[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gdy jednak zaczynała myśleć logicznie, wiedziała, że on nie zadzwoni.
Wypełniła swoją część umowy i Stone niewątpliwie był jej za to wdzięczny, ale
teraz miał dużo pracy, musiał się pakować, rozpoczynał przecież nowy rozdział
w swym życiu. Bez niej.
Byłoby jej łatwiej odzyskać równowagę, gdyby mogła pracować i
przestać o nim myśleć. Dzięki jego kontaktom przyszłość Party Girls"
wydawała się nie zagrożona, przynajmniej przez najbliższe miesiące. Ale
jedynym zleceniem, nad którym pracowała ostatnio Penny, było wesele -
bajkowe, w białej sukni, z różami, sentymentalne i tradycyjne, jakie w
normalnych warunkach Allison uwielbiała. Teraz jednak nie mogła nawet
myśleć o czyimś weselu i spędzała większość czasu w sypialni.
Postanowiła, że gdy minie ten dzień, pozbiera się jakoś i zapomni o
Harrisonie. Piętnastego listopada popłakała przed snem ostatni raz i
przygotowywała się do stawienia czoła życiu.
Po ciężkiej, bezsennej nocy obudził ją dzwięk trąbek. Naciągnęła
poduszkę na głowę. Nic nie pomogło. Poznała melodię marsza weselnego i
pomyślała, że Penny pracuje nad nową aranżacją.
- Na miłość boską, Penny - mruknęła. Ale muzyka brzmiała coraz
głośniej, uniemożliwiając sen, i wtedy zrozumiała, że to nie adapter. Dzwięki
wyraznie dobiegały z ulicy.
Wstała z łóżka i podeszła do okna. Odsunęła zasłony, mrużąc oczy
podrażnione jasnym światłem. Gdy już się do niego przyzwyczaiła, musiała je
przetrzeć, bo nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Na dole stała kareta i dwa białe, pięknie przybrane konie. Dalej widać
było rząd białych limuzyn. Do pierwszej przymocowane były głośniki, z których
dobiegał marsz weselny. Wszędzie siedzieli elegancko ubrani ludzie,
niewątpliwie goście weselni.
Poczuła się głupio stojąc w oknie w szlafroku i cofnęła się w głąb pokoju.
Czy Penny zwariowała? Co ci ludzie tu robią? Nie powinna była pozwalać jej
przygotowywać tego wesela...
Już chciała ją zawołać, gdy nagle drzwi otworzyły się i weszła Penny.
Allison nie mogła uwierzyć własnym oczom. Penny była w eleganckiej sukni i
kapeluszu, podobnych do strojów pań w samochodach. Oczy jej błyszczały,
policzki płonęły i - to już zupełnie niewiarygodne - niosła piękną, atłasową
suknię ślubną.
- Penny, co to... - wykrztusiła z trudem.
Nagle do pokoju wpadła Stella Blake w różowym kostiumie i
fantastycznym kapeluszu z piórkiem, niosąc co najmniej trzymetrowy welon.
Ułożyły przyniesione stroje na rozkopanym łóżku. Gdy Allison z trudem
odzyskała oddech, ujrzała Stone'a.
Miał garnitur i krawat w paski, w ręku trzymał kapelusz. Był tak zabójczo
przystojny, że jego widok zapierał dech w piersiach. Allison pomyślała, że
chyba jeszcze śpi i miała nadzieję, że nigdy się nie obudzi. Stella Blake
chwyciła poduszkę i rzuciła jej pod nogi.
- Pospiesz się - rozkazała. - Za dwadzieścia minut musimy być w
kościele, a przecież trzeba jeszcze pięknie ubrać pannę młodą.
- Może będzie lepiej dla mnie - powiedział Stone, rzucając matce gniewne
spojrzenie - jeśli nie będziesz jej przypominać, kto tu jest teściową.
Penny wzięła Stellę za ramię.
- Zostawmy ich samych. - Rzuciła Allison czułe spojrzenie i
wyprowadziła urażoną matkę Stone'a z pokoju.
Zostali sami i Allison wiedziała już, że to nie sen.
Przez długą chwilę tylko patrzyli na siebie. Bicie serc słychać było w
całym pokoju. Stone wyciągnął rękę w stronę okna, skąd ciągle słychać było
trąbki.
- Efekty specjalne to mój zawód - przypomniał z uśmiechem. - Myślę, że
ci to nie przeszkadza.
Nie mogła odpowiedzieć. Mogła tylko stać i napawać się jego wyglądem.
- Chciałem dać ci twoją fantazję, twoje marzenie. Białe konie, jedwab i
atłas, białe róże... może byłoby lepiej, gdybyś to sama przygotowała, ale
chciałem sprawić ci niespodziankę. Mam nadzieję... że nie przeszkadza ci moja
rola w tej fantazji.
Podszedł i ujął ją za obie ręce. Ukląkł na poduszce u jej stóp. Spojrzał w
górę i powiedział:
- To była miłość od pierwszego wejrzenia. Nigdy nie myślałem, że to
mnie spotka. Byłem porażony, jakby ktoś uderzył mnie włócznią. Podpaliłaś
moją duszę, dostałaś się pod moją skórę, stałaś się początkiem i końcem
wszystkiego. Nie widzę bez ciebie przyszłości.
Sięgnął do kieszeni i coś wyjął. Trzymając ją za lewą rękę, włożył na
palec pierścionek.
- Allison, wyjdziesz za mnie?
Poprzez łzy spojrzała na swoją rękę. Fałszywy brylant błyszczał w
świetle, najpiękniejszy pod słońcem.
- Och, Stone - szepnęła - mój cyrkon.
- Tak naprawdę - odparł, a na jego twarzy pojawił się wyraz skruchy - to
szukałem cyrkonu, ale nie znalazłem żadnego godnego ciebie. Przyznaję się, że
kłamałem. - Wstał, ale ciągle trzymał ją za rękę. - On jest prawdziwy. Zawsze
był.
Roześmiała się wesoło, choć oczy nadal pełne były łez. Objęła go,
przytuliła, tonąc w jego mocnym uścisku.
- Tak. - Zamknęła oczy uszczęśliwiona. - To zawsze było prawdziwe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]