[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapobiec.
Hmmm... przyznaję, że to cios dla moich koncepcji. A więc mógł sobie
strzelić w łeb?
Co proszę? Rozwalił sobie głowę?
Owszem. Oto zdjęcie. Nie wiemy, jakiej użyto broni, ale...
Poczekaj. Teraz mogę już udzielić konkretnej odpowiedzi. Jeśli taka była
przyczyna śmierci D Courtneya, to na pewno nie zginął on z własnej ręki.
A to dlaczego?
Bo zamierzał użyć trucizny. Nastawił się, że przedawkuje narkotyk. Link,
wiesz co nieco o typach samobójczych. Jeśli taki osobnik raz zdecyduje się na
określony rodzaj śmierci, to nigdy nie zmieni postanowienia. D Courtney z całą
pewnością został zamordowany.
Sam, zamieńmy się na chwilę rolami. Wyjaśnij mi, dlaczego D Courtney
uparł się, by umrzeć od trucizny?
%7łarty sobie stroisz? Gdybym to wiedział, nie dopuściłbym do tego. Reich
sprawił, iż zawiodłem pacjenta. Mogłem uratować D Courtneya. Ja...
Próbowałeś dociec, dlaczego D Courtneya zawiodła równowaga
psychiczna?
Owszem. Przyczyną jego desperacji było głęboko ukryte poczucie winy.
Wobec kogo?
Wobec jego dziecka.
Barbary? Jak to? Dlaczego?
Nie wiem. Dręczyły go potężne wyrzuty sumienia, których zródłem było
poczucie opuszczenia kogoś... dezercji... wstydu... odrazy do samego siebie...
tchórzostwa. Mieliśmy właśnie się tym zająć, kiedy... To wszystko, co mi wiadomo.
Czy Reich mógł się tego domyślić i posłużyć się tym w realizacji swych
planów? Gdy przygotujemy sprawę dla sądu, tego właśnie uczepi się Staruch.
Reich mógłby się domyślić... Nie. To jednak niemożliwe. Do tego byłaby mu
potrzebna pomoc specjalisty.
Poczekaj, Sam. Coś ukrywasz. Wiele dałbym, aby...
Proszę bardzo. Niczego nie taję.
Nie staraj się mi pomóc. Wszystko pomieszałeś. Czekajże... skojarzenie
z rozrywką... przyjęciem... rozmowa u mnie! W zeszłym miesiącu Gus Tate, który
sam jest specjalistą, potrzebował rady, bo jak mówił zetknął się z podobnym
przypadkiem. Jeśli Tate potrzebuje pomocy, pomyślałeś sobie, to znaczy, że pacjentem
z pewnością jest Reich. Odkrycie to wytrąciło Powella z równowagi tak bardzo, iż
przemówił głośno: I cóż począć z tym fantem?
Z jakim fantem?
Tej nocy, na przyjęciu w Beaumont House, gdy zabito D Courtneya, był tam
Gus Tate. Przyszedł w towarzystwie Reicha, ale żywiłem nadzieję...
Link, to nie do wiary!
Mnie też się nie chce wierzyć, ale cóż począć. Specjalistą, który pracował
dla Reicha, był mały Gus Tate. To on ubezpieczał Reicha i przygotował grunt pod
działania zabójcy. Wyciągnął z ciebie informację i przekazał ją mordercy. Poczciwy,
stary Gus. Najwyrazniej gwiżdże na Zlubowanie Espera.
I na Przeróbkę z wściekłością wyrzucił z siebie @kins.
Gdzieś z głębi domu dobiegło ich wezwanie Sally @kins: Link, fon do
ciebie!
Do diabła! Jedyną osobą, która wie, gdzie mnie szukać, jest Mary. Mam
nadzieję, że Barbarze D Courtney nie przydarzyło się nic złego.
Powell pomknął ku niszy, w której ustawiono vifon. Już z daleka na ekranie
ujrzał twarz Becka. Zastępca zobaczył go w tej samej chwili i podniecony czymś
pomachał ręką. Zaczął mówić, zanim jeszcze Powell znalazł się w zasięgu głosu.
...i dała mi ten numer. Całe szczęście, szefie, że udało mi się pana złapać.
Mamy dwadzieścia sześć godzin.
Zaraz, zaraz, Jax. Może zacząłby pan od początku?
