[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gię, którą zagubili tak dawno temu.
Godzinę czy dwie pózniej Jake leżał wyciągnięty na
ciepłej trawie, a Donna na nim. Kochali się tak długo,
aż żadne z nich nie miało sił się podnieść. Nie pamiętał
wspanialszej nocy w całym swoim życiu.
Przesunął dłonią po jej plecach, uśmiechając się do
siebie. Była lepsza, niż sobie wymarzył. Lepsza, niż miał
nadzieję. Ale wciąż nie była jego. Czuł to. Wiedział, że
podzielaÅ‚a jego namiÄ™tność. Jednak kiedy noc siÄ™ skoÅ„­
czy, znowu ucieknie.
Nie do Maca.
Domowe ognisko
89
Ale i tak ucieknie.
- O czym myślisz? - Donna skrzyżowała ramiona na
jego piersi i położyła na nich podbródek.
- Dlaczego wydaje ci się, że myślę?
- Zmarszczyłeś brwi.
- Tak? - Podniósł dłoń i spróbował wygładzić sobie
czoło.
- Chcesz mi powiedzieć?
- Nie bardzo. - Wiedział, że kiedy wspomni o jej
ucieczce, odejdzie. A nie byÅ‚ jeszcze gotowy na jej znik­
nięcie. Długo czekał na tę noc.
Kiwnęła głową.
- No to ja powiem tobie, o czym myślałam.
- Dobrze.
- MyÅ›laÅ‚am, że to byÅ‚o cudowne - w jej gÅ‚osie wyczu­
waÅ‚ żal i wiedziaÅ‚, że byÅ‚ szczery - i że już siÄ™ nie po­
wtórzy.
Jake zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ krótko, a tym razem ona zmarszczy­
Å‚a brwi.
- O co chodzi?
- To właśnie o tym myślałem - powiedział, klepiąc ją
lekko po pośladku. - %7łe zaraz znowu uciekniesz.
Usiadła nad nim i spojrzała mu w oczy.
- Wcale nie uciekam, tylko mówię...
- %7łe wciąż nie jestem wystarczająco dobry?
- To nie to, wiesz przecież.
Spróbowała się z niego ześlizgnąć, ale przytrzymał ją
mocno dłońmi za biodra.
- A więc dlaczego?
90 Maureen Child
- Ponieważ nie mogę tak po prostu robić tego, co chcę
- powiedziała, kładąc ręce na jego dłoniach. - Mam syna.
Muszę myśleć o nim.
- Eric nie ma tu nic do rzeczy.
- Oczywiście, że ma. Jestem jego matką. Powinnam
się skupić na nim, a nie na...
- Seksie? - dokończył za nią, pieszcząc ją delikatnie
dłonią. Donna zaczerpnęła powietrza jak tonąca.
- To nie fair.
Znowu się zaśmiał.
- A kogo obchodzi fair play?
- Do diabÅ‚a, Jake. - PoddaÅ‚a siÄ™ jego dotykowi, przygry­
zając dolną wargę i drżąc. - To niczego nie rozwiązuje.
- Może nie musi - powiedział, ponownie obejmując
jej biodra. PodniósÅ‚ jÄ…, a potem opuÅ›ciÅ‚ na siebie. - Don­
no... - SiÄ™gnÄ…Å‚ do jej piersi i przykryÅ‚ je dÅ‚oÅ„mi, a od­
dech uwiązł mu w gardle, kiedy położyła ręce na jego
dłoniach i przycisnęła, poddając się pożądaniu.
Jake nie mógÅ‚ oderwać od niej wzroku. W księżyco­
wej poświacie wyglądała jak sen.
ChwilÄ™ pózniej przekonaÅ‚ siÄ™ jednak, że jest jak naj­
bardziej rzeczywista. I że gdyby sobie pozwolił, mógłby
ją pokochać.
I że jeżeli znów ją utraci, może go to zabić.
ROZDZIAA ÓSMY
- Co ty tu robisz? - zapytał Jake trzy dni pózniej Erica,
który powoli wczłapał do stodoły Lonerganów.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Nic - odburknÄ…Å‚, przesuwajÄ…c spojrzeniem po war­
sztacie i leżących na nim narzędziach. - Wpadłem się
przywitać.
- Czy twoja mama wie o tym?
- Zostawiłem jej kartkę.
- Kartkę, którą zobaczy, dopiero jak wróci z pracy?
- No tak. - Eric rzuciÅ‚ wujowi półuÅ›miech. Tak bar­
dzo przypominał w tym geście swojego ojca, że Jake'owi
zaparło dech w piersiach. - Ona nie chce, żebym się
z tobą zadawał - przyznał, podchodząc do lśniącego
w blasku sÅ‚oÅ„ca motocykla. PrzejechaÅ‚ palcem po chro­
mowanym baku. - Martwi się, że będziesz miał na mnie
zły wpływ.
- Tak powiedziaÅ‚a? - Jake zacisnÄ…Å‚ zÄ™by. Cholera. Sta­
wianie mu zarzutów osobiście to jedno, ale nastawianie
syna Maca przeciw niemu było czymś zupełnie innym.
Eric odgarnął czarne włosy z oczu.
- Słyszałem, jak mówiła babci.
Maureen Child
92
Doskonale.
Zły wpływ.
Zdaje się, że w końcu niczego nie ustalili. Od ich
długo wyczekiwanej nocy w zagajniku minęły trzy dni,
w ciągu których nie odezwała się do niego ani słowem.
Jake dzwonił do niej do domu, zostawiał wiadomości,
rozmawiał z jej matką i nic.
ZupeÅ‚nie jakby kobieta, z którÄ… byÅ‚ tamtej nocy, roz­
wiaÅ‚a siÄ™ w jego wspomnieniach tak skutecznie jak piÄ™t­
naście lat temu.
Jake patrzyÅ‚ z niezadowoleniem na swojego mÅ‚odsze­
go kuzyna. Jeśli miał być szczery, rozumiał stanowisko
Donny. Gdyby miaÅ‚ syna, też by nie chciaÅ‚, żeby naÅ›la­
dował jego styl życia.
Jednak Jake nigdy nie miał powodu, by obrać inną
drogÄ™. Poza dziadkiem i kuzynami nie miaÅ‚ żadnej ro­
dziny. %7ładnych więzów. Nikt w żaden sposób od niego
nie zależał. Dlaczego więc, do cholery, nie miałby brać
udziaÅ‚u w zawodach? Dlaczego nie miaÅ‚by wykorzysty­
wać okazji, które odrzucali mężczyzni mający rodziny?
ZmarszczyÅ‚ brwi i skoncentrowaÅ‚ siÄ™ na chÅ‚opcu ku­
cajÄ…cym teraz przy motorze.
- Lubisz pracować nad silnikami?
Eric zerknął w górę i znów się uśmiechnął. Trochę
czasu upÅ‚ynie, zanim przyzwyczai siÄ™ do uÅ›miechu Ma­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl