[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podstawowego składnika albo też potrzebny jest przyrząd, za który płaci się
fortunę, by użyć go tylko raz. A poza tym - ciągnęła - dlaczego to zawsze kobie-
ty mają gotować? Dlaczego pan tego nie może zrobić? Jestem pewna, że
wywarłoby to ogromne wrażenie na Myrze i Elaine.
- Ja nie umiem gotować.
- Przecież to tylko kwestia trzymania się prostego przepisu -
przypomniała mu słodko, patrząc na niego niewinnie.
- To nie jest zebranie w sprawie równouprawnienia płci - oświadczył
kwaśno. - Nie będę gotował, ponieważ ja nie jestem, w przeciwieństwie do pani,
odpowiedzialny za stłuczenie wazy wartej trzydzieści tysięcy funtów. - Nie
dając jej czasu na odpowiedz, wyszedł, ale po chwili zawrócił, by przypomnieć
jej jeszcze o następnym spotkaniu.
- Zabiorę panią w poniedziałek o jedenastej. Proszę być gotowa i czekać.
W poniedziałek Pandora była już całkowicie opanowana. Miała dość
myślenia o Ranie Mastersonie. Jakim cudem człowiek, z którym spotkała się
tylko kilka razy, mógł stać się punktem centralnym jej życia? To absolutnie
śmieszne. Musi tylko przebrnąć przez następny dzień, a potem każde z nich
- 50 -
S
R
będzie mogło pójść swoją drogą. On wróci do Afryki, do swego idealnego,
wolnego związku z Cindy, a ona już go nigdy nie zobaczy.
- No i dobrze - powiedziała Pandora głośno do zasadzonego przez Celię
geranium, które podlewała, czekając na Rana.
Był znów gorący, słoneczny dzień i pod bosymi stopami czuła ciepło
kamieni. Homer miał już za sobą wczesny spacer w chłodnym powietrzu
poranka i siedział zamknięty w kuchni. Ran nie będzie miał powodu narzekać,
że nie jest jeszcze gotowa. Pandora miała nawet nadzieję, że to on się spózni i że
będzie mogła okazać wielkoduszność, nie uskarżając się na jego
niepunktualność, ale nie miała aż tyle szczęścia. Wielki wóz wjechał na
dziedziniec z uderzeniem jedenastej.
Ran wysiadł, zatrzasnął drzwiczki i spojrzał na nią. Stała bosa wśród
kwiatów, w żółtej sukni, ściskając w rękach konewkę. Jej skóra była rozgrzana
słońcem, a opadające loki uwydatniały jej regularne rysy.
- A na lunch też ma pani zamiar iść boso? - zapytał, witając się z nią i
patrząc na jej stopy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ubrany był sportowo,
w dżinsy i ciemnozieloną koszulę.
- Chętnie, gdybym tylko mogła. - Pandora odłożyła konewkę.
Wzięła buty z podestu. Usiadła, by otrzepać stopy z kurzu. Pochyliła
głowę i włosy zakryły jej twarz. Wkładając wieczorowe pantofelki, kupione za
pieniądze Rana, spojrzała na niego. Wpatrywał się w nią tak uporczywie, że
znieruchomiała.
- Coś nie w porządku?
- Nie. - Jego oczy sposępniały. - Myślałem właśnie, ile trudu sobie pani
zadała, by się zrobić na bóstwo dla Quentina.
- Suknia tyle kosztowała, że grzech byłoby nie nosić jej.
- Zwłaszcza że ostatnio zrobiła takie wrażenie na Quentinie?
- Chyba pan nie ma mi za złe, że ją noszę? - spytała, nagle spłoszona. - To
właściwie pańska suknia.
- 51 -
S
R
- Nie przypuszczam, żeby mi się do czegoś przydała - odpowiedział
ironicznie.
- A może chciałby ją pan wziąć dla Cindy?
- Nie jest w jej stylu - odpowiedział z dziwnym wyrazem twarzy, jak
gdyby próbował sobie przypomnieć wygląd Cindy. - Najlepiej będzie, jeśli ją
pani zatrzyma jako pamiątkę po mnie.
- No cóż... dziękuję panu... - Wyprostowała się. On od niechcenia uniósł
pasmo jej włosów i pozwolił, by przepłynęły mu między palcami. - Ccco pan
robi?
- Szukam gałązek. - Uśmieszek błądził wokół jego ust. Cofnął dłonie.
Odczuła jedynie lekkie jak piórko dotknięcie.
- Widzę, że nawet wyszczotkowała pani włosy dla Quentina - powiedział
z lekkim odcieniem smutku.
Nie mogła mu powiedzieć, że jedyną osobą, o której myślała, ubierając
się rano, był właśnie on. Twarz jej płonęła. Skinęła milcząco głową i szybko
cofnęła się.
- Lepiej już jedzmy.
W samochodzie prawie wcale nie rozmawiali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl