[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czuje.
– Dobrze – odparła, po czym opowiedziała mi to, co mniej więcej wyobrażałem sobie, że się
wydarzy z nieszczęsnym psem.
– Nie rozumiem tego – powiedziała. – Mają ogród, a dom jest tak duży, że pies nie mógłby
im przeszkadzać, dotrzymywałby im towarzystwa, bronił ich. A poza tym jest Frida, która
mogłaby go karmić. Reakcja Karin całkiem mnie zaskoczyła.
– Przykro mi – powiedziałem i naprawdę było mi przykro, czułem szczerą skruchę. Ale nie
wyznałem jej, że to właśnie psy tej rasy wykorzystywali Fred i Karin w obozie koncentracyjnym
do zastraszania więźniów (była to jedna z ich najbardziej znanych i rozpoznawalnych cech,
zatem jej reakcja potwierdziła bez żadnej wątpliwości, że to oni), po czym razem je zabili, kiedy
alianci weszli do obozu, a oni musieli uciekać. Sześć psów tej rasy, silnych i zabójczych jak ich
właściciele, leżało martwych na ziemi od strzałów w łeb, jakby były cieniami Fredrika i Karin.
Nie opowiedziałem tego Sandrze, ponieważ potrzebowałem jeszcze trochę jej niewinności.
Czułem się jeszcze bardziej podły i nikczemny, kiedy wyznała mi, że denerwuje się,
ponieważ mają jej zrobić USG, żeby poznać płeć dziecka. Splotła palce dłoni, na obu
serdecznych palcach miała wielkie pierścionki. Słońce padało na rude kosmyki jej włosów, były
dłuższe niż wtedy, kiedy poznałem ją w domku, chociaż obcięte nierówno, jak to było modne
wśród młodzieży. Niewielki kolczyk w nosie połyskiwał. Była tak piękna i naturalna, mimo
wszystkiego, na co się wystawiała, że pomyślałam, iż nie zasługuję na to, by być przy niej, nie
zasługuję, żeby z nią rozmawiać ani patrzeć w jej zielonkawe oczy. Nie zasługiwałem na to, żeby
się do mnie uśmiechała czy uważała za bliźniego. Chociaż znajdowała się blisko, ja należałem do
innego świata, siłą rzeczy należałem do niewybaczalnej przeszłości. Równie dobrze mogłem
siedzieć obok róży o czerwonych, aksamitnych płatkach i obok skały lub pod błyszczącą
gwiazdą, a i tak nie byliśmy przez to tym samym. Powiedziała mi, że w głębi duszy ma poczucie,
iż zdradzi własną matkę, jeśli pozwoli Karin przeżyć z nią tę chwilę. Sandra miała tak pięknie
naiwne problemy moralne, że miałem ochotę objąć ją i dla ochrony zamknąć w szklanej kuli.
– Mogę pójść z tobą. Nie jestem kobietą, nie zdradzisz swojej matki. Wiem, czym są te
sprawy. Mam córkę, a ty mogłabyś być moją wnuczką.
Nie powinienem był tego powiedzieć. Czy własną wnuczkę traktowałbym tak jak ją? Tak
bym ją narażał?
– Tak, sądzę, że chciałabym, żebyś to ty był osobą, która ze mną pójdzie – powiedziała.
Przed wizytą u lekarza poszliśmy na ulicę handlową, ponieważ chciała sobie kupić zimowe
buty. Kupiła czarne botki do kostek na gumowej podeszwie, sześć par skarpetek w promocji i
obszerną przeciwdeszczową kurtkę. Założyła skarpetki, botki i kurtkę, a do torby włożyła
sportowe obuwie i wełniany żakiet, które wcześniej miała na sobie. Ja kupiłem sobie płaszcz trzy
czwarte, który podobał się Sandrze.
– Teraz możemy pójść na USG – powiedziała.
W botkach była tak wysoka jak ja. Szła ulicą niczym jakaś królowa, a ja byłem zadowolony,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]