[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krótko po świcie kulisi pilnujący ognisk zbudzili swoich towarzyszy. Sungasza zbliżała
się do przystani. Aowcy, naprędce narzuciwszy na siebie ubrania, wybiegli na wybrzeże.
Po rzece płynął stary, dwumasztowy holownik typu amerykańskiego, o długiej i wysokiej
nadbudówce piętrzącej się nad pokładem, przystosowany do bocznego holowania. Ciągnął na
holu dwie barki złączone ze sobą bokami. Dopiero w pobliżu przystani zmniejszył szybkość,
by zluzować napięcie liny holowniczej, a następnie uwolnił ją z haka umieszczonego na
śródokręciu.
Opuszczone przez holownik barki nieporadnie utknęły na środku rzeki, lecz zanim prąd
zaczął je znosić, Sungasza , prując całą parą, zgrabnie zatoczyła koło i bokiem przysunęła
się do nich. Kilku ludzi przeskoczyło przez niską burtę holownika. Po krótkiej chwili
Sungasza z przymocowanymi do swego boku barkami zaczęła podpływać do brzegu.
Bosman okiem znawcy obserwował zręczne manewry holownika; z uznaniem kiwnął
głową.
Zuch kapitan, jak na byłego katorżnika niezle sobie radzi! pochwalił. No, ale
Kramer nie zełgał, bo sądząc po małym zanurzeniu, obydwie barki zapewne świecą pustkami.
Tym lepiej dla nas wtrącił Wilmowski. Janie, ty chyba będziesz pertraktował z
kapitanem?
Dobrze, pogadam z nim przytaknął Smuga.
Holownik tymczasem wolno dobijał do przystani. Marynarze, półnagie chłopiska, zrzucili
cumy na ląd. Kulisi sprawnie umocowali je na palach. W oknie pomostu nawigacyjnego
ukazał się mężczyzna o twarzy okolonej złotawym zarostem. Z trudem przecisnął swe
szerokie bary przez iluminator i oparł się łokciami o parapet.
Kulisi chóralnie pozdrowili go w żargonie rosyjsko-chińskim. Kapitan poważnie skinął
głową na powitanie.
No, jak tam chłopcy, przygotowaliście drewno? Możecie przystąpić do ładowania?
zagadnął po rosyjsku.
Już ładujemy, kapitanie, już ładujemy! chóralnie odkrzyknęli kulisi.
No, to bierzcie się do roboty! zawołał kapitan, śląc Chińczykom przyjazny uśmiech.
43
Smuga wszedł na pomost przystani, uchylił skórzanej czapki obszytej futerkiem.
Dzień dobry kapitanie, czy moglibyśmy z panem porozmawiać w pewnej sprawie?
zapytał.
Kapitan niedbałym ruchem uniósł prawą dłoń do daszka ceratowej czapki; bystrym
spojrzeniem zmierzył Smugę, przyjrzał się grupce mężczyzn stojących nie opodal. Dopiero po
dłuższej chwili odparł po rosyjsku:
Czy tylko pan ma do mnie interes, czy też i ci panowie również?
Sprawa dotyczy nas wszystkich wyjaśnił Smuga.
Dobrze, wobec tego zejdę do panów.
Znikł w oknie pomostu, zaraz jednak jego olbrzymia postać pojawiła się na drabince.
Wolno zszedł na pokład, a potem niespodziewanie zwinnym skokiem przesadził nadburcie.
Stanął na pomoście.
Słucham pana powiedział.
Smuga poprowadził go ku towarzyszom.
Oto pan Brown, obywatel agnielski, preparator skór zwierzęcych mówił wskazując
Wilmowskiego. Nasz młody towarzysz to Tomasz Wilmowski, pochodzi z Warszawy, jest
podróżnikiem i łowcą, a to pan Brol z Niemiec, pogromca zwierząt. Jesteśmy na wyprawie
łowieckiej zorganizowanej przez przedsiębiorstwo Hagenbecka. Oprócz nas uczestniczy w
niej strzelec z Indii, pan Udadżalaka, czterech tropicieli z plemienia Goldów i... jeszcze jeden
pan, pan Pawłow, przydzielony nam jako opiekun tej wyprawy przez isprawnika w
Chabarowsku.
Miło mi poznać tak międzynarodowe towarzystwo odparł kapitan nie wymieniając
swego nazwiska. Czym mogę panom służyć?
Chcemy zaproponować przewiezienie naszej wyprawy w okolice Błagowieszczeńska,
gdzie mamy zamiar zebrać kolekcję ptaków.
Hm, kłopotliwy ładunek... Tygrysy, konie, psy, wozy, ludzie i... pan Pawłow głośno
mówił kapitan, niby to do siebie, rozglądając się po obozie.
Uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby nie sprawiać panu zbyt wielu kłopotów
wtrącił Wilmowski.
Niestety, nie mógłbym wszystkich panów pomieścić w kajutach na Sungaszy
powiedział kapitan.
To nic nie szkodzi, część nas musi przebywać na barkach przy zwierzętach uprzejmie
dodał Smuga.
Hm, muszę się zastanowić nad tą propozycją z wyrazną niechęcią w głosie rzekł
kapitan.
Bosman, zniecierpliwiony, przysunął się do Smugi i dość głośno mruknął po polsku:
Gdybym miał takiego pyszałka na swojej krypie, raz dwa wylądowałby za burtą.
44
Zacznij pan gadać o forsie, to mu się zaraz oczy zaświecą!
Nie wtrącaj się, bosmanie szepnął Wilmowski.
Kapitan Sungaszy stał zamyślony z lekko pochyloną na piersi głową. Nagle spojrzał
bosmanowi prosto w oczy, podszedł do niego tak blisko, że własną piersią niemal oparł się o
jego pierś.
Czy w Niemczech panują takie zwyczaje, że bosman wyrzuca za burtę kapitana?
zaczepnie zapytał po polsku. Nie poszłoby ci ze mną tak łatwo!
Nie wódz mnie, brachu, na pokuszenie warknął bosman prosto w twarz kapitanowi.
Ten zaś parsknął śmiechem i zawołał:
No, nareszcie dogadaliśmy się! Niemiec i Anglik mówią po polsku. Nadzwyczaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]