[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niemożliwa, jak to nazywacie. Czy ktoś w rodzinie okazał jej kiedykolwiek, że podoba wam
się to, co ona chce wam dawać, że cenicie to, że jest wam to potrzebne? Dziecko musi też
mieć prawo dawać, nie tylko brać. Czy wiecie, jakie ona ma talenty plastyczne i w ogóle
artystyczne? Czy ktoś dostrzegł jej radość życia? Próbujecie urobić ją według własnego gustu
na wzorową panienkę! A przecież Liv nie jest Tullą, Liv ma własną bardzo interesującą
osobowość, którą brak miłości najbliższych może zniszczyć!
Jo był po prostu wściekły. Larsen spoglądał na niego chłodno.
- Czy Liv się panu skarżyła?
- Nie. Ona nie ma zwyczaju się skarżyć, ale pewnego ranka zastałem ją szlochającą na
brzegu leśnej wody. I wtedy opowiedziała mi o wszystkim. Na rodzinę się zresztą i wtedy nie
skarżyła. Ona was kocha.
Larsen zagryzał górną wargę. Sytuacja była w najwyższym stopniu nieprzyjemna.
Miał po prostu ochotę odwrócić się i odejść od tego zle wychowanego młodego człowieka,
który nie wie, jak daleko można się posunąć, i miesza się do spraw, które nie powinny go
obchodzić. Ale inspektor Larsen wiedział, że tak się nie robi. I jak wszyscy pozbawieni
wyobrazni ludzie, którym się wydaje, że ponieśli porażkę, najchętniej odpowiedziałby
atakiem. Zaciśniętymi pięściami wbiłby temu człowiekowi do głowy, że Larsenowie dają
swoim córkom wszystko, co im się należy, a przede wszystkim dobre wychowanie. Ale gdzieś
w głębi inspektorskiego serca zrodził się jakiś dziwny niepokój, jakieś niejasne wspomnienia
niesprawiedliwości popełnionych w stosunku do Liv, sprawy, o których nie myślał, kiedy się
działy, a które teraz starały się wydostać na światło dzienne. Przestępował z nogi na nogę i
chrząkał.
- Nigdy nie myślałem o...
Ale nie mógł dokończyć zdania.
- Pomóżcie jej - prosił Jo. - Ona was potrzebuje. %7łeby doświadczyć odrobiny więzi
czy wspólnoty z innym człowiekiem, ona gotowa jest rzucić się w ramiona byle komu, naj-
bardziej pozbawionemu sumienia człowiekowi. Jej rozwój emocjonalny jest trochę spózniony
i dziewczyna wymaga wsparcia. Dajcie jej to w rodzinnym domu!
- To były twarde słowa - powiedział Larsen z niepewnym uśmiechem. - Na ogół nie
przyjmuję czegoś takiego bez odpowiedzi, ale tym razem poddaję się. Mimo że sądzę, iż my
znamy naszą córkę lepiej niż pan, to... Zresztą sam się zastanawiałem, czy słusznie
postąpiliśmy zabierając Liv ze szkoły. Tak, rzeczywiście myślałem o tym...
Larsen dobierał słowa i czuł, że mógłby jeszcze jakoś zachować swój prestiż.
- Tak, tak, porozmawiam z dyrektorem szkoły i zapytam, czy nie mogłaby zacząć w
niższej klasie.
- Myślę, że to by było bardzo rozsądne - przyznał Jo. - Ona musi mieć do dyspozycji
kilka lat na dokończenie nauki i wejście w dorosłe życie. I mam nadzieję, że nie wezmie mi
pan za złe tego, co powiedziałem. Uważałem, że powinienem to zrobić, bo przecież pewnie
się już więcej nie spotkamy, a bardzo mi zależy na tym, żeby Liv było w życiu dobrze.
- Oczywiście, że nie biorę panu tego za złe - rzekł Larsen, ale rzecz jasna czuł w
ustach cierpki smak po reprymendzie, jaką usłyszał od Jo. - Skoro jednak pan tak polubił Liv,
to chyba spodobała się też panu nasza druga córka, Tulla. Ona to naprawdę jest wyjątkowa!
Drugiej takiej córki chyba nie ma...
Jo westchnął, zrezygnowany, i pożegnał się z Larsenem, żeby w końcu wrócić do
swoich zajęć.
Reakcja Liv po powrocie do domu była typowa dla niej. Nie zamknęła się w pokoju,
żeby pogrążać się w tęsknocie i użalać nad sobą, ale też nie rzuciła się jak szalona w wir
jakichś zajęć, nie zaczęła sprzątać ani biegać na spotkania z przyjaciółkami.
Liv stworzyła sobie fantastyczny świat, którego Jo nie opuścił i opuścić nie zamierzał.
Gdziekolwiek poszła, gdziekolwiek się znalazła, cokolwiek robiła, Jo był przy niej i ko-
mentował wydarzenia, chwalił ją albo upominał, krytykował, kiedy trzeba. Puszczała dla
niego wszystkie swoje najlepsze płyty. Pokazywała mu wszystkie swoje ulubione miejsca,
przeglądała z nim książki na swoich półkach albo on leżał w ogrodowym hamaku, a ona
siedziała w bujanym fotelu i rozmawiali o swoich myślach i marzeniach.
Była to być może dosyć niebezpieczna gra, lecz dla Liv stanowiła coś najzupełniej
naturalnego. Dawniej marzyła o  Kimś , teraz miała już kogoś konkretnego, z kim mogła w
marzeniach rozmawiać.
Wiedziała, że już nigdy więcej nie spotka Jo. Ale najbardziej bolało ją to, że nie
wspomniał nawet słowem, by do niego napisała, ani że on napisze. Było oczywiste, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl