[ Pobierz całość w formacie PDF ]
linusem?
- Co on tu robi? Myślałem, że wyjedzie, jak tylko my
znikniemy.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nie
było was cztery dni...
- Naprawdę? - zdziwił się Jim.
Czas, który spędzili pod wodą, przekraczając ocean
i rozmawiając z Granferem, mierzyli godzinami, a nie
dniami.
Widocznie magia, używana zarówno przez Carolinusa
jak i Rrrnlfa, wiązała się z zakłóceniem poczucia czasu.
Diabeł Morski, będąc Naturalnym i mogąc poruszać się
pod wodą szybciej niż samolot odrzutowy, być może
potrafił także płatać figle z czasem.
Może w rzeczywistości przepłynięcie oceanu zajęło im
cały dzień. A może to dlatego Rrrnlf tak szybko od-
powiedział na jego wezwanie. Powinien zapytać Diabła,
gdzie był, gdy usłyszał zawołanie.
- Dafydd wyjechał tuż po was. Ale kiedy po powrocie
do domu cały czas chodził osowiały, Danielle postanowiła
puścić go z wami. Tak miała tego dość, że go wręcz
wypędziła. Przyjechał więc tu w nadziei, że Carolinus wyśle
go do was bez względu na to, gdzie się znajdujecie. A skoro
wróciliście, bez trudu może do was dołączyć.
- To cudownie!
Dafydd nie tylko zwiększał ich siłę o jedną czwartą,
a biorąc pod uwagę jego łuk - pomnażał ją wielokrotnie.
Jego spokój i opanowanie stanowiły przeciwwagę dla
porywczości Briana i Gilesa, którzy, jak większość rycerzy,
kierowali się impulsem i mówili to, co czuli w danej chwili.
Dafydd przynajmniej zawsze wysłuchał do końca tego, co
mu się mówiło.
- Dlaczego więc Carolinus nie wysłał go za nami? -
A tak w ogóle, to kiedy Dafydd wrócił?
- Wczoraj - wyjaśniła Angie. - Carolinus powiedział
mu, że powinien poczekać tutaj na wasz powrót. Czeka
więc cierpliwie. Znasz go. Kiedy ma wolny czas, siada
i robi strzały. Oczywiście od czasu do czasu dla uroz-
maicenia zajmuje się łukiem. Musiałam huknąć na nasze
służące, żeby zostawiły go w spokoju. Wiesz jaki jest.
Przyciąga kobiety jak światło ćmy.
- I ciebie też? - zapytał Jim, nagle odczuwając za-
zdrość.
- Oczywiście, że tak - przyznała, uśmiechając się
nieco ironicznie. - Ale kocham ciebie.
- Całe szczęście - mruknął.
Nachylił się ku niej, a ona tym razem nie opierała się.
- Lepiej być zrobiła - zaczął Jim, gdy ich usta
oderwały się od siebie - gdybyś wysłała służącego, by
odszukał Dafydda i sprowadził go tutaj. Carolinus jest
w swoim pokoju?
- Tak.
- To dobrze. Tam się zbierzemy. Każdy sługa przezor-
nie zapuka do drzwi, zanim odważy się wejść do pokoju
Maga. Nie mów nic Dafyddowi o tym spotkaniu, póki nie
będziecie tylko we dwoje. Pójdę teraz po Gilesa i Briana
i zapewne zastaniesz nas już u Carolinusa, kiedy zjawisz się
tam z Dafyddem. W ten sposób nikt niepowołany nie
dowie się, że tu jesteśmy.
- W porządku - zgodziła się Angie, ale z tonu jej
głosu można było wnioskować, że wciąż jest przeciwna
wyjazdowi męża do Francji. - Przyjdę do pokoju Caro-
linusa razem z Dafyddem.
- Dobrze. Chodzmy więc.
Rozstali się na schodach. Jim zszedł do pokoju Gilesa.
Przyjaciele siedzieli przy stole i grali w kości o drobne
monety. Tak niska stawka wynikała z tego, że Giles
dostosował się do możliwości finansowych Briana. Stary
zamek Smythe wymagał natychmiastowych napraw, ale
Brian nie miał żadnych dochodów, z wyjątkiem pieniędzy
wygrywanych na turniejach.
Na widok Jima obaj wstali, a Giles schował kości do
sakiewki u pasa.
- Teraz spotkamy się z Carolinusem - poinformował
ich Jim.
Powtórzył też to, czego dowiedział się od Angie. Ich
twarze rozjaśniły się. Lubili Dafydda, choć czasem czuli się
skrępowani jego niskim statusem społecznym. Nie mogli
opanować swych uczuć pomimo faktu, iż Mali Ludzie na
granicy szkockiej pamiętali o jego koneksjach ze starożyt-
nym rodem królewskim. W takim duchu zostali wychowani.
Aucznik nie pasował do rycerzy.
Jim wyjaśnił sytuację.
- A więc teraz powinniśmy pójść do Carolinusa - za-
kończył.
Kiedy weszli do pokoju Maga, Carolinus siedział na
brzegu łóżka w czerwonej szacie oraz szpiczastej czapce
i z jakiegoś powodu budował na stole zamek z gliny,
przypominający kształtem rodzinny dom Gilesa - zamek
de Mer. Sam stół był podobny do tego, na którym Giles
i Brian grali w kości. -
- A, jesteście! - rzekł Carolinus, przyklejając kolejny
kawałek gliny. - Siadajcie i opowiadajcie, co się zdarzyło.
W swej zwykłej szacie wyglądał tak jak zawsze.
- Myślałem, że wiesz już o wszystkim. Oczywiście
dzięki magii - zauważył złośliwie Smoczy Rycerz.
- Jimie - sapnął Carolinus. - będąc magiem klasy C,
co ty właściwie wiesz na temat magii...
W jego głosie zabrzmiała nie skrywana irytaqa.
Carolinus zdał sobie sprawę z własnego tonu i dalej
mówił już normalnie.
- Wystarczy, że chcę, abyś opowiedział mi, co się
wydarzyło.
Jim przedstawił przebieg wyprawy. Kiedy skończył,
zapadła cisza.
- Jak zauważyłeś, niewiele się dowiedziałem - pod-
sumował Jim.
- Wprost przeciwnie, mój chłopcze. - Mag zadowolo-
ny podkręcił wąsa. - Dowiedzieliśmy się dużo. Wiemy, że
musimy odszukać dwie istoty. Jedną jest Essessili, wąż
morski...
- Rrrnlf wyruszył już na jego poszukiwanie - wyjaśnił
Jim. - Rozstając się z nami na plaży powiedział, że
sprowadzi go tu nie rozrywając na strzępy, dopóki nie
zadamy mu kilku pytań. Właściwie nie wiem, jak mógłby
uczynić to z wężem morskim. Przecież taki potwór waży
kilkakrotnie więcej niż on.
- Ale zapominasz, że on jest Naturalnym! -powiedział
Carolinus zwykłym sobie, opryskliwym tonem. - I nie
przerywaj mi. Jak już mówiłem, potrzebujemy dwóch istot:
węża morskiego - Essessilego i Ecottiego. Rrrnlf znajdzie
węża. Ty musisz znalezć Ecottiego i wypytać go.
- O co? - zapytał Jim, ale zanim Mag odpowiedział,
drzwi otwarły się i do komnaty weszła Angie z Dafyddem.
- Może przeszkadzam, Carolinusie? - zapytała Maga.
- Ależ skąd, moja droga. Warto, żebyś posłuchała
naszej rozmowy.
- Dafydd! - krzyknął Brian, zrywając się ze stołka,
a Giles poszedł w jego ślady. Zaczęli się ściskać i po-
klepywać po plecach. Wszystko to Dafydd znosił z uśmie-
chem, choć w jego oczach kryła się pewna rezerwa. Nigdy
nie był zbyt wylewny, a takie powitanie, szczególnie po tak
krótkim rozstaniu, wyraznie peszyło go.
Po chwili rycerze zasiedli ponownie na swych miejscach,
a Brian zmusił Dafydda, aby zająć miejsce obok nich. Nie
było więcej stołków, więc łucznik usiadł po turecku na
podłodze. Uwaga wszystkich znów skierowała się na Maga.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Carolinusie -
rzekł Jim.
- Myślałem, że już to zrobiłem. Jeśli jednak musisz
wszystko mieć wyłożone w szczegółach, powtórzę to, co już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]