[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kratkami. Do widzenia panom. Miło było poznać i pogawędzić o historii Morąga. Szkoda, że
nieco różniły się nasze zdania co do rozwiązywania dzisiejszych problemów. Jeszcze raz do
widzenia panom!...
Ze zwieszonymi głowami wyszliśmy z gabinetu.
- Co, przepytywał was stary z historii Morąga? - przywitał nas dyżurny policjant.
- Troszeczkę - uśmiechnąłem się wymuszenie.
- Tak - pokiwał głową policjant - to jego hobby... Jeśli nie liczyć służby.
Wyszliśmy z budynku.
Jak się spodziewałem, Andrzej zaatakował mnie. Gromkim głosem zaprotestował
przeciwko potraktowaniu go jak dziecko oraz wyraził zdumienie, że nie poinformowałem
komisarza o innych, odkrytych przez nas sekretach gangu Baziaka, głównie o tym, że chce
zagrozić wystawie w olsztyńskim muzeum.
Uśmiechnąłem się.
- Jeśli odniosłeś wrażenie, że cię traktuję jak dziecko, to przepraszam. Ale nigdy nie
miałem nawet takiego zamiaru.
- A to kopanie pod krzesłem? - nie ustawał Andrzej.
- Wybacz, ale w tamtej sytuacji kopnąłbym nawet dorosłego. Dyskrecja przede
wszystkim.
- Uważa więc pan, że nie należy informować policji o planowanym przez złodziei
włamie do olsztyńskiego zamku?
- Ależ należy! Tylko uważam, że informacja taka musi opierać się na konkretnych
faktach. Tak jak nasza dzisiejsza:  W piątek o godzinie dwunastej ci i ci planują dokonanie
napadu na kantor w Morągu . Natomiast uważam informowanie policji tylko o zamiarze
dokonania włamania za przedwczesne, zwłaszcza gdy informator znajduje się w sytuacji
umożliwiającej uzyskanie dodatkowych cennych informacji. A my w takiej się znajdujemy.
Musimy zebrać tylko jeszcze nieco faktów, aby zatrzymany przez policję Baziak na
oskarżenie:  Słyszeliśmy, że ma pan zamiar włamać się do olsztyńskiego zamku nie
roześmiał się oskarżającym w nos.  Słyszeliśmy, że ma pan zamiar... Drogi chłopcze, gdyby
na podstawie tylko takich oskarżeń aresztowano ludzi, w przepełnionych więzieniach
zabrakłoby miejsca dla prawdziwych przestępców! Poza tym, jak udowodnić winę komuś, o
kim tylko się słyszało, że ma zamiar dokonać włamania?
Wsiedliśmy na jawę i ruszyliśmy z powrotem do Zalewa.
Aukasz przywitał nas z ponurą miną.
- Coście narozrabiali w Morągu?
Zdziwiłem się.
- Nic. A co można narozrabiać w komendzie policji nie narażając się na aresztowanie?
Chłopiec pokręcił głową.
- To w takim razie Baziak jest jasnowidzem!
Popatrzyłem na niego ze wzrastającym zdziwieniem.
- Dlaczego tak sądzisz?
Aukasz przeciągnął się z satysfakcją.
- Już mówię. Jeśli Baziak nie jest jasnowidzem, to ktoś musiał was widzieć
wchodzących do komendy i doniósł o tym Józkowi. Może zresztą on sam był wtedy w
Morągu, gdy zajechaliście na policję. Nieważne. Grunt, że gdy minęła jakaś godzina od
waszego wyjazdu, a Dwójka, Trójka i Czwórka raczyli się piwkiem pod parasolem wpadł
Jedynka, czyli po naszemu mówiąc młody Baziak, kazał natychmiast zabierać BMW z garażu
i wynosić się z nim w diabły. Do akcji na kantor mają użyć, jak to sam nazwał,
 podłapanego w ostatniej chwili samochodu, którego numery podmienia. Dopiero tamci
podnieśli krzyk, że beemka wyszykowana, a numery ma już nowe i nawet dowód
rejestracyjny. Ale Jedynka nie ustąpił. Coś im tylko burknął o przeczuciu i o tym, że
przeczucie w robocie rzecz ważna. Na to oni, że skoro już tak nalega, to rzeczywiście do
napadu można użyć innego wozu, ale beemki żal porzucić. Można ją przetrzymać do niedzieli
i opchnąć na giełdzie. A za taki wóz sporo grosza wpadnie. Na to Baziak, że jeśli wóz jest
trefny, to nie ma o czym gadać, tylko trzeba pozbyć się go. Kazał Trójce zabierać BMW z
garażu i porzucić gdzieś, ale tak, żeby nikt nie widział, że to on prowadzi beemkę. No i
Trójka pojechał, a Dwójka i Czwórka ciągle narzekali, że szkoda takiego wozu, bo jak trzeba
będzie uciekać, to trudno morąskiej policji znalezć szybszy do pościgu. Wreszcie Baziak
zdenerwował się i wrzasnął na nich, żeby stulili dzioby. No i na tym skończyła się
przyjacielska pogwarka naszych sąsiadów - skończył Aukasz.
- Co pan na to? - spytał Andrzej. - Ktoś widział nas w Morągu?
Pokręciłem głową.
- Raczej nie. Gdyby Baziak wiedział, że ktoś ma jego szajkę na oku, to po pierwsze, w
ogóle zrezygnowałby z napadu na kantor, a po drugie, przestałby myśleć o skoku na
olsztyńską wystawę, tylko wysłał swoje numerowe towarzystwo do domu, tak jak pozbył się
BMW. Może rzeczywiście kieruje nim przeczucie albo jakiś złodziejski przesąd. Grunt, że z
napadu na kantor nie zrezygnował!
- Co pan zamierza? - spytał Andrzej.
- Po pierwsze, wyrazić ubolewanie, że tak zajęła nas kłótnia w Morągu, iż
zapomnieliśmy obejrzeć dokładnie kantor. A nawet nie wiem, gdzie on jest. Po drugie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl