[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrokiem.
O czym tak myślisz, że aż się zaczerwieniłaś? Wiesz, o czym ja myślę?
Gdzie spędzimy miodowy miesiąc.
Ciszej ofuknęła go Jo.
Kocham cię, Jo Brown.
Zapomniała, że powinna teraz śpiewać; spojrzała na niego. Kilka osób
wśród publiczności zauważyło tę ukradkową wymianę zdań na scenie.
Patrzyło na kochanków z sympatią i czułością.
Brownowie spostrzegli, że w czasie przedstawienia przybył jeden z ich
synów, Creighton. Stał nieco z tyłu; wyglądał trochę obco w tym tłumie
zwykłych Amerykanów. Miał krzaczastą brodę i rozbiegane oczy. Był
ubrany w znoszoną kurtkę z wielkimi kieszeniami. Wyglądał jak elegancki
włóczęga. Nazywali go Cray.
Felicja nie musiała udawać radości, jednak okazywała ją w milczeniu.
Wprost odebrało jej głos. Przylgnęła do Craya, przełykała ślinę; radość
zaparła jej dech w piersi.
Gdy inni mieszkańcy Tempie odkryli, kto kryje się za bujną brodą,
zaczęli poklepywać Craya po ramieniu, witać się z nim i zadawać pytania.
Dobrze, że przedstawienie dobiegło już końca; Cray odwróciłby od niego
uwagę widzów.
Ludzie tłoczyli się, rozmawiali, uśmiechali do siebie i składali życzenia.
Wreszcie rozeszli się, by pojechać do domów.
Brownowie także wyruszyli w drogę.
Cray i Bob przystanęli na chwilę na ganku. Pokręcili głowami,
uśmiechnęli się. Pierwszy przerwał milczenie Cray.
Masz prawdziwy skarb pogratulował bratu.
Na Boga, tak! Jej doskonałość aż mnie trochę przeraża.
Zasługujesz na kogoś takiego... wreszcie.
Nigdy nie mówiłeś tak o Debrze.
W jej zrenicach widziałem znak dolara, a na końcach palców szpony.
Ja też to dostrzegłem, ale dopiero wtedy, kiedy już było po wszystkim.
Byłem naprawdę głupi.
Weszli w milczeniu do domu i usłyszeli głos Salty'ego:
... już myśleliśmy, że będziemy musieli zostać w Nowym Jorku do
wiosny!
Wszyscy stłoczyli się wokół Craya; Bob nie usłyszał więc, dlaczego jego
rodzice mieliby zostawać tak długo w Nowym Jorku?
Młodsze dzieci ziewały; zostały odesłane do łóżek. Starsze miały jeszcze
trochę czasu. Z głośnika gramofonu płynęły kolędy, drzewko migotało
ozdobami, a stosy prezentów kusiły samym swym wyglądem. Niestety,
zgodnie ze zwyczajem można je było rozpakować dopiero w pierwszy dzień
świąt.
Podano wino i świąteczne ciasta. Wszyscy znajomi i krewni wznieśli
specjalny toast za Mike'a, który odbywał służbę w marynarce.
Pózniej Bob dosłyszał słowa matki:
Nie mogliśmy tam wytrzymać. Raz nawet już prawie postanowiliśmy
pojechać do Londynu, żeby...
Bob zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, co przeszkadzało rodzicom na
wschodnim wybrzeżu. Byli tam prawie przez miesiąc, ale w końcu Nowy
Jork nie jest nudnym miastem. Skoro nie mogli tam wytrzymać, dlaczego
nie wrócili po prostu do domu?
Bob zmrużył oczy i jeszcze bardziej zmarszczył brwi. Salty
wypowiedział chyba pewne słowo. Dziwne słowo. Fortel?
Dostrzegł Jo. Nadal miała na sobie sceniczny kostium: długą nocną
koszulę. Wyglądała cudownie. Całkowicie odwróciła jego uwagę od
zagadkowych wypowiedzi rodziców.
Właśnie wtedy rozległ się głos jakiegoś mężczyzny:
Jesteśmy tu wszyscy. Dlaczego nie teraz? Cray podniósł rękę i dodał:
Racja! Urządzimy sobie kocią muzykę! Zwykle robili to na cześć
nowożeńców...
Co? zapytał Bob. O czym wy mówicie?
Sprowadzimy księdza i połączymy was węzłem małżeńskim. To
zaoszczędzi wiele wysiłku; wszyscy musieliby wyjechać po świętach, a po
tygodniu znów tu przyjeżdżać. Rodzina Jo też jest w miasteczku. Są
wszyscy. Zróbmy to!
Zabrzmiały brawa przewyższające nawet te, którymi publiczność
nagrodziła aktorów po przedstawieniu.
A gdzie będziemy spać? zapytał Bob.
Rozległy się okrzyki i śmiechy.
To znaczy, że Bob jest gotów. A ty, Jo?
No...
Wspaniale! Zatelefonuję do twojej rodziny, a Phillip przywiezie ich
limuzyną, dobrze?
Bob i Jo wymienili spłoszone spojrzenia. Potem Bob uśmiechnął się, a
przyzwalające spojrzenie Jo sprawiło, że poczuł ciepło wokół serca.
Panno Malone, czy uczyni mi pani ten zaszczyt?
zawołał.
Roześmiała się.
Znów wybuchły brawa. Dzieci powychodziły z łóżek. Słuchały,
zadawały pytania i wykrzykiwały, że i tak nie usną w tym hałasie. Dorośli
uciszali je i udzielali wyjaśnień. Niektóre dzieci wróciły na górę, inne,
zwłaszcza starsze, zostały. Wśród tych ostatnich znalazł się Teller.
Salty zatelefonował, do kogo trzeba i można było zacząć przygotowania
do ceremonii. Pastor przybył wraz z rodziną, a Phillip przywiózł Malone'ów.
Jo poprosiła siostrę Boba, Carol, żeby była jej druhną, a Bob brata, Craya,
żeby był jego drużbą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]