[ Pobierz całość w formacie PDF ]

hali, skleconej z wielkich bali drewna i kamieni i obwieszonej śmierdzącymi kro-
wimi skórami.
Dysząc ciężko, przystanął na chwilę, odwrócił się i z zadziwieniem przyglądał
się temu, co tam się działo.
To była Walhalla.
Co do tego nie mógł mieć najmniejszych wątpliwości. Na taki widok firmy
dostawcze straciłyby ochotę do żartów. A cała ta dzika, kłębiąca się masa hulają-
cych bogów i wojowników oraz ich rozhulanych dam, razem z tymi wszystkimi
tarczami, ogniskami i dzikami musiała zajmować przestrzeń zbliżoną do rozmia-
rów stacji St. Pancras. Samo gorąco, jakie się znad tego unosiło, powinno było
wydusić stada zdegenerowanych orłów, które z łopotem skrzydeł krążyły w gó-
rze.
A może też tak w istocie było. Dirk nie miał żadnej pewności, że stado wście-
kłych orłów, które sądzą, że zaraz się uduszą, mogłoby się zachowywać inaczej
niż większość tych, na które właśnie patrzył.
Było coś, nad czym nie chciał się zastanawiać, dopóki nie przepchnie się jakoś
przez ten tłum, lecz w końcu nadszedł czas, żeby nad tym pomyśleć.
A co  pomyślał  z państwem Draycott?
Co też mogliby tu robić Draycottowie? No i gdzie, pośród tej kotłowaniny,
mogą teraz być?
Przymrużył oczy i wpatrywał się uważnie w falującą tłuszczę, sprawdzając,
czy pośród brzęczących napierśników i przepoconych skór nie zdoła gdzieś wypa-
trzyć ekskluzywnych czerwonych okularów albo spokojnego włoskiego garnituru;
wpatrywał się mając całkowitą pewność, że to próżny trud, lecz czuł jednocześnie,
że należy go podjąć.
Nie  doszedł do wniosku  nie widać ich. Zresztą, to nie dla nich towarzy-
stwo. Inne tego typu refleksje zostały ucięte nagle przez ciężki topór o krótkiej
rękojeści, który przeleciał obok w powietrzu, z zadziwiającym łomotem utkwił
w ścianie jakieś trzy cale od jego lewego ucha i na dłuższą chwilę wymazał mu
myśli do czysta.
Kiedy Dirk doszedł do siebie po szoku i wypuścił powietrze z płuc, doszedł
też od razu do wniosku, iż przedmiotu nie ciśnięto weń we wrogich zamiarach,
a tylko w radosnym uniesieniu. Niemniej on sam nie był w rozrywkowym na-
stroju, postanowił więc ruszyć się stamtąd. Przepychał się bokiem wzdłuż ściany,
162
w kierunku, w którym  jeśli to rzeczywiście byłaby St. Pancras, a nie Walhalla
 znajdowała się kasa biletowa. Nie miał pojęcia, co tam zastanie, lecz zakładał,
że coś innego niż tu, a to bardzo by mu odpowiadało.
Wydało mu się, że ogólnie rzecz biorąc tu, na peryferiach, sprawy toczą się
spokojniej.
Najlepsza i najgorętsza zabawa koncentrowała się bliżej środka sali, podczas
gdy stoły, które mijał teraz, obsadzone zostały przez tych, którzy na oko osią-
gnęli już tę porę w swym nieśmiertelnym życiu, kiedy wolą raczej wspominać
czasy, gdy zmagali się z pieczonymi świniami, i raczej wymieniać fachowe uwagi
na temat co subtelniejszych chwytów w technice zapasów z pieczoną świnią niż
samemu się z taką świnią zmagać.
Dirkowi udało się podsłuchać skierowaną do współtowarzysza uwagę na te-
mat leworęcznego, trójpalcowego chwytu za mostek przeciwnika, który  chwyt
oczywiście  jest najistotniejszym zagraniem taktycznym w kluczowym momen-
cie tuż przed finalnym, kompletnie zamroczonym prawie-padnięciem, na którą to
uwagę współtowarzysz zareagował dobrotliwym:  No, taa . Dirk stanął, spojrzał
i zawrócił.
Zgarbiony w zamyśleniu nad żelaznym talerzem, odziany w rozliczne sprzącz-
ki oraz solidnie wyplamione i skudłaczone futra, które były  jeśli to w ogóle
możliwe  jeszcze bardziej obrzydliwe i cuchnące niż odzienie, w jakim Dirk
widział go wcześniej, siedział jego znajomy z King s Cross.
Dirk zastanawiał się, jak by tu do niego podejść. Szybkie trzepnięcie w ramię
i okrzyk:  Niezła impreza, co? , byłoby może i nie najgorszą strategią, lecz 
zdecydował  nie na tę okazję.
Podczas gdy Dirk się zastanawiał, z powietrza zapikował nagle orzeł, z wiel-
kim furkotem i trzepotem wylądował tuż przed starym, złożył skrzydła i podszedł
bliżej, domagając się, by go nakarmiono. Stary spokojnie oderwał od kości kawał
mięsiwa i podsunął ptaszysku, które wydziobnęło je ostro, lecz celnie spomiędzy
palców.
Dirk pomyślał, że to może być ta szansa, której szukał. Sięgnął poprzez stół,
wziął niewielki kawałek mięsa i podsunął ptakowi. Ten natychmiast skoczył Dir-
kowi na kark, zmuszając go do rozpaczliwego wymachiwania kapeluszem; mimo
wszystko prezentacji dokonano.
 No, taa  powiedział stary i odpędził orła, po czym przesunął się trochę
na swojej ławce. Nie było to przesadnie wylewne zaproszenie, niemniej było to
zaproszenie. Dirk przelazł przez ławkę i usiadł.
 Dziękuję  powiedział posapując.
 No, taa. . .
 Jeśli pamiętasz. . .
W tej właśnie chwili przez Walhallę przetoczyło się potworne, wibrujące
grzmotnięcie. Ktoś uderzył w bęben, lecz bęben ten brzmiał, jakby był niepraw-
163
dopodobnych wprost rozmiarów, co było zresztą całkiem zrozumiałe, jeśli miał
przebić się przez harmider, jakim sala wypełniona była po brzegi. Bęben uderzył
trzy razy, powoli i potężnie jak samo serce Walhalli.
Dirk skierował wzrok tam, skąd mógł dobiegać dzwięk. Wtedy dopiero za-
uważył, że na południowym krańcu sali, do którego uprzednio zdążał, znajduje
się wielki balkon czy też pomost, ciągnący się prawie przez całą jej szerokość.
Stały tam jakieś postacie, ledwie widoczne przez falujące powietrze i chmarę or-
łów, lecz Dirk miał poczucie, że ci, którzy są na górze, rządzą tymi, którzy są na
dole.
Odyn, pomyślał Dirk. Na tym balkonie musi być Odyn, Ojciec Wszechrzeczy.
Odgłosy biesiady szybko ucichły, choć echa hałasów rozbrzmiewały jeszcze
przez kilka sekund.
Kiedy zapadła pełna oczekiwania cisza, z balkonu zagrzmiał czyjś potężny
głos i przetoczył się przez salę. Głos ten powiedział:
 Godzina Wyzwania już prawie dobiegła końca. To wielki bóg Thor zwołał
nas tu na Godzinę Wyzwania. Po raz trzeci zapytuję więc: gdzie jest Thor?
Pomruk, jaki przeszedł przez salę, zdawał się wskazywać, że nikt nie ma po-
jęcia, gdzie jest Thor i dlaczego nie przyszedł dotrzymać wyzwania.
 To wielka zniewaga dla Ojca Wszechrzeczy. Jeśli przed upływem tej go-
dziny nie dojdzie do pojedynku, na Thora zostanie nałożona odpowiednio surowa
kara.
Bęben ponownie zagrzmiał po trzykroć, a konsternacja na sali bardzo się
wzmogła. Gdzie jest Thor?
 Jest z jakąś dziewczyną  zabrzmiał czyjś głos ponad resztą, a po nim
nastąpiły rzęsiste wybuchy śmiechu i wszystko wróciło do poprzedniego zgiełku.
 Tak  powiedział po cichu Dirk.  Spodziewam się, że tak właśnie musi
być.
 No, taa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl