[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bo tylko tam wszystkie szyby są całe. Podwieźć cię, poruczniku Sib... to znaczy poruczniku
Tarenko... tam do kata, kocie!
- Wypraszam sobie, nie zniosę, żeby nazywać mnie zwykłym kotem - oświadczyła
kotka.
- Całkiem słusznie - przyznał pułkownik. - Ja też nie lubię, jak mnie nazywają
zwykłym psem. Przepraszam, poruczniku Sarenko. No, wskakuj, chyba że chcesz iść pieszo.
Kotka wskoczyła pułkownikowi na grzbiet i przytrzymała się jego długich włosów.
Pongo nigdy jeszcze nie widział, żeby kot wskakiwał na psa w przyjaznych zamiarach.
Wywarło to na nim duże wrażenie - z jednej strony ufność pułkownika, z drugiej fakt, że
kotka godna jest najwyższego zaufania.
Wąskie, kręte schody prowadziły na piąte piętro Fanaberii. Na niższych pełno było
połamanych mebli, starych kufrów i wszelkiego rodzaju rupieci. Na ostatnim zaś znajdowało
się grube posłanie ze słomy, którą pułkownik przytaszczył tam w worku. Ale Mimi dużo
bardziej interesowało wąskie okienko - może wychodziło na Czarci Dwór?
Podbiegła, żeby się przekonać. Tak, za koronami drzew i zapuszczonym sadem
dojrzała tył czarnego domu - równie brzydki jak front, choć nie tak przerażający. Z boku
znajdował się wielki wybieg dla koni.
- Czy to tam wyjdą nasze dzieci? - spytała Mimi.
- Tak, tak - uspokoił ją pułkownik. - Ale to dopiero za... no, za jakiś czas.
- Nie zasnę, dopóki ich nie zobaczę - oświadczyła Mimi.
- Ależ tak, zaśniesz, bo cię uraczę bajką na dobranoc - rzekł pułkownik. - Twój mąż
prosił mnie, żebym mu opowiedział historię Czarciego Dworu. Chodź, połóż się.
Pongo wypatrywał chwili, gdy ujrzy swe dzieci, równie niecierpliwie jak Mimi, ale
wiedział, że najpierw powinni się przespać, więc namówił ją, żeby się położyła. Owczarek
nakrył ich słomą.
- Zimno tu... chociaż ja tego nie czuję - powiedział. Następnie wysłał kotkę, by
zorganizowała jedzenie na kolację, i zaczął snuć opowieść swym dudniącym głosem. A oto ta
historia:
Czarci Dwór był niegdyś zwykłym wiejskim domem zwanym - od nazwiska farmera,
który go zbudował Czarnym Dworem. Miał około dwustu lat, czyli tyle samo co farma, na
której mieszkali Owczarek i kotka.
- Oba domy są bardzo podobne, tyle że nasz jest biały i zadbany - powiedział
pułkownik. - Pamiętam Czarci Dwór, zanim pomalowano go na czarno. Wtedy był całkiem
niebrzydki.
Farmer nazwiskiem Czarny wpadł w długi i sprzedał Czarny Dwór przodkowi
Torturelli de Mon, któremu bardzo odpowiadało ustronne położenie na wrzosowisku.
Zamierzał on na miejscu istniejącego budynku postawić fantastyczny gmach - skrzyżowanie
zamku i katedry i zaczął od budowy muru i Fanaberii. (Pułkownik dowiedział się tego
wszystkiego podczas wizyt na plebanii).
Gdy mur już stanął, a wraz z nim masywne żelazne wrota, zaczęły się szerzyć dziwne
pogłoski. Wieśniacy przechodzący nocą przez wrzosowisko słyszeli krzyki i diabelski
chichot. Czyżby za tym murem, który jak żywo przypominał mury więzienne, kogoś
przetrzymywano? Ludzie zaczęli staranniej liczyć swoje dzieci.
- Niektóre pogłoski... hm, na dobranoc ich wam nie powtórzę - rzekł pułkownik. - To
te, których nie zasłyszałem na plebanii. Powiem wam tylko jedno - bo nie zmartwicie się tym
tak jak, ma się rozumieć, wieśniacy. Powiadano, że ten cały de Mon miał długi ogon. To też
usłyszałem gdzie indziej, a nie na plebanii.
Mimi niewiele z tego rozumiała i teraz już spała głęboko, ale Pongo był żywo
zainteresowany.
- Ludzie zaczęli nazywać ten dom Czarcim Dworem a tego de Mona zwyczajnym
demonem - podjął pułkownik. - Aż w końcu pewnej nocy mężczyźni z okolicznych wiosek
przybyli z płonącymi pochodniami, by wyważyć wrota i spalić dom. Ale kiedy podeszli
bliżej, zerwała się straszliwa burza i pochodnie im zgasły. Nagle wrota otworzyły się z
trzaskiem - jak gdyby samoistnie - i ukazał się de Mon. Powoził czterokonnym zaprzęgiem.
Jak wieść niesie, to z niego, a nie z nieba biły pioruny... niebieskie, widlaste błyskawice.
Wieśniacy uciekli z krzykiem i więcej tam nie wrócili. De Mon także nie wrócił. Dom stał
pusty przez trzydzieści lat, aż wreszcie ktoś go wynajął. Wynajmowano go od tej pory
wielokrotnie, ale nikt nie zagrzał w nim miejsca.
- I wciąż należy do rodziny de Monów? - spytał Pongo.
- Z całego rodu została już tylko Torturella. Tak, to jej własność. Przyjechała tu kilka
lat temu i kazała pomalować dom na czarno. Słyszałem, że w środku jest czerwony. Ale ona
w nim nie mieszka. Wynajęła go bezpłatnie braciom Złoczyńskim, w zamian za opiekę nad
posiadłością. Ja tam bym im nie oddał pod opiekę nawet psiej budy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]