[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie związanych pociągiem erotycznym, często z odmiennym sposobem życia i z
reguły o dużej różnicy wieku, na zaprzyjaznienie się musi mieć czas.
Przyjazń taka może się czasem rozwinąć ku wielkiemu pożytkowi obu stron,
jeśli od początku nie poczyni się trudnych do naprawienia błędów, a robią
je i rodzice i dzieci. Są one oczywiście odmienne, ale ich wspólną cechą
jest brak wczucia się w sytuację drugiej strony.
Najczęściej nieporozumienia powstają między synową a teściową. Dziewczyna
zwykle nie umie pojąć tego, że choć narzeczonemu wydaje się zachwycająca, w
zachwycie tym biorą udział czynniki tego rodzaju, że wcale nie ma powodu,
by podzielali go wszyscy. Powinna więc starać się zrozumieć, że teściowie
siłą rzeczy patrzą na nią krytyczniej i ostrożniej. Powinna zrozumieć, że
choć teraz ona stała się dla narzeczonego kobietą najważniejszą, dotąd była
nią matka. Małżeństwo nie musi popsuć kontaktu syna z matką, ale na pewno
go zmieni. Jest to więc dla matki zawsze moment trudny, tym bardziej że
kochając swe dziecko, w sposób naturalny niepokoi się o to, czy dobrze
wybrało towarzysza życia. Jest to dla młodej dziewczyny na pewno trudne do
zrozumienia, ale skoro teraz sama ma stać się żoną i matką, powinna zrobić
ten wysiłek, a wczucie się w sytuację drugiej osoby jest początkiem dobrego
kontaktu. Odnosi się to zresztą także do małżeństwa córek.
Tak więc młode synowe i zięciowie powinni przede wszystkim wykazać
cierpliwość, dać teściowej czas na polubienie się, nie zrażać się jej
początkową rezerwą, pokazać, że rzeczywiście zależy im na dobru
współmałżonka, a także że nie zamierzają powodować jego niechęci do
rodziców.
Dla teściów również zrozumienie swojej sytuacji emocjonalnej jest
pierwszym krokiem do ułożenia dobrych stosunków. Jeżeli własne dzieci
często drażnią swoim zachowaniem, to tym bardziej młody człowiek wychowany
w innym środowisku, ale tak jak w stosunku do własnego dziecka to
"drażnienie" nie zmienia miłości, tak i w stosunku do tego dziecka nowego
nie ma ono istotnego znaczenia. W związku z realistyczną oceną cech
własnego wieku, powinni dać sobie czas na polubienie synowej, nastawiając
się jednak na wstępną życzliwość. Dziecko urodzone z własnego ciała i
wychowane we własnym domu jest oczywiście najbardziej kochane, ale właśnie
miłość do niego powinna wskazać na potrzebę pewnego wycofania się we
właściwym czasie. Na to trzeba się nastawić od początku - rodzice nie
chowają dziecka dla siebie, ale by odeszło i połączyło się ze
współmałżonkiem. Oczywiście, chciałoby się, żeby ten współmałżonek był jak
najlepszy i w okresie namysłu można dziecku radzić w tej sprawie, gdy
jednak decyzja zapadnie, choćby nie była po myśli rodziców, należy ją
szanować.
Mimo że związek dziecka z matką jest tak bardzo bliski, nie on jest
sakramentem. Sakramentem jest małżeństwo. Działanie więc na szkodę związku
małżeńskiego jest rodzajem świętokradztwa. Chrystus powiedział w tej
sprawie surowo: "Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" (Mt 19,
6) - aż dziw, ile matek na to się waży. Dzieje się tak często pod pozorem
starania o dobro dziecka. Trzeba jednak zrozumieć, że z chwilą gdy dziecko
żyje już w małżeństwie, jego prawdziwym dobrem jest życie z tym sakramentem
zgodne i godne go.
Sprawa właściwego ustawienia kontaktu ze współmałżonkiem dziecka jest
szczególnie ważna u kobiet, gdyż wiele z nich nie uświadamia sobie, że z
wiekiem zmieniają się ich zadania. Wiele kobiet nie przygotowanych do nowej
sytuacji, z nie dość pogłębionym życiem wewnętrznym, uważa rezygnację z
takiego rodzaju aktywności, do jakiej były wcześniej przyzwyczajone, za
tragedię. Dlatego starają się wszelkimi siłami podtrzymać swoją poprzednią
rolę, nie dopuścić do samodzielności dzieci, do ich psychicznego, a nawet
fizycznego odejścia.
Matka ma wychowywać dziecko dla świata - nie dla siebie; jeśli jednak
wcześniej nie zadbała o własny rozwój i o dobry kontakt z mężem, po
odejściu dzieci zostaje jej pustka. Dlatego walczy czasem o dorosłe dziecko
z własnym zięciem czy synową. Zdarza się, że matka w swej drapieżnej
miłości nie pozwala dorosłemu dziecku na wyjazdy, strasząc je, że jeśli
zostanie sama, na pewno zachoruje lub umrze. Zdarza się, że matka nie chce
dopuścić do małżeństwa dziecka, a gdy już ono nastąpi, wtrąca się
nieustannie, niejednokrotnie stając się przyczyną rozwodu.
Na ogół najlepiej jest, jeśli - przynajmniej w początkowym okresie
małżeństwa - dzieci mieszkają osobno. Niestety, nie zawsze jest to możliwe.
Badania prowadzone na ten temat na moim seminarium wskazały, że
najistotniejszy jest inny czynnik. Porównano postawy rodzicielskie dwóch
grup teściowych: tych, których dzieci są zadowolone i niezadowolonych z
małżeństwa (w obu grupach mieszkających razem). Okazało się, że matki
dzieci niezadowolonych z małżeństwa były bardziej gniewliwe, zasadnicze,
skłonne do naginania cudzej woli do swojego zdania, skłonne do separowania
dzieci od wpływów zewnętrznych, były zachłannie opiekuńcze, wścibskie,
mniej szanujące prawa dziecka, z tendencją do utrzymywania dzieci w
zależności od siebie i do dominowania nad nimi.
Aatwo zrozumieć, dlaczego takie cechy teściowych, jak tendencja do
dominacji i wtrącania się, wpływają niekorzystnie na małżeństwo dzieci.
Jednakże matki dzieci o nieudanych małżeństwach charakteryzowały się także
cechami przez nie same uważanymi zapewne za pozytywne, a więc tendencją do
rezygnacji z kontaktów towarzyskich i traktowaniem roli matki jako
męczennicy nie spodziewającej się wdzięczności. Uważały, że bardzo kochają
swoje dzieci poświęcając się dla nich, wyręczając, doradzając, równocześnie
same rezygnując ze wszystkiego. Właśnie to jest błędem - powinny mieć
własne życie, a nie żyć tylko życiem swoich dzieci, które jako dorosłe
muszą już decydować za siebie.
Badania te wskazują na złe skutki wymienionych postaw teściowych, ale
mają jednocześnie wydzwięk pozytywny: postawy przeciwne, a więc życzliwość,
zgodność, tolerancja, szacunek i niewtrącanie się charakteryzowały teściowe
małżeństw udanych.
Wśród wielu ludzi, z którymi stykamy się w ciągu życia, nie wszyscy są
naprawdę bliscy. Rodzice towarzysza życia, współmałżonek dziecka - mogą się
stać takimi, bo choć często dzieli ich mnóstwo spraw i upodobań, łączy
miłość do tej samej osoby. Jeśli jest to naprawdę miłość, a nie chęć
posiadania, mają szansę na przyjazń. Ile warta może być przyjazń z młodą
osobą kochającą nasze dziecko i rodzącą nasze wnuki, a wprowadzającą do
rodziny nowy powiew i inne niż już znane wartości? Chyba tyle, ile przyjazń
z osobą starszą, która wychowała naszego ukochanego, ma wiele
doświadczenia, może przekazać wartości, których dotąd nie dostrzegało się i
wskazać korzenie, z których nowa rodzina wyrasta.
Zdarzają się takie przyjaznie może częściej niż na pozór można by sądzić.
W literaturze dość trudno znalezć ich opisy, ale warto zajrzeć do Starego
Testamentu i przypomnieć sobie historię Noemi i Rut Moabitki, jej synowej,
historię przyjazni, która przetrwała śmierć męża Rut i która zaważyła na
początkach rodu Dawidowego, z którego wywodzi się Chrystus. Bardzo różnie
można czytać Pismo Zwięte; wolno chyba na opowiadanie o pięknej Rut
spojrzeć też od strony Noemi - patronki dobrych teściowych.
Babcia to mama mojej mamy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]