[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przykro mi, ale właśnie wychodziłem.
Dama nie zrozumiała aluzji. Pospiesznie ruszyła wielkim holem, przypatrując się każdemu
szczegółowi umeblowania.
Lord Dimhurst potrząsnął głową i skrzywił się, widząc zachowanie swojej połowicy.
- Już od miesiÄ™cy nudziÅ‚a, bym wydusiÅ‚ od ciebie za¬proszenie. Cóż za wÅ›cibska z niej kobieta. Nie
pozwoliła mi przyjść tu samemu, kiedy okazało się, że muszę do ciebie wpaść. - Po tym wyznaniu
powrócił do sprawy, która go tu przywiodła. - Komisja potrzebuje pięciu kopii dokumentów
frachtowych, które dostaliśmy od twoich ludzi w środę. Na jutro, jeśli to możliwe.
- Ależ oczywiście. - James zobaczył, jak lady Dimhurst lustruje wazę stojącą na stole w holu,
unoszÄ…c w podziwie brwi.
Nagle zdał sobie sprawę, że kapelusz lady Pearson leży na stoliku przy wejściu do westybulu. Lady
Dimhurst już go dojrzała. Jak dziecko, które dostało nową zabawkę, ruszyła w tym kierunku.
Zmusił się, by zachować spokój, jednocześnie kiwając głową i udając zainteresowanie słowami
Dimhursta, który właśnie z ożywieniem zaczął rozprawiać na swój ulubiony temat.
- Nie muszę mówić, jak ci z Kompanii próbują walczyć.
Nie dalej jak wczoraj, razem z Burtonem, daliśmy się wciągnąć w zażartą dyskusję na temat
traktatu z Mysore. Uważam, że Kompania ponad wszelkÄ… miarÄ™ przekroczyÅ‚a swoje upraw¬nienia.
- Doceniam pańskie poparcie, lordzie Dimhurst - odrzekł James, nadal skupiając uwagę na jego
żonie i ledwo słysząc, co się do niego mówi.
- Jaki uroczy pokój! - zawołała lady Dimhurst, wsadzając głowę do środka.
- Dziękuję - wymruczał James ruszając, by zatrzasnąć przed nią drzwi.
Za pózno.
- Czy mogę go obejrzeć? - spytała wchodząc do środka.
- Millie, przestań wsadzać nos w nie swoje sprawy! - krzyknął jej małżonek. Spojrzał z
zakłopotaniem na gospodarza. - Wstyd mi za nią. - Ruszył w jej ślady.
James z natężeniem czekał, kiedy lady Dimhurst odkryje obecność lady Pearson. Niemal bał się
wejść do środka. Cisza. Słychać było jedynie kolejne "achy", które wydawała dama na widok
zdobionych srebrnych świeczników, i pomrukiwanie jej męża, że powinni już iść .
Zaintrygowany James wchodząc do pokoju usłyszał:
- No, no, lady Pearson, cóż za niespodzianka!
3
Caroline z przerażeniem obserwowała chodzącą po pokoju lady Dimhurst, która zbyt zajęta była
szacowaniem znaj¬dujÄ…cych siÄ™ tu sprzÄ™tów, by zwrócić na niÄ… uwagÄ™.
Wreszcie zebrawszy się na odwagę powiedziała:
- Dobry wieczór, lady Dimhurst, miło mi panią znów widzieć.
- Znacie się panie? - spytał stojący w drzwiach James. Zmusiła się do uśmiechu, jakby przyłapanie
jej w domu należącym do nieżonatego mężczyzny byÅ‚o czymÅ› zwy¬czajnym.
- Lady Dimhurst przewodzi naszemu kółku charytatyw¬nemu, dziaÅ‚ajÄ…cemu przy koÅ›ciele ZwiÄ™tego
Marka. _ Jest również wpływową patronką pensji panny Elmhart, mogła dodać. Teraz, kiedy
Freddie stracił wszystko, wynagrodzenie, które pebierała w szkole, zostało jej jedynym zródłem
utrzy¬mania; tylko ta posada dzieliÅ‚a jÄ… od ubóstwa.
Wychyliła do dna kieliszek.
Rozległ się Spokojny głos gospodarza:
- Caroline - zaczął, zaskakując ją używszy jej imienia - czy znasz lorda Dimhursta? Lordzie, to
moja kuzynka, lady Pearson.
Kuzynka? - pomyślała Caroline.
- Kuzynka? - spytała lady Dimhurst, zachwycona tą nowiną. - Dlaczego nam pani o tym nie
wspominała, lady Pearson?
- Ponieważ ...
Caroline nie potrafiła wymyślić na poczekaniu wiarygodnego wytłumaczenia. James przyszedł jej
w sukurs.
- Ponieważ sądziliśmy, że wszyscy o tym wiedzą - skłamał gładko, podchodząc do obu pań. -
Proszę mi powiedzieć, lady Dimhurst, na czym polega pani działalność przy kościele Zwiętego
Marka?
- Jestem przewodniczącą kółka. Lady Pearson jest jedną z pań zaangażowanych w naszą pracę.
Jesteście państwo spokrewnieni?
Caroline ze zdumieniem zobaczyła, jak łatwo przychodzi mu kłamanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]