wstydzić. Nic nie szkodzi. To nie ma najmniejszego
znaczenia, a właściwie... wręcz przeciwnie. Podobało mi się to. Pociemniały mu oczy.
Bardzo mi się podobało.
Rose zauważyła, że zmienia mu się wyraz twarzy... i ton głosu, przesunęła się wiec
szybko na brzeg łóżka. Nie była jeszcze gotowa, by to przeżywać. Najpierw musiała dojść do
ładu z własnymi uczuciami.
Chwyciła za prześcieradło, owinęła się nim, wstała z łóżka i skierowała się w stronę
drzwi.
Chyba... chyba zrobię sobie kąpiel.
Zwietny pomysł. Odrzucił koce. Zrobimy to razem.
Nie! Szybko odwróciła wzrok, by nie patrzeć na nagiego Nathana, lecz po chwili jej
samej wydało się to idiotyczne.
Nathan patrzył z rozbawieniem na jej zażenowaną minę.
No to ja wykąpię się pózniej powiedział, odwracając głowę.
Rose odetchnęła z ulgą. Wyjść, myślała gorączkowo, muszę wyjść z tego pokoju. Po
omacku szukała klamki.
Hm... no... idę i...
Idziesz do łazienki podpowiedział. Spojrzała na niego spod oka. Wiedziała, że z niej
żartuje. Mocniej owinęła się prześcieradłem, coś mruknęła i tyłem wyszła z pokoju. Nathan
leżał na łóżku w bardzo swobodnej pozie, uśmiechając się od ucha do ucha. Zezłościło ją, że
wygląda na takiego zadowolonego z siebie.
Przyjemniaczki! mruknęła pod adresem wszystkich mężczyzn na świecie i pomknęła
do łazienki. Na wszelki wypadek dobrze zamknęła drzwi.
Wprawdzie ranek po burzy był rześki, lecz w głowie Rose nadal panował kompletny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]