Człowiek, o którym pan wspominał, ten spec od rodopsyny, doktor Wilson
Jordan, wrócił z Kallisto. Teraz, z łaski Reicha, jest on majętnym facetem.
Przyleciałem razem z nim. Jordan pozostanie na Ziemi jeszcze w ciągu najbliższych
dwudziestu sześciu godzin, dopóki nie zamknie tu swoich spraw i następną rakietą
wraca na Kallisto, by już na zawsze cieszyć się swym nowiutkim, prosto spod igły,
majątkiem. Jeśli chce pan coś z niego wyciągnąć, nie ma pan zbyt wiele czasu.
Czy Jordan będzie zeznawał?
A czy w takim wypadku zamawiałbym miedzyplanetarkę? Nie, szefie. Forsa
wylewa mu się wprost z uszu. I jest wdzięczny Reichowi, który (cytuję) był łaskaw
nagiąć nieco prawo na korzyść doktora Jordana i sprawiedliwości . Jeśli chce pan coś
z niego wyciągnąć, lepiej niech pan wraca na Ziemię i zajmie się tym osobiście.
A to rzekł Powell doktorze Jordan, są pracownie naszej Ligi.
Doktor Jordan był zachwycony. Laboratoria zajmowały całe najwyższe piętro
budynku Ligi. Znajdowali się w kolistej kopule o średnicy tysiąca stóp, której
podwójną powłokę wykonano z kwarcu. Dało to możliwość stopniowej regulacji
światła, od całkowitej jasności do absolutnego mroku, i pozwoliło uzyskać
oświetlenie monochromatyczne z dokładnością do jednej dziesiątej angstrema. Teraz,
w południe, nieco zredukowane światło słoneczne zalewało łagodnym perłowym
blaskiem stoły laboratoryjne zastawione kryształowymi i srebrzystymi aparatami
i krzątających się wokół pracowników w kitlach.
Przejdzmy się zaproponował uprzejmie Powell.
Mister Powell, nie mam zbyt wiele czasu...
Ależ rozumiemy. Bardzo to ładnie z pańskiej strony, że zechciał pan
poświęcić nam choć godzinę, jednak bardzo potrzebujemy pańskiej porady.
Jeśli wiąże się to w jakikolwiek sposób ze sprawą D Courtneya... zaczął
Jordan.
Jaką? A, mówi pan o tym morderstwie. Skąd taki pomysł?
Byłem śledzony nie bez gniewu wyjaśnił Jordan.
Ależ doktorze, zapewniam pana, iż potrzebujemy tylko pańskiej porady
zawodowej; chodzi o prowadzone w naszych pracowniach badania, nie o śledztwo
w sprawie morderstwa. Cóż uczonemu do zabójstw? One nas nie interesują.
Jordan nieco się odprężył.
Trafia pan w samo sedno. Aby zdać sobie z tego sprawę, wystarczy tylko
rozejrzeć się po tej pracowni.
Może się więc przejdziemy? Powell kordialnym gestem ujął Jordana pod
ramię. Do wszystkich zaś obecnych w pracowni nadał komunikat: Wnikacie,
baczność! Zaczynamy operację Branie pod włos .
Pracujący w pomieszczeniu telepaci, nie przerywając swych zajęć,
odpowiedzieli wybuchem radosnej, choć niesłyszalnej dla postronnych wrzawy.
Pośród licznych, pełnych kpinek telepatemów, wyróżnił się ochrypły okrzyk jakiegoś
żartownisia: Powell, kto zwędził pogodę?! Retoryczne pytanie odnosiło się do
pewnego, niezbyt szeroko znanego epizodu z popisów Niegodziwego Abe a.
Właściwie nikt nie wiedział dokładnie, o co chodzi, ale odwołanie się do tej sprawy
nigdy nie zawodziło i prefekt zawsze stawał w pąsach. Podziałało i teraz: wśród
bezgłośnego chichotu całej braci Powell zaczerwienił się jak burak.
Słuchajcie, wnikacze, sprawa jest poważna. Od informacji, które być może
uda mi się wyciągnąć z tego gościa, zależy wynik prowadzonego przeze mnie
śledztwa.
Chichoty i kpinki ucichły jak ucięte nożem.
Przedstawiam wszystkim doktora Wilsona Jordana oznajmił Powell.
Specjalizuje się w fizjologii wzroku i posiada informacje, które chciałbym z niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]