[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po to, by pożegnać się z tobą i Murphym.
Spojrzał z autentycznym strapieniem w oczach.
- A jak twoją decyzję przyjął Jeremiah? Zaskoczyło ją to pytanie.
- Jeremy? Jeszcze nic o tym nie wie.
- Lecz kiedy się dowie, nie będzie zachwycony. Nie wiedziała, co
powiedzieć. Tych dwóch mężczyzn łączyła bliską przyjazń. Trudno
jej było skarżyć się przed jednym, że właściwie czuje się wypędzana
z Sandgate przez tego drugiego.
- Jeśli założyć, że w ogóle zauważy moją nieobecność, to całą jego
reakcją będzie uczucie ulgi.
- Zauważy i nie będzie zachwycony.
- Nie bardzo zgadzamy się ze sobą, on i ja.
- Zgadzacie się i pasujecie do siebie. Jak dogłębnie nim
91
RS
wstrząsnęłaś, miałem okazję przekonać się już w czasie pierwszego
z nim spotkania po tym, jak przyniosłaś tu Murphy'ego. Ale Jeremiah
jest człowiekiem szczególnym. Skrywa swoje uczucia i myśli. Myślę,
że to dlatego, że żył przez tyle lat samotnie.
- Ty również, a przecież nie ma w tobie za grosz goryczy czy
skrytości.
Uznała, że nadarzyła się sposobność, by zasugerować Eliemu
powrót do normalnego świata.
- Nigdy nie czułem się samotny.
Uczynił szeroki gest ręką, którym ogarnął wszystkich swoich
gruchających, świergoczących i ćwierkających przyjaciół.
- Kochasz ich, Eli, ale to nie są ludzie - powiedziała, usiłując
delikatnością głosu zrównoważyć nagą, brutalną prawdę tego
stwierdzenia.
- I dzięki za to Bogu Najwyższemu! Zresztą na ludzkich
przyjaciołach też mi nie zbywa. Odwiedza mnie Jeremiah, a także
dwóch innych. Zjawiają się na pogawędkę, przynoszą coś do
czytania, niekiedy jakieś ciasto lub udko kurczęcia. Czyż mogę się
skarżyć? Jestem szczęśliwym człowiekiem. A teraz mam ciebie.
- Ale ja wyjeżdżam.
- Wrócisz.
- Nie. - Zagryzła dolną wargę. - Chociaż może tu wpadnę jeszcze
raz przed odjazdem. Jeśli będę mogła.
Ale teraz stanowczo musiała się pożegnać. Pobiegła kamienistą
ścieżką w dół na plażę. Pomimo że minęła już dziesiąta, Brian jeszcze
się nie zjawił. Usiadła na piasku, podkulając nogi i opierając na
kolanach brodę. Zamyśliła się. Jej myśli krążyły wokół jednego
słowa, którym Eli określił siebie i swoją pustelniczą egzystencję.
Otóż nazwał on siebie człowiekiem szczęśliwym.
Zagłębiona w myślach, nie zauważyła zbliżania się Jeremy'ego.
Dopiero kiedy stanął nad nią, uniosła głowę i dosięgła spojrzeniem
jego smutnych oczu. Miał bladą twarz i wyglądał na zmęczonego. Na
myśl, że pojutrze rozstaną się na zawsze, przeszył ją głuchy ból. Już
nigdy nie usłyszy jego głosu i nie doświadczy dotyku jego warg. Ale
92
RS
też wyzwoli się spod hegemonii Yorków.
- Szedłem odwiedzić Eliego i zobaczyłem cię.
- I pewnie zaraz pomyślałeś sobie, że przyszłam tu z nadzieją na
przypadkowe z tobą spotkanie?
- Ani mi to przez głowę nie przeszło - zaprzeczył. - Czy czekasz na
kogoś?
- Na Briana. Spóznia się.
- Przyjdzie na pewno. - Zacisnął wargi. - Powinniśmy
porozmawiać.
Zignorowała ostatnią uwagę i spojrzała na papierową torbę, którą
trzymał w dłoni. Niewątpliwie zawierała butelkę wina oraz zwinięte
w rulon gazety i magazyny, które częściowo wystawały.
- Prezenty dla Eliego? Potwierdził skinieniem głowy.
- Mając takiego przyjaciela jak ty, Eli nie potrzebuje wrogów.
- Nie rozumiem.
- Bo jakiż to przyjaciel, który podtrzymuje jego alkoholizm?
Jeremy pobladł i wykrzywił twarz. Wydawało się, że za chwilę
wybuchnie gniewem. Najwidoczniej trzymanie siebie w ryzach nie
należało do mocnych stron jego charakteru.
- Znasz Eliego. Więc dlaczego wierzysz w tę gadaninę o nim? Czy
choć raz widziałaś go zionącego wódą i zataczającego się?
- Nie wszyscy alkoholicy się zataczają - odpaliła.
- Masz rację, oczywiście. Chciałbym tylko wiedzieć, skąd wzięły
się te przeklęte plotki o nim. Eli nie jest alkoholikiem. To jest wino z
jeżyn, które od czasu do czasu mu przynoszę. Zwykł traktować je
jako lekarstwo na poprawę krążenia. Wypija szklaneczkę przed
snem i mówi, że nie wyobraża sobie lepszej kuracji. - Oddalił się
kilka kroków, by zaraz szybko powrócić. Najwidoczniej nie skończył
jeszcze swojej tyrady. - Jestem wściekły jak diabli. Ludzie oczerniają
go, gdyż nie nosi krawata, nie skarży się na pogodę i nie pojawia się
w towarzystwie.
- Być może powinieneś właśnie go do tego namówić.
- By narzekał, kiedy pada deszcz lub wieje zimny wiatr?
- Do bywania wśród ludzi. Jest ujmującym, cudownym
93
RS
człowiekiem. Ma dużo do zaofiarowania innym. A tymczasem całe
jego duchowe bogactwo leży jakby odłogiem.
Leży odłogiem? Mógłbym wymienić nazwiska więcej niż kilku
ważnych osobistości, które mają wręcz przeciwstawny sąd. Eli jest
uznanym autorytetem w dziedzinie ornitologii. Wydał dwie książki i
opublikował niezliczoną liczbę artykułów w fachowych
czasopismach. Jeden z tych periodyków mam tu, w tej torbie.
Wyjął go i klęknąwszy przy niej na piasku zaczął nerwowo
kartkować.
Czy chcesz przeczytać artykuł Eliego? Pięknie! Teraz, kiedy jego
bliskość podrażniła wszystkie jej zmysły! Cała logika świata nie
mogłaby stłumić w niej kobiety, a wyzwolić czytelniczki Po tego
potrzebny był czas, spokój i dystans.
Chętnie, ale nie w tej chwili,
- Eli nie jest podobny do innych. Będąc też w pewnym stopniu
nonkonformistką, powinnaś szanować tę jego odmienność. %7łyje
życiem, które sam wybrał i które sam kształtuje. Czy nie na tym w
gruncie rzeczy polega tak zwane szczęście?
- Zdaje się, że sam sobą udowadniasz prawdziwość tej tezy.
- Czy chodzi ci o to, co próbuję robić?
- Nic nie wiem o tym, co próbujesz robić, ale wiem na pewno, że
jestem zmęczona tą ustawiczną walką z tobą na słówka.
Zamknął czasopismo i wrzucił je do torby.
- Masz rację. Moje kłótnie z tobą nie mają żadnego uzasadnienia.
- Lepiej, żebyś już sobie poszedł.
Objęła rękami kolana i oparła na nich czoło.
- Obawiasz się, że nadejdzie Hendricks i zobaczy nas razem?
Do tej pory nie poświęciła Brianowi ani jednej myśli, lecz teraz
nagle uświadomiła sobie, że między mężczyznami mogło dojść
nawet do wymiany ciosów.
- Okaż rai tę uprzejmość i zostaw mnie samą.
- Chyba zanosi się na burzę - powiedział patrząc na niebo. -
Spotkałem się z poglądem, że rozhuśtany ocean przypomina po
trosze duszę mężczyzny.
94
RS
Była to dość dziwna uwaga i trudno było uchwycić od razu cały jej
sens.
- Jestem pewna, że mowa tu o duszach mężczyzn zmiennych i
niestałych.
Nie odpowiedział, tylko wziął do ręki pasmo jej włosów i zaczął
trzeć je w palcach w taki sposób, w jaki sprawdza się w sklepie
jakość wełny na garnitur czy kostium.
- Niewiele rzeczy dorównuje swym pięknem pięknu włosów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]