[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli nawet Josh uznał pytanie za dziwne, nie dał tego po
sobie poznać, a jego odpowiedz padła niemal natychmiast.
- Lubi, żeby robota była zrobiona jak należy. Nic w tym złego.
- Zatem nie masz nic przeciwko temu, żeby ci wyda
wał polecenia? Oczywiście nie zawsze tak będzie. Za parę
lat Hackman przejdzie na emeryturę, a wtedy ty będziesz
mógł zająć jego miejsce.
Bart aż się uśmiechnął na widok osłupienia młodego sta
jennego.
- Tak, proponuję ci tu stałą pracę, Josh, jeśli zechcesz ją
podjąć. Chciałbym, żebyś asystował lady Penrose podczas
podróży do Bath w piątek, i zadbał, by panie dotarły tam bez
piecznie. A potem, jeśli będziesz chciał tu wrócić, miejsce bę
dzie na ciebie czekać. Chociaż oczywiście rozumiem, że mo
żesz wybrać rodzinne Yorkshire.
Josh wzruszył ramionami.
- Nic tam dla mnie nie ma. - Przez chwilę bez słowa spo
glądał w stronę parku. - Mógłbym zostać tu na stałe. Podoba
mi się na wsi. Zresztą, nie jestem jedyny z Yorkshire, któremu
się tu spodobało.
- Doprawdy? - rzucił Bart, bardziej z uprzejmości niż zain
teresowania. - Spotkałeś tu jakiegoś krajana?
- Tak, sir. Wtedy jak byłem z panienką Abbie w mieście. To
ten, co Dodd u niego teraz pracuje. Jest właścicielem gospody
przy Evesham Road. - Pokręcił głową. - Nie spodobał mi się.
To człowiek z West Riding, nie z moich stron.
Niezbyt ciekawy geograficznych szczegółów, dotyczą
cych rodzinnych stron Josha; Bart pośpiesznie zakończył
rozmowę i skierował się ku domowi. Dotarł już prawie do
drzwi, gdy nagle uświadomił sobie, że w wypowiedzi Josha
było coś dziwnego. Jednocześnie przypomniał sobie myśl,
jaka przyszła mu do głowy wcześniej, gdy towarzyszył
Abbie w przesłuchiwaniu Josha: że choć czasami słyszało
się o ludziach, którzy opuszczali rodzinne strony w poszu
kiwaniu pracy, to jednak osoby pokroju Josha nie oddala
ły się zbytnio od domu, chyba że miały ku temu istotne
powody. Co więc skłoniło innego mieszkańca Yorkshire do
osiedlenia się w tej części świata?
Rozdział trzynasty
Wprawdzie Bart poczuł ulgę, widząc, jak jego powóz
wyrusza w pierwszy etap podróży do Brighton, ale wiedział,
że nie zazna spokoju, dopóki młoda kobieta stojąca u jego
boku również nie opuści Cavangh Court, przenosząc się do
domu chrzestnej matki. Miało to nastąpić dopiero w pią
tek, czyli za dwa dni. Tymczasem mógł jedynie czerpać
pocieszenie ze świadomości, że zrobił wszystko co możli
we, by zapewnić jej bezpieczeństwo przy każdym wyjściu
z domu.
Ta myśl o czymś mu przypomniała. Poczekał jednak, aż la
dy Penrose wejdzie do domu, nim wyznał Abbie, że ma jej coś
ważnego do przekazania.
- Przez wyjazd Gilesa i całe to zamieszanie z przygotowa
niami do porannego wyjazdu Eugenie i Kitty zupełnie wyle
ciało mi to z głowy. - Abbie natychmiast okazała zaintereso
wanie. Spojrzała na niego pytająco, przechylając lekko głowę
na bok i robiąc minę, która zawsze przywodziła mu na myśl
zaciekawionego kociaka. - Pewnie się ucieszysz z wiadomości,
że twój młody stajenny ma zapewnioną przyszłość. Zapropo
nowałem mu posadę, a on ją przyjął.
Uradowana Abbie cmoknęła go w policzek; był to odruch,
a sam pocałunek przypominał muśnięcie piórkiem, a mimo
to Bart aż zachwiał się z wrażenia i zaczął dukać jak rekruci,
których miał pod swoją komendą na Półwyspie Iberyjskim.
- No... hm... cieszę się, że jesteś zadowolona.
Lekki dotyk jej dłoni na rękawie surduta bynajmniej nie
pomógł mu odzyskać równowagi.
- Och, Bart, nigdy nie zdołam wyrazić, jak bardzo jestem
ci wdzięczna.
- Nawet nie próbuj - doradził, cofając się pośpiesznie
w obawie, że nie zdoła stłumić pragnienia, by porwać ją w ob
jęcia. Miał na to ochotę już od wielu tygodni i coraz trudniej
było mu przed tym się powstrzymywać. - A teraz, jeśli po
zwolisz, opuszczę cię na jakiś czas. Muszę się z kimś spotkać.
Po tych słowach bez dalszej zwłoki oddalił się w stronę staj
ni. Niemal czuł na plecach spojrzenie Abbie. Pokręcił głową, nie
mogąc się nadziwić samemu sobie. Uważał się za światowca, do
świadczonego i pewnego siebie, a tymczasem zwykły pocałunek,
a właściwie niewinne cmoknięcie w policzek niemal zwaliło go
z nóg. Pewnie dlatego, że nastąpiło tak niespodziewanie, natu
ralnie i spontanicznie.
Wsiadłszy na konia, którego stajenny tuż przedtem wypro
wadził z boksu, Bart ruszył galopem przez park; łatwiej mu
było panować nad potężnym ogierem pod siodłem niż nad
myślami.
Tak, mimo wszelkich przeciwności Abbie zaczęła na nie-
go patrzeć przychylnie. Dowodziło tego jej zachowanie sprzed
chwili oraz wzruszająca troska o jego bezpieczeństwo, jaka oka
zywała przez ostatnie tygodnie. Co zadziwiające, Abbie zoba
czyła go jakby w lepszym świetle, a nawet mu zaufała. Bardzo się
z tego cieszył, ale to mu nie wystarczało, ponieważ pragnął cze
goś więcej. Jednak wciąż istniała możliwość, że ich znajomość
nigdy nie wyjdzie poza szczerą przyjazń, że tylko na to może li
czyć. Jedynie czas mógł dać odpowiedz na te wątpliwości. Nie
stety, czas działał na jego niekorzyść.
Abbie musiała wyjechać, a to znaczyło - nie miał co do te
go wątpliwości - że wcześniej czy pózniej może ją stracić na
rzecz innego mężczyzny. Na pociechę powtarzał sobie, że to
lepsze niż zatrzymywanie jej w Cavanagh Court i tym samym
narażanie na niebezpieczeństwo. Jedynym sposobem, żeby
ograniczyć czas ich rozłąki, było skupienie wszystkich sił na
próbach wykrycia osoby lub osób, uprzykrzających mu życie
i stanowiących zagrożenie dla mieszkańców jego domu.
Zdecydowany za wszelką cenę dopiąć celu, Bart pospiesz
nie udał się do wioski. Odkrywszy, że major Wetherby poje
chał z wizytą do lorda Warrena, bez wahania skierował konia
do Hall.
Los okazał się łaskawy, bo udało mu się zastać majora w za
sobnej bibliotece lorda Warrena, delektujÄ…cego siÄ™ wybornym
porto w towarzystwie gospodarza, który poczęstował Barta
kieliszkiem trunku i taktownie się wycofał, gdy usłyszał, że
Bart chciałby porozmawiać z jego gościem.
- Dobrze się składa, że pan przyjechał - powiedział ma
jor Wetherby. - Oszczędził mi pan tym samym fatygi odwie-
dzin w pana domu. Moi ludzie nie pozostaną już długo w tej
okolicy. Otrzymałem rozkaz, żebyśmy wyjechali na początku
przyszłego tygodnia.
Bart nie był zaskoczony takim obrotem sprawy.
- W takim razie, majorze, cieszę się, że mam okazję teraz
z panem porozmawiać, i od razu przejdę do rzeczy. Chcę, że
by pan wrócił myślami do momentu przed czterema laty, kie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]