[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiechał się do aparatu. Był to jednak całkiem inny uśmiech.
- Niech pani spojrzy na tego człowieka - powiedziała mma Ramotswe. - Niech pani
spojrzy na Rantę.
- Nie podoba mi się - odparła mma Makutsi. - yle mu z oczu patrzy.
- Właśnie. To jest zły człowiek.
Mma Makutsi nic na to nie powiedziała i przez jakiś czas siedziały w ciszy, sekretarka
wpatrzona w zdjęcie, a mma Ramotswe w swój kubek herbaty. W końcu mma Ramotswe
przerwała milczenie.
- Myślę, że jeśli stało się tam coś złego, to zrobił to ten człowiek. Jak pani myśli?
- Tak, ma pani rację. Spróbuje go pani znalezć? - spytała po chwili.
- To moje następne zadanie. Rozpytam się o tego człowieka. Ale na razie mamy
trochę listów do napisania, mma. Są sprawy, którymi musimy się zająć. Ten człowiek z
browaru, który martwił się o brata. Czegoś się dowiedziałam i możemy mu odpowiedzieć.
Ale najpierw musimy napisać list o tym księgowym.
Mma Makutsi wkręciła papier do maszyny i czekała, aż mma Ramotswe zacznie
dyktować. List nie był zbyt ciekawy - dotyczył tropienia księgowego, który sprzedał
większość majątku firmy, a potem zniknął. Policja zaprzestała poszukiwań, ale firma chciała
odzyskać swoją własność.
Mma Makutsi jak automat stukała w klawisze. Nie zastanawiała się nad tym, co robi,
lecz umiała pisać bezbłędnie, nawet będąc myślami gdzie indziej. Teraz myślała o Oswaldzie
Rancie i o tym, jak można by go znalezć. Nazwisko było nietypowe, więc najprościej byłoby
zacząć od zaglądnięcia do książki telefonicznej. Taki szykowny człowiek powinien mieć
telefon. Wystarczyło zajrzeć do książki i zapisać adres. Potem mogłaby na własną rękę
przeprowadzić wywiad środowiskowy i przedstawić mmie Ramotswe uzyskane informacje.
Podała gotowy list mmie Ramotswe do podpisu, a sama zajęła się zaadresowaniem
koperty. Potem, gdy mma Ramotswe robiła wpis do akt, sekretarka wyjęła z szuflady
botswańską książkę telefoniczną. Zgodnie z jej przewidywaniami był w niej tylko jeden
Oswald Ranta.
- Muszę wykonać szybki telefon - powiedziała. - To potrwa tylko chwilę.
Mma Ramotswe wyraziła zgodę nieartykułowanym mruknięciem. Wiedziała, że mma
Makutsi nie nadużywa zaufania swojej pracodawczyni, jeśli chodzi o telefon - w odróżnieniu
od większości sekretarek, które dzwonią z telefonu służbowego do swoich chłopaków w tak
odległych miastach jak Maun czy Orapa.
Mma Makutsi mówiła ściszonym głosem, toteż mma Ramotswe jej nie słyszała.
- Czy mogę rozmawiać z rrą Rantą?
- Jest w pracy, mma. Jestem służącą.
- Przepraszam, że zawracam głowę, mma. Muszę zadzwonić do niego do pracy. Może
mi pani powiedzieć, gdzie on jest?
- Na uniwersytecie. Codziennie tam chodzi.
- Rozumiem. Jaki ma tam numer?
Zanotowała go na kartce papieru, podziękowała służącej i odłożyła słuchawkę. Potem
wykręciła jeszcze raz i znowu coś zapisała.
- Mma Ramotswe - powiedziała z cichą dumą. - Mam dla pani informacje, których
pani potrzebuje.
Mma Ramotswe podniosła szybko wzrok.
- Jakie informacje?
- O Oswaldzie Rancie. Mieszka w Gaborone. Wykłada w Instytucie Ekonomiki Wsi
na uniwersytecie. Sekretarka mówi, że zawsze przychodzi do pracy o ósmej i można się z nim
umówić na uczelni. Nie musi pani dalej szukać.
Mma Ramotswe uśmiechnęła się.
- Bardzo pani sprytna. Jak się pani tego dowiedziała?
- Zajrzałam do książki telefonicznej, a potem zadzwoniłam.
- Rozumiem - powiedziała mma Ramotswe wciąż uśmiechnięta. - To był kawał dobrej
roboty detektywistycznej.
Mma Makutsi promieniała ze szczęścia. Robota detektywistyczna. Wykonała pracę
detektywa, chociaż była tylko sekretarką.
- Cieszę się, że jest pani zadowolona z mojej pracy. Od dawna chcę być detektywem.
Lubię pracę sekretarki, ale to nie to samo, co być detektywem.
Mma Ramotswe zmarszczyła brwi.
- Chce pani być detektywem?
- Każdego dnia o tym marzę.
Mma Ramotswe zamyśliła się. Jej sekretarka była pracowita i inteligentna. Skoro to
tak wiele dla niej znaczy, to co stoi na przeszkodzie, żeby ją awansować? Mogłaby jej
pomagać w dochodzeniach, co byłoby znacznie pożyteczniejszym wykorzystaniem czasu niż
ślęczenie za biurkiem i czekanie, aż zadzwoni telefon. Mogłyby kupić automatyczną
sekretarkę, którą mma Makutsi by włączała, wychodząc z biura. Czemu by nie dać jej szansy,
skoro ma to ją uszczęśliwić?
- Pani marzenie się spełni - rzekła mma Ramotswe. - Promuję panią na asystenta
detektywa. Z dniem jutrzejszym.
Mma Makutsi zerwała się na nogi i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale emocje
odebrały jej głos. Usiadła z powrotem.
- Cieszę się, że jest pani zadowolona - powiedziała mma Ramotswe. - Rozbiła pani
szklany sufit, który nie pozwala sekretarkom zrealizować całego swojego potencjału.
Mma Ramotswe spojrzała do góry, jakby szukała sufitu, który właśnie rozbiła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]