[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedział Piotrek. - Po dwudziestu latach miało dzięki temu odpowiednią konsystencję.
- Fakt - odparłem. - Kiedyś budowali tak, aby ściany wytrzymały całą wieczność, dziś
wszystko stawia się obliczając okres eksploatacji, po którym przyjdzie nam wyburzać
budynki. Nawet niektóre kościoły wznosi się dość prowizorycznie...
- Dom trzeba budować tak, aby przetrwał tysiąc lat - zauważył filozoficznie Sebastian.
- Ja, w każdym razie, gdy kiedyś będę budował swój, to wzniosę go z butelek typu pet po
napojach.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Czyś ty zwariował?
- Nie, ale czytałem, że wytrzymają nawet dwadzieścia tysięcy lat. A mogą być fajnym
surowcem. Lekkie, trwałe, no i zamknięte w nich powietrze będzie działało jak izolacja.
Pokręciłem ze zdumieniem głową.
- Szklane będą jeszcze lepsze - odezwał się Artur. Przybrał marsową minę. -
Zorganizujmy zbiórkę butelek na budowę szklanych domów zapowiedzianych przez
%7łeromskiego - oświadczył z patosem. - Oczywiście butelki nie muszą być puste - dodał z
błyskiem w oku.
Przebiłem się wreszcie na drugą stronę. Zobaczyłem ciemność.
- Mamy tu piękny loch pełen mumii, skarbów, kościelnych precjozów i innych takich -
powiedziałem, usiłując zajrzeć do środka. - Zawołajcie doktora Hreczkowskiego.
Przybiegł po kilku minutach.
- Zajrzyj - podał mi latarkę. - Dziwne, sądziłem, że tam jest po prostu ziemia...
Poświeciłem.
- Zawał w odległości jakichś dwóch metrów - zaraportowałem. - Glina spływa
kaskadą, widzę kawałki cegieł.
- Sufit?
- Nie ma, obwał chyba na całej szerokości. W każdym razie ziemia nie wyleciała z
jednej dziury, tylko tąpnęło zdrowo...
- Widzisz dno lochu? - zapytał.
- Niestety nie.
- Jeśli coś tam jest, to właśnie na dole. Sarkofagi, trumny, nieboszczycy, skrzynie ze
skarbami, a do nich przykute szkielety... - uśmiechnął się, widząc moje pytające spojrzenie.
Zniknął na kilka minut i wrócił z kamerą wideo.
- Tylko mi jej tam nie spuść - pogroził palcem, ale oczy mu się uśmiechały. - Bo
będziesz musiał rozbierać całą tę ścianę, żeby ją wyciągnąć. To moja prywatna...
Wsunąłem rękę z latarką i drugą z kamerą. Po chwili wycofałem urządzenie. W
napięciu wpatrywaliśmy się w wyświetlacz. Niestety, na podłodze poniewierały się jedynie
odłamki cegieł.
- %7ładnych skrzyń ze skarbami - Piotrek posmutniał.
- Nie zawsze można mieć wszystko naraz - wzruszył ramionami kierownik. - Flaszki
też tam żadnej nie ma...
- Flaszki? - zdumiałem się. - A skąd by się tam mogła wziąć?
- A nie tak dawno, gdzieś na Wschodzie, rozbierali stary mur i znalezli butelkę wódki
zamurowaną w 1823 roku.
- I co się z nią stało? - zaciekawił się Piotrek.
- Po tylu latach jeszcze się nadawała do picia? - Artur też wyraził zainteresowanie.
- Niestety, zanim ktokolwiek zabezpieczył znalezisko, robotnicy ją wysuszyli...
Twierdzili potem, że to była brzoskwiniówka... A ja kiedyś trafiłem na buteleczkę olejku
kamforowego. Zachowała się niezle, mimo że przeleżała w ziemi 70 lat.
- A zawartość? - zaciekawiłem się.
- Olejek uszczelnił korek, a płyn się rozwarstwił, to znaczy wytrąciła się z niego
kamfora - wyjaśnił. - No, starczy tych opowieści. Do roboty, chłopaki.
Poszedł sobie. A my wróciliśmy do pracy. Jeszcze dwadzieścia centymetrów i
odsłoniliśmy fundament dawnej świątyni. Podobnie jak katedrę, zbudowano go z ciężkich,
granitowych głazów, bardzo starannie obrobionych i spojonych zaprawą. Chwilę pózniej
osiągnęliśmy calec. Spod szarych warstw dawnego cmentarza błysnął polodowcowy,
mazowiecki piaseczek. Wykonaliśmy niwelacje i fotografie. Na tym dzień pracy się skończył.
Przyszedł kierownik.
- Jutro można już wydobytą ziemię sypać do tej dziury - polecił doktor. - To nam
zaoszczędzi roboty z przerzucaniem hałdy...
Umyłem się wodą z kanistra, zmieniłem koszulę i spodnie. Zlustrowałem swój
wygląd. Był nienajgorszy.
- Znowu tajne sprawy ministerstwa? - zagadnął Piotrek.
- Idę do biblioteki - oświadczyłem z godnością. - Będziemy badać sekrety starych
ksiąg...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]