[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potępianych (dziś byłyby to aniołki niewinne), ruszyło na parkiet.
Rany boskie, jak oni tańczyli! Do chwili obecnej, po czterdziestu ośmiu latach, mam
w oczach ten widok. Jeden był większy i silniejszy, drugi bardziej mikry, wykorzystali walory
fizyczne. Pokaz to był, godzien wszelkich nagród, rock and roli klasyczny, cudowny,
przepiękny! Cały wieczorek zapoznawczy, ju\ na niezłej bani, tkwił w bezruchu, oczarowany,
zachwycony, po czym obdarzył ich oklaskami, od których ręce spuchły.
I nikt ju\ potem nie miał do nich pretensji za \adne wyczyny chuligańskie.
No...? To był taniec...!
(Elementarna uczciwość ka\e nam przyznać, i\ jeszcze w początkach ubiegłego wieku
pokutowały tańce, od wszystkich tang, walców, fokstrotów i tym podobnych niezmiernie
odległe. Ale nawet przy gawotach, menuetach, polonezach i kontredansach miało się
określonego partnera i partnerkę, a przy stosowanej przyzwoicie odległości bez trudu mo\na
było podziwiać wdzięk kibici i kuszące gesty. Zbli\enie tańczących nastąpiło pózniej, wraz ze
wzrostem demoralizacji i upadkiem obyczajów. A potem znikło. Przeistoczyło się w
forsowną gimnastykę, niekiedy nawet rytmiczną, ale od starań uwodzicielskich nader odległą.
Koniec dygresji.)
Wracamy do tematu całkiem porządnie.
A zarazem do owej stodoły na mrozie i sprawy sądowej.
Kwestii młodych dziewczyn, (bo zazwyczaj takie wchodziły w grę), oszukanych,
wykantowanych, a tym bardziej zgwałconych i pozostawionych z potomstwem przy piersi,
wcale nie zamierzamy poruszać. Od czasów Orzeszkowej, Zapolskiej oraz innych odwa\nych
autorów odskoczyliśmy ju\ daleko i nie ma potrzeby się wygłupiać.
Czujemy się natomiast zmuszeni przypomnieć uprzejmie, \e i na tej skromnej ście\ce
płeć \eńska ruszyła do szturmu.
Dość znana była przed iluś tam laty (nie pamiętam przed ilu, ale w ka\dym razie w
drugiej połowie wieku świe\o ubiegłego) historia damy...
(Zaraz, zaraz. Komu znana, komu nie. Prasa nie bardzo się nad tym rozwodziła,
sprawa znana była w kręgach prokuratorsko-sądowniczych. Akurat w tych kręgach się
obracałam, więc mo\e znajomość miała zakres ograniczony.)
... zatrudnionej jako sprzątaczka w powa\nej instytucji, która to dama kolejno
wskazywała sześciu dyrektorów jako ojców swego dziecka. Miała niefart, równie kolejno
dało się ich wykluczyć. Za siódmym razem zeszła do wicedyrektora i ten ju\ popadł w
kłopoty, bo biologia go dopuszczała. Na szczęście dla niego, delegacje słu\bowe wykazały, i\
w decydującym okresie czasu siedział w Pradze czeskiej, zatem dama przyznała się w końcu
do ciecia, pardon, gospodarza domu, tam gdzie mieszkała, za co od cieciowej, pardon,
gospodarzowej domu, dostała po pysku.
(Młodzieniec ze stodoły, w obliczu zaniedbań proceduralnych, dla dobra dziecka
został obarczony ojcostwem i skazany na osiemnaście lat alimentów.)
A diabli go wiedzą, mo\e i słusznie...
Opisane wy\ej wypadki nie stanowiły ewenementu, nie były odosobnione, prawo
przejęło się dobrem dziecka i wydatnie wspomogło damską agresję. Nikt ju\ dziś nie zdoła
stwierdzić, ilu niewinnych facetów zostało wrobionych w ojcostwo, bo baby skwapliwie
skorzystały ze stworzonych im mo\liwości.
I czy jeszcze ktoś się mo\e dziwić, \e mę\czyzni zaczęli się bać coraz bardziej...?
Obecnie problem upadł z racji postępu medycyny. Autorem postępu z pewnością był
przestraszony mę\czyzna.
Jakoś tak trochę pózniej przyszła moda na
GWAAT.
Owszem, były to bardzo straszne rzeczy, ale, jak zwykle, poleciały za daleko.
Wszystkie krzyki na tym tle doprowadziły do sytuacji, w której, jeśli jakaś dziewczyna nie
była gwałcona, czuła się gorsza. Bo jak to, nikt jej nie chciał i nawet nie próbował...?!
Trochę to wypadło tak, jak niegdyś lany poniedziałek po wsiach. Im piękniejsza, tym
bardziej lana, największy honor stanowiło wykąpanie w stawie, suchość zaś była hańbą
wstydliwie ukrywaną i opłakiwaną gorzkimi łzami.
Co poniektóre, a wcale nie było ich mało, specjalnie starały się o właściwe warunki...
Mamy na myśli gwałt, nie zaś oblewanie wodą.
... Zapraszały chłopaka do siebie, szły z wizytą do niego, udawały się na przechadzkę
po gęstym, ciemnym lesie, kuszące i frywolne...
A potem krzyk podnosiły, \e potwór je zgwałcił. A co najmniej próbował.
Autorka niniejszego uprzejmie przypomina, i\ swymi czasy miała dość du\o do
czynienia z gwałtami. Nie, broń Bo\e, nie osobiście! Z gwałtami w postaci akt
prokuratorskich i spraw sądowych.
(Co do osobiście", zapewne nikt jej nie chciał...)
Tu kusi nas niezmiernie wetknięcie do niniejszego utworu sprawy o gwałt w Płocku,
gdzie zbiegło się kilka interesujących elementów. Powy\szą sprawę o gwałt jednak\e
opisałam w Autobiografii, w du\ym skrócie, co prawda, ale jednak, i głupio byłoby własne
teksty powtarzać. Wyeksponujemy, zatem tylko elementy, przystające do niniejszego dzieła.
Jedno: gwałt, jako taki. Drugie: meandry prawa. Trzecie: perfidia damska. Czwarte:
umysłowość męska.
Jedno:
Gwałt nastąpił pomiędzy pierwszym podrywaczem miasta Płocka a tak zwaną
porządną panienką, przyjaciółką jego siostry.
Podrywacz cieszył się nie tylko szalonym powodzeniem wśród płci pięknej, ale tak\e
przeszłością naganną, wyszedł właśnie z mamra, podjął pracę przy budowie domu
rodzinnego, co niewątpliwie było dowodem resocjalizacji, i wpadł w oko panience.
Z nieudolnie skrywanym zapałem panienka, czym prędzej zło\yła wizytę siostrze
złoczyńcy, gdzie odbyła się malutka imprezka z udziałem jeszcze jednej przyjaciółki, czyli
razem było ich trzy. W lasku Idy trzy boginie... Nie, nie w \adnym lasku, tylko na balkonie.
Podobno miały pół litra wódki, inne rodzaje po\ywienia nie zostały przed sądem dokładnie
omówione.
Przyszła ofiara ur\nęła się lekko i ujawniła stanowczą chęć zaczekania na powrót do
domu przyszłego uwodziciela, dotychczas nieobecnego.
Uwodziciel wrócił w towarzystwie aktualnej narzeczonej, równie\ trudniącej się
pracami budowlanymi.
Towarzystwo nie uległo wymieszaniu, w rodzinie rysował się, bowiem pewien brak
sympatii wzajemnej. Przyjęcie trzech dam trwało na balkonie, a narzeczona siedziała w
kuchni, częstowana napojami oddzielnie. Wkrótce udała się do domu, odprowadzona przez
kochającego amanta.
Ofiara twardo zapierała się czekać na jego powrót, nie kryjąc ju\ zamiaru
udowodnienia mu, i\ jest cnotliwą panienką, w co podobno powątpiewał.
Gwałciciel wrócił. Wszyscy razem opuścili lokal i taksówką udali się na miejsce
budowy, gdzie stała ju\ willa w stanie surowym, z dość porządnie wykończoną piwnicą.
Tam\e dwie przyjaciółki pozostawiły ofiarę i złoczyńcę, a same, tą samą taksówką, wróciły
do siebie.
Wśród rozmaitych ucią\liwości, złego psa na łańcuchu, zagonu kapusty i zapadłych
ju\ dawno ciemności, ofiara dobrowolnie zeszła do piwnicy, gdzie napastnik przygotował
ło\e miłości, rozkładając na podłodze jakiś koc i prześcieradło. Ofiara przeczekała te
manipulacje pościelowe, tak\e pozbywanie się spodni, czyniąc obronne gesty tylko w
chwilach, kiedy gwałciciel mógł im przeciwdziałać, i wcią\ szermując swoją cnotą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]