[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fmycą potrząsając w powietrzu.
Eccellenza! Eccellenza! wołał a niechże mam to szczęście choć was powitać na ziemi
ojców waszych znowu. Jakże zdrowie? Jak humor i dola?
Ano, jak widzicie... signor Zanaro wzdychając, rzekł Konrad.
82
Pojmuję... zmartwienie z powodu tego nieoszacowanego kapitana Zeno, pokój jego za-
cnej duszy! tak! tak! szkoda wielka. Długów, słyszę, zostawił mnóstwo, więcej niż ich ta do-
mina stara dzwignie.
No? a u was, signor Zanaro... dobrze wszystko!
Ja! Eccellenza, mam metodę moją, żeby mi na świecie było dobrze... jest niechybna...
drwię sobie ze wszystkiego. Na świecie jak na morzu, dziś burza, jutro pogoda, wicher i cisza,
otóż w burzę trzeba sobie mówić, że nie potrwa, i wśród ciszy spodziewać się wiatru.
Wszyscy zdrowi?
Chwała Bogu, ale jakże? byłżeś eccellenza tu u nas, gdym pierwszą żonę utracił?
Jak to? zmarła? spytał Konrad.
Zanaro skłonił głowę na piersi, ręce złożył, westchnął i podnosząc oczy ku niebu, rzekł ci-
cho:
Powołał ją Bóg do swej chwały, a nie ma co mówić, jeśli ją tak śpiewać będzie, jak za
młodu śpiewała... głos miała śliczny... aniołowie dyletanci słuchać go będą z rozkoszą.
Signor Zanaro już się miał czas powtórnie ożenić rzekł szewc mrucząc.
Stój i nie sądz blizniego twojego, nie chceszli być sądzonym odparł Zanaro cóżem
winien, że we cztery tygodnie byłem zmuszony, nóż na gardle, ponowić śluby. A może być
gospoda bez gospodyni? Nie było podobna! Gdybyś zresztą wasza eccellenza chciał się pofa-
tygować do sługi swojego i poznać nową żonę moją, oddalibyście sprawiedliwość gustowi
mojemu. Jest to piękność znakomita... Między nami mówiąc, w gospodzie nieobojętną rzeczą
piękna gospodyni... Człek zawsze lubi patrzeć na arcydzieła boże. Otóż moja ukochana Lu-
dovisa może się nazwać arcydziełem, Pan Bóg z Fidiaszem się musiał radzić, gdy ją miał
stwarzać.
Pozostaje winszować tylko i złożyć życzenia rzekł, chcąc się go już pozbyć Konrad.
Pokłońcie się i córce waszej, signor Zanaro, pięknej Madelonecie.
Na te słowa gospodarz Krzyża Maltańskiego skrzywił się i głowę odwrócił.
Nie wspominajcie mi o tej niewdzięcznicy zawołał dziecko wyrodne!! kto by się
mógł był spodziewać! nie miała lat piętnastu spełna! ale chytrość i przewrotność była nad
lata. Wystawcie sobie, eccellenza, trzeciego dnia po ślubie moim z cudowną Ludovisą... pod
pozorem, że macochy znieść nie mogła (a była to zazdrość niewieścia o piękną twarz mojego
anioła) Madeloneta... szatańska, zabrawszy zręcznie wszystką gotówkę, klejnoty matki, sre-
bro, suknie, ruchomości kosztowne, z podłym histrionem uciekła... słyszę, do Bergamo. Gdy-
by się z nią był choć ożenił, ale i to nie. Wydziedziczyłem ją na wieki.
Po ukończeniu tej historii mogła nareszcie gondola odpłynąć. Zanaro z szewcem poszli
powoli do Krzyża Maltańskiego .
Konrad zadumany siedział, Maciek patrzał mu w oczy, nie śmiał pytać, ale mu język paliła
ciekawość.
