[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spokojnie, nie wariuj. Przecież cię odwiozę.
Przestępowała z nogi na nogę, gdy załatwiał formalności w recepcji. Myślała o córce. Bała się.
Bardzo się bała.
Całą drogę milczeli. Tamara chciała, żeby coś powiedział. Nie wiedziała co, ale czekała na słowo,
na gest, na cokolwiek. Dominik milczał. Dopiero kiedy wysiadała z samochodu powiedział:
Wszystko będzie dobrze.
Wyrwała mu z ręki swoją torbę i bez słowa pobiegła do domu. Nie pobiegł za nią.
Ledwie mogła trafić kluczem do zamka, tak drżały jej dłonie. Torbę rzuciła w przedpokoju i nawet
nie zdejmując butów, weszła do salonu. Tu omal nie potknęła się o rzuconą na środek kurtkę córki.
Podniosła wzrok i zobaczyła widok, który sprawił, że stanęła jak wryta.
Na stoliku stała na pół opróżniona butelka z piwem, obok niej jej najlepsza torebka i czerwony but na
szpilce, którego nigdy wcześniej nie widziała.
Na kanapie leżała, w rozpiętej bluzce i podartych rajstopach, Marysia. Blada, prawie biała twarz
i rozmazany makijaż wokół oczu sprawiał, że wyglądała przerażająco. Jedna noga córki zadarta była na
oparcie, ręka zwisała bezwładnie. Tamara rzuciła się w stronę kanapy, żeby sprawdzić, czy córka żyje.
Uderzyła w nią odrażająca woń przetrawionego alkoholu i poczuła, że na czymś się poślizgnęła. Rzut oka
wystarczył, żeby stwierdzić, że trafiła stopą w wymiociny. Zrozumiała w jednej chwili dwie rzeczy: że
córka żyje co przyniosło jej niewypowiedzianą ulgę oraz że jest pijana do nieprzytomności co
wprawiło ją we wściekłość.
Całe dotychczasowe przerażenie skumulowało się i w jednej sekundzie zmieniło w niewyobrażalną
wściekłość. Chwyciła dziewczynę za ramiona i zaczęła nią potrząsać.
Otwieraj oczy! Natychmiast! Słyszysz! krzyczała, szarpiąc córkę. Popatrz na mnie natychmiast!
Marysia otworzyła oczy i wybełkotała coś niezrozumiale.
Czy ty wiesz, co zrobiłaś! Wiesz, co ja przeżyłam! Pomyślałaś o tym chociaż przez chwilę?!
Niedobrze mi powiedziała córka całkiem wyraznie. Po czym zanieczyściła obicie kanapy i opadła
na poduszkę.
Tamara nagle straciła wszystkie siły. Usiadła na podłodze obok kanapy i tępo patrzyła na
przeciwległą ścianę. Wiedziała, że powinna zadzwonić do matki, ale nie chciała z nią teraz rozmawiać.
Ograniczyła się do wysłania SMS-a: Marysia jest w domu. Zadzwonię pózniej. I wyłączyła telefon.
Wstała powoli i podeszła do okna. Uchyliła je, bo smród wymiocin i alkoholu stawał się nie do
wytrzymania. Zabrała ze stołu butelkę i poszła do kuchni, gdzie mechanicznie, jak robot, wstawiła wodę
i zrobiła sobie kawę. Miała wrażenie, jakby przestała czuć cokolwiek. Tkwiła w jakimś szoku, nadal nie
chciała dopuścić do siebie myśli, że jej córka mogła zrobić coś takiego. Jednak wiedziała, że faktom nie
da się zaprzeczyć. I że będzie musiała coś z tym zrobić. Tyle że zupełnie nie wiedziała, co.
Popatrzyła na torbę leżącą w przedpokoju. Pobyt w Malinowym Zdroju wydał jej się tak daleki
i nierealny, jakby kilkanaście godzin temu nie był jej udziałem. Czy zawsze muszę płacić tak wysoką cenę
za chwilę szczęścia? zadała sobie pytanie. Nie potrafiła jednak na nie odpowiedzieć.
Majka otworzyła oczy i pierwsze, co poczuła, to przeszywający czaszkę ból. Zwiatło raziło tak, jakby
ktoś ustawił ją pod ogromną lampą. Szybko zacisnęła powieki. Gdzie ja jestem? pomyślała przerażona.
Dlaczego tak boli? Może miałam wypadek?
Jeszcze raz podniosła powieki. Tym razem powoli. Była w swoim mieszkaniu, w dużym pokoju na
kanapie. Dlaczego tutaj? Starała się odtworzyć wydarzenia poprzedniego wieczora, ale niewiele mogła
sobie przypomnieć. Wiedziała, że powinna być u babci.
Podniosła się z trudem, bo w głowie nadal wirowało. A do tego kłuło, jakby ktoś wbijał jej gwozdzie
w czaszkę. Zauważyła, że ma rozpiętą bluzkę. Po pierwszej próbie zapięcia guzików zrezygnowała, bo
próba skupienia wzroku zadziałała zle na żołądek, który skurczył się gwałtownie.
Rozejrzała się po pokoju. Chyba rzygałam stwierdziła, widząc plamę na obiciu i resztki obiadu na
podłodze. Znowu skurcz żołądka. Dobrze, że chociaż otworzyłam okno stwierdziła, czując zimny
powiew na twarzy. Muszę zadzwonić do babci i coś wymyślić. I posprzątać, zanim matka wróci.
Wstanie z kanapy wydawało jej się zadaniem ponad siły. Oblizała spierzchnięte wargi. Bardzo
chciało jej się pić. Zcisnęła głowę rękami i podniosła się. Zwiat zawirował, ale po chwili wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]