[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stłukło. Podziwiał starego" i równocześnie mu zazdrościł. Aatwość, z jaką Dominik Torrucci
pokonywał wszelkie przeszkody, umiejętność kontrolowania tysiąca spraw związanych z produkcją
filmu i dobór właściwych ludzi budziły w Edgarze szacunek, ale również odrobinę niepokoju i
zazdrości. Czy on kiedykolwiek będzie w stanie mu dorównać? Na wszelki wypadek postanowił
zapamiętać, na ile dni przed premierą należy rozpocząć kampanię reklamową i nagle wstrząsnął nim
dreszcz. Jakie znaczenie mogło mieć to czy kiedyś będzie świetnym producentem, jeśli dzisiaj dławiło
go uczucie posępnej samotności?
Dlaczego cię tu nie ma, Pat?" - pomyślał z żalem. Westchnął ciężko, przeszedł obok hologramu i
skierował się w stronę domu. Nie miał już ochoty dłużej błądzić bez celu. Może uda mu się szybko
zasnąć?
Zapuścił się w wąskie uliczki, na których o tej porze spotykało się raczej niewielu przechodniów.
Pomyślał, że w drodze do swojego mieszkania nie spotka już raczej nikogo, gdyż dzielnica nie była
miejscem nocnych spacerów. Jego samotność pozostanie nie naruszona. Tam nie było nawet
prostytutek.
Przechodził właśnie obok toru kolejki ekspresowej, gdy usłyszał ciche popiskiwanie. Zatrzymał się i
wytężył słuch. Po chwili odgłos powtórzył się. Ned podszedł do barierki odgradzającej tor i gdy
spojrzał w kierunku, skąd dochodziły tajemnicze odgłosy, mimowolnie uśmiechnął się. Mały, czarny
szczeniak usiłował wdrapać się na szeroką szynę prowadzącą. Zbyt duże łapy rozjeżdżały mu się na
śliskiej powierzchni i raz po raz jego nos uderzał w metal.
44
Psiak podjął kolejną próbę sforsowania przeszkody i gdy znów mu się nie powiodło, zaskomlał
przerazliwie.
- Co ty tu robisz, mały? - zapytał Ned, rozbrojony nieporadnością szczeniaka.
Nagle rozległ się przerazliwy gwizd, który szarpnął nerwami Neda. Znał ten dzwięk! Za chwilę z tunelu
oddalonego o sto metrów wynurzy się kolejka, mknąc z szybkością ponad dziewięćdziesiąt
kilometrów na godzinę, a wtedy po szczeniaku nie zostanie nawet wspomnienie. Nie zastanawiając
się, co robi, jednym skokiem przesadził barierkę, chwycił szczeniaka i skoczył z powrotem. Ponowny
gwizd prawie go ogłuszył i zanim dotknął ziemi, po drugiej stronie barierki, tuż za jego plecami
przemknęły trzy wagoniki.
Upadł, tłukąc sobie kolano i przygniatając szczeniaka własnym c/ałem.
- Cholera! - zaklął. - Niewiele brakowało! Po jakie licho...?
Coś poruszyło się pod nim. Ned uniósł się na zdrowym kolanie, podniósł szczeniaka za kark i przyjrzał
mu się -wielorasowiec. Po przodkach odziedziczył postać wilczura, klapnięte uszy, zbyt długą jak na
wilka sierść i smutne oczy spaniela.
- I dla takiego stwora narażałem życie? - zapytał siebie, układając psiaka na przedramieniu.
Szczeniak jakby rozumiejąc, że mowa o nim, polizał jego dłoń ciepłym różowym języczkiem i
przyjaznie pomachał ogonem. Ned pogłaskał go po łbie i uśmiechnął się. Dotyk miękkiej sierści
sprawił, że samotność zaczęła się rozpływać jak mgła pod promieniami słońca. Był ktoś, kto
potrzebował go tej nocy, ktoś, z kim mógł tę noc przetrwać. Co prawda miał cztery łapy i czarne futro,
ale... jakie to miało znaczenie?
- Chodz mały! Znajdziemy ci coś do jedzenia.
* * *
45
Noc poprzedzającą premierę Ned spędził już z Patrycją. Co prawda, Pat bardziej zajmowała się
szczeniakiem niż nim, ale jemu wcale to nie przeszkadzało. Był szczęśliwy, że ma ją przy sobie. Nie
mógł się tylko powstrzymać przed bezustannym dotykaniem jej, tak jakby obawiał się, że jej obecność
jest tylko złudzeniem i że wyłącznie dotyk jest w stanie przyoblec sen w realne kształty.
Gdy przybyli do zespołu kin Borsoniego, gdzie miała się odbyć premiera, gapie zapełniali ulicę i plac
przed wejściem. Ich napór z trudem był powstrzymywany przez kordon policjantów.
Ned przywitał się z Torruccim i Borsonim i stanął wraz z nimi i Patrycją, żeby powitać przybywających
gości. Edgar z niechęcią włączył się do tego przedstawienia, które miało zaspokoić snobizm i
ciekawość możnych tego świata. Czuł się jak wystawiony na pokaz wybryk natury, który ogląda się
dokładnie, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że drugi taki się nie narodzi. Czego nie robi się
jednak dla promocji filmu.
- Witamy panią, hrabino! - Borsoni i Torrucci prawie równocześnie zgięli się w ukłonie, a
następnie wskazując na Neda, producent dodał: - A oto nasz młody reżyser, Edgar Gratiano!
Ned kłaniał się, przedstawiał Patrycję i... znów się kłaniał. Po kwadransie miał tego dość i z podziwem
patrzył na Torrucciego, który z czarującym uśmiechem, nienagannie elegancki trwał na swym
posterunku.
- Witamy księcia! To naprawdę zaszczyt! - Torrucci witał kolejnego gościa, a po chwili
następnego i jeszcze jednego... - Jak zdrowie?... Pański bank jest poniekąd moim, mam tam swoje
udziały. Cieszę się, że nie zamierza go pan zamknąć! Ha! Ha!
Jak oni się nie pogubią?" - dziwił się Ned, gdy przy trzydziestym nazwisku zapomniał dwudzieste
dziewiąte. Miał
46
ochotę warczeć i gryzć i powstrzymywało go tylko to, że ci ludzie przyszli tu również dla niego...
Przynajmniej taką miał nadzieję. Zamiast więc warczeć, uśmiechał się uprzejmie do każdego. Robił to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]