Już to, proszę pana rzekł teraz nie będę męczył, ale jak pózniej, to mi pozwolicie po-
pytać, co tam u nas się dzieje... a! żebyście wiedzieli, jak mi to pilno o wszyściusieńkim z
panem się nagadać!
Pogadamy odparł Konrad z dobrodusznym uśmiechem bądz spokojny, nie pożałuję ci
słów... bo mi i samemu miło będzie, choć myślą tam uciec na chwilę.
Przybiwszy, znalezli Cazitę już rozbudzoną... w słomkowym kapeluszu, w dawnych swych
sukienkach wybiegła się witać z ogródkiem... z kwiatkami, ze starą cytryną i winną latoroślą u
ściany... z kamykiem, na którym siadać była nawykła, z obrazkiem Madonny wmurowanym w
płot zagrody. Zmiała się, śpiewała, gadała, ale czasem stawała zamyślona i łzami zachodziły
jej powieki, trwoga jakaś i niepokój o ojca ogarniały ją.
Konrad zbliżył się do niej, usiłując przybrać postawę wesołą. Cazita uścisnęła go serdecz-
nie i rozpłakała się.
83
Tyś nad wyraz dobry rzekła a ja teraz wiem, jak tęsknić musisz za swymi. Ale
wiesz... ciężki, straszny sen... przebudził mnie. Znił mi się ojciec, straszliwie, okropnie blady,
ze skronią skrwawioną, i piersią rozbitą... boję się o niego. Jutro pójdziemy do Salute, damy
na mszę, aby nam go Bóg powrócił.
Konrad nic nie odpowiedział, tylko głowy skinieniem.
Ciotka się już nieco była ożywiła, wzięła Maćka w pomoc i krzątała się w zastygłej kuchni
około obiadu, dobywała prowizję, wymyślała potrawy, cieszyła się, że kochaną siostrzenicę
już będzie miała czym przyjąć. Czasem jednak, odszedłszy do okna, ocierała łzę fartuchem...
Konrad rzucony znowu w ten świat, którego życie poślubił razem z Cazitą, dzwigać je mu-
siał, ale po męsku. Wiedział dobrze, iż niecierpliwość i zżymanie się na losy poniewczasie,
jeszcze by nieznośniejszymi uczyniły pęta, co go uciskały. Starał się więc z twarzą, jeśli nie z
duszą wesołą, iść dalej, dobrze nie wiedząc, dokąd go miłość dla kobiety zaprowadzi.
Naprzód po cichu trzeba się było postarać o spłacenie długów ciążących na domku kapita-
na; napisał więc do starego Pukały, zaklinając jego, brata i siostrę, aby potrzebną sumę w jak
najkrótszym czasie mu dostarczyli. Nie było to tak łatwym, jak się zdawało, ale Konrad gotów
był nawet zadłużyć wioskę, byle starą ową murowankę, którą jego żona tak kochała, ocalić.
Strzegł też, pilnował, stróżował dokoła, aby wiadomość o śmierci ojca i rozbiciu się statku do
Cazity nie doszła. Było to dość trudnym, gdyż z każdym dniem niepokój o ojca się powięk-
szał, domysły i smutki rosły, pytania się mnożyły, a nie wszystkich uprzedzić było można, aby
milczeli.
Statek Padre Antonio niejeden już raz bardzo był długo w drodze, wieści nie dając o so-
bie. Zatrzymany wiatry przeciwnymi, oczekiwaniem na ładunek lub dalszą jaką wycieczką,
ale zawsze o nim choć jakaś wieść przychodziła. Teraz Cazita na próżno biegała na wybrzeża,
posyłała do marynarzy przybywających od Wschodu... nikt jej nic o nim powiedzieć nie
umiał. Smutniała biedna w tej nieustannej o ojca trwodze i nadziejach próżnych. Ciotka
Anunziata powoli przychodziła do siebie, opłakawszy kapitana i wymodliwszy się za jego
duszę. Cazita żyła jeszcze zawsze złudzeniem, które przez miłosierdzie nad nią pielęgnowano.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]