[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciemność, ale tracił w niej orientację, w dodatku ta dotykalna czerń
męczyła oczy i sprawiała, że czas zdawał się stać w miejscu. Przy świetle
przynajmniej mógł zobaczyć te marne resztki świata, które mu pozostały.
Ciasna kapsuła wepchnięta w najdalszy kąt zminiaturyzowanej łodzi
podwodnej.
Komora przed nimi była wypełniona bronią. Trio złożone
z trzymetrowej długości torped leżało na obrotowej wyrzutni mogącej bez
najmniejszego dzwięku posłać je w morze. Grube zaledwie na czterdzieści
centymetrów docierały z pełną prędkością na odległość ośmiu kilometrów,
a w wypadku napotkania kontrtorpedy rozsiewały dookoła piszczki
małe, nieruchome generatory dzwięku, które zagłuszały napęd torpedy
wobec aktywnego sonaru hydrolokacyjnego. Pomiędzy torpedami leżało
dziewięć metrowej długości makiet. W momencie ataku Demon mógł
wysłać jedną z nich i zmylić nadpływającą rakietę naśladowaniem
dzwięku Demona o zwiększonej głośności, a sam odpłynąć na małym
ciągu.
Główny magazyn obronny był jednak w prawej brzusznej komorze.
Tam znajdowało się dwanaście rakiet. Każda miała półtora metra długości
i ważyła zaledwie sześćdziesiąt kilo. Sam mógłby unieść jedną z nich. Ale
dzięki akumulatorom kaskadowym mogły w ciągu trzydziestu pięciu
sekund osiągnąć cel odległy o ponad kilometr, kierując się sonarem
sonoechowym. Następne sześć rakiet leżało pomiędzy drugą trójką torped.
Pomiędzy tymi dwoma ładunkami, niczym wędlina w kanapce, leżał
magazyn dwudziestu małych buczków, generatorów ogłuszającego
dzwięku bez żadnego napędu.
Oprócz tego jednokomorowe wyrzutnie torped były w każdej z tylnych
komór i po dwie w każdej z bocznych, umieszczone jedna za drugą. Trzy
spośród tych zabawek leżały dokładnie przed nim, jedna zaraz nad jego
głową, a każda z nich mogła rozsadzić łódz na kawałki. Było ich
dwanaście. Demon posiadał dwanaście pocisków zaczepnych
i osiemnaście obronnych plus zagłuszacze i makiety.
Ta broń zaczepna była taka mała, o wiele słabsza od automatycznej
stacji holowanej za burtą. Oficer zbrojeniowy Jerich tylko wzruszył
ramionami, jak mu to powiedział. Okręty wojenne muszą być małe. Jeśli
chodzi o statki cywilne, to niech sobie jakiś tam gigant tonie i dziesięć dni,
byleby zatonął. I przypomniał sobie, jak to w czasie wojny supertankowiec
został zniszczony samym ogniem laserowym, a inny z obrotowego działa.
Wystarczyło namierzyć zbiorniki i rozpocząć ogień.
Na pokładzie Demona znajdowały się wyłącznie rakiety nastawione na
konkretny cel. Wiedziały, co atakują i mogły ścigać tylko wyznaczony cel.
Mówili też, że Kraka broniły rakiety nastawione na cel. Pięciometrowe,
szybkie torpedy o zasięgu dwudziestu kilometrów i dwumetrowe bolty
o większej prędkości i zasięgu trzech kilometrów. Sensor-satelita, ku
któremu się kierowali, miał cztery torpedy i magazyn z dziewięcioma
boltami. A wszędzie mogły się znajdować ASB wysłane przez fort
z arsenału centralnego oczekujące na polecenie uaktywnienia i szukające
najmniejszego szelestu, żeby otworzyć ogień. A te automaty były jeszcze
bardziej wymyślne. Miały własne zagłuszacze i makiety, głowice bojowe
zdolne zniszczyć wszystko w promieniu dziesiątków metrów. A uszkodzić
może w promieniu stu.
Uszkodzony Demon zacząłby się unosić bezwładnie w wodzie,
pozbawiony życia wrak wśród przepastnych głębin.
Kapsuła miała zapasowe akumulatory zdolne otworzyć drzwi komory
na jego polecenie. Jeden guzik otwierał drzwi, następny rozłączał go ze
statkiem i wyrzucał delikatnie w ciemną pustkę. Potem chwila
oczekiwania, żeby statek odpłynął i trzeci guzik pompował powietrze
z wysokociśnieniowych kul do zewnętrznych pływaków.
Trzeba by się długo wznosić. Na głębinie worki pławne ledwo by się
napełniały, rozszerzałyby się bardzo powoli i zyskiwały pławność w miarę
jak kapsuła unosiłaby się do góry. Miał skorupę kapsuły, był ubrany
w dwie warstwy neoprenu i bezrękawnik. Przeżyłby, nawet gdyby
akumulatory się wyczerpały i zostawiły go dryfującego w wodzie
o temperaturze jednego lub dwóch stopni Celsjusza.
Ale potem skończyłoby się powietrze i zacząłby się dusić. Blisko
powierzchni mógł przezwyciężyć ciśnienie i otworzyć kapsułę, ale
musiałby ją zatopić. Temperatura wody zabiłaby go. Powinni wyposażyć
tę łódz w zwykłe chrapy, jak u okrętu podwodnego, a wtedy mógłby żyć
parę dni potrzebnych do bezpiecznego zdryfowania poza zasięg fortu. Ale
każdy dodatkowy wylot ze skorupy ciśnieniowej osłabiał jej wytrzymałość
na dużych głębokościach.
A więc żadnej szansy. Jeśli cokolwiek przydarzy się Demonowi, zginie
i on. A przy założeniu, że uszkodzona łódz spocznie na dnie brzuchem do
dołu kapsuła nawet nie wydostanie się z komory.
Kierunek. Kierowali się na południowy zachód. Gdyby odważyli się
zaryzykować użycie aktywnego sonaru, zobaczyliby u góry tafle lodowe
pośród mylącego kłębowiska fal. Teraz już prawie trzy tysiące metrów
u góry. Od czasu gdy przekroczyli dwa tysiące metrów, dno stało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]