[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cuda czasem się zdarzają - rzuciła lekko Emily i spojrzała na zegarek. - Ten cud, niestety,
zaraz się skończy. Nie mam zbyt wiele czasu.
- Zrobiłaś więcej, niż mogłaś. Nawet nie wiesz, jak Anna na ciebie czekała.
- Wyobrażam sobie. Strach przed takim badaniem wynika przede wszystkim z tego, że jest
przeprowadzane przez kogoś obcego. Tak więc, jeśli tylko mogę, staram się przy tym być.
- Zrobiłabyś to dla każdego?
- Myślisz, że mogłabym to zrobić jedynie dla twojej siostry? - spytała zdumiona. Uśmiechnął
się przepraszająco.
- Anna jest dla mnie kimś szczególnym, ale dla ciebie to tylko jedna z wielu pacjentek.
- Dla mnie nikt nie jest tylko pacjentem - odparła.
- Gdybym tak uważała, odeszłabym od praktykowania medycyny. Na zawsze.
- Lekarze w mieście nie robią tego dla pacjentów
- zauważył Jonas, a Emily pokręciła głową z dezaprobatą.
- To nie w porządku. Ilu lekarzy rodzinnych znasz?
- To nie jest nie w porządku. To prawda.
- W takim razie twoja wiedza o medycynie rodzinnej jest bardzo nieobiektywna. Jakie to
szczęście, że zapoznasz się z nią bliżej podczas tych kilku miesięcy.
- Kilku miesięcy...
- Powiedzmy trzech - dodała szybko. - Tak długo będziesz Annie potrzebny.
- Jeśli mi na to pozwoli.
- Pozwoli. Przez trzy miesiące spróbujesz być dobrym bratem i dobrym lekarzem rodzinnym.
To będzie dla ciebie doskonały trening. - Znowu spojrzała na zegarek. - Jonas, naprawdę
muszę już iść.
- Wiem.
Ale tak naprawdę wcale nie chciała wychodzić i czuła, że Jonas również nie miał ochoty się z
nią rozstawać.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Nagle, zanim zdołała mu przeszkodzić, ujął jej
dłonie.
- Dziękuję, Emily - powiedział, po czym, nie bacząc na to, że stali w zatłoczonym szpitalnym
korytarzu, wziął ją w ramiona i pocałował.
Emily zaś wiedziała, że od tej chwili nic już nie będzie takie jak było, że jej życie uległo
radykalnej zmianie.
Nie zależy mi na tym facecie! Te słowa powtarzała w duchu jak zaklęcie w ciągu całego dnia.
Ten pocałunek to jedynie wyraz wdzięczności i poza tym nie znaczył nic. A nawet gdyby tak
nie było... nawet gdyby podobała mu się, tak jak on podoba się jej, to przecież on zostanie tu
jedynie do czasu wyzdrowienia siostry, a potem wyjedzie, a ona będzie musiała żyć jak
dawniej!
Jednak słowa te powtarzane jak w modlitwie najwyrazniej nie działały. Nie działały,
ponieważ...
- On jest wspaniały! - zawołała Lori, gdy Emily wpadła wieczorem, aby zająć się jak zwykle
swym małym pacjentem, ale to nie jego miała na myśli, lecz Jonasa. - To najprzystojniejszy
mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam - dodała i nagle ze zdumieniem zauważyła, jak
policzki Emily oblewają się rumieńcem. - Widzę, że i ty tak uważasz.
- Owszem, ale ja jestem spragniona seksu! - odparła Emily, z desperacją usiłując obrócić
wszystko w żart. -Mój stary Bernard ciągle tylko śpi, a jego chrapanie staje się ostatnio
nieznośne. W porównaniu z nim Jonas wypada całkiem niezle.
- W porównaniu z tym zjedzonym przez mole kundlem, który ledwo powłóczy nogami?
Muszę przyznać, że to bardzo przekonujący argument. - Lori obserwowała, jak palce Emily
masują nóżki dziecka. - Wiesz, nasz malec naprawdę robi postępy.
- Rzeczywiście. - Emily uśmiechnęła się ciepło do Robby'ego, który patrzył na nią radośnie.
Nawet gdy zadawała mu ból, nie przestawał się uśmiechać, pomyślała i serce się jej ścisnęło.
Do licha! Najpierw Robby, a teraz Jonas przebojem wtargnęli w jej życie. Stary Bernard za-
czyna mieć konkurentów.
- Robby od jutra będzie miał dwóch braci i siostrę
- oznajmiła Lori.
- Chcesz powiedzieć, że dzieci Anny podczas jej operacji będą pod twoją opieką?
- Tak. Anna i Jonas byli tu dwie godziny temu. Odebrali dzieciaki, ale poprosili, żebym
zajmowała się nimi przez jakiś czas. Operacja odbędzie się jutro. Anna doszła do wniosku, że
nie powinna dłużej zwlekać.
- Tak wiec Jonas podrzuca dzieci tobie.
- Jesteś niesprawiedliwa - zaprotestowała Lori. -Będzie kursował tam i z powrotem,
odwiedzając siostrę, zaofiarował się pracować dla ciebie, co jest chyba dobrym pomysłem,
no to jak ma jeszcze zajmować się dziećmi? Właściwie wcale ich nie zna. Poza tym akurat
nie mamy kompletu. Blizniaki, które były pod moją opieką, wczoraj zostały odebrane, został
mi więc tylko Robby. Dzisiejszej nocy będziemy sami, prawda, łobuziaku? - powiedziała,
biorąc malca na ręce i tuląc go do siebie, ale Robby wygiął usta w podkówkę i wyciągnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl