[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trudno byłoby wcisnąć między nich szpilkę. W powietrzu zaczyna
unosić się zapach deszczu i mężczyzni palący nieopodal papierosy
gaszą je i kierują się do wejścia. Boy hotelowy spogląda na niebo spod
daszka czapki, markiza nad wejściem drży i łopocze, jakby próbowała
odfrunąć.
Na kolanie Hadley siada mucha, ale dziewczyna nie kwapi się jej
pacnąć. Zamiast tego oboje obserwują, jak owad wierci się przez
chwilę, a następnie odlatuje, tak szybko, że prawie niedostrzegalnie.
- Ciekawe, czy udało się jej zobaczyć Tower of London - mówi
Oliver.
Hadley patrzy na niego skonsternowana.
- Naszej przyjaciółce z samolotu - wyjaśnia z uśmiechem. - Pasażerce
na gapę.
- A, no tak. Na pewno. Teraz prawdopodobnie wybiera się obcykać
nocne życie miasta.
- Po pracowitym dniu w Londynie.
- Po długim dniu w Londynie.
- Najdłuższym z długich - zgadza się Oliver. - Nie wiem jak ty, ale ja
ostatnio spałem w trakcie tamtego głupawego filmu o kaczkach.
Hadley parska śmiechem.
- Nieprawda. Pózniej też kimnąłeś. Na moim ramieniu.
- Akurat. Nic podobnego.
- Uwierz mi, kimnąłeś - powtarza Hadley, trącając go kolanem. -
Wszystko pamiętam.
Chłopak się uśmiecha.
- W takim razie pamiętasz także, jak wdałaś się w awanturę z tamtą
kobietą w hali odlotów?
Teraz kolej na oburzenie Hadley.
- Wcale nie. Poproszenie kogoś o przypilnowanie walizki to
całkowicie uzasadniona prośba.
- Albo potencjalne przestępstwo, w zależności, jak na to spojrzeć.
Masz szczęście, że pośpieszyłem ci na ratunek.
- To prawda - przyznaje ze śmiechem. - Mój rycerz w lśniącej zbroi.
- Do usług.
- Dasz wiarę, że to było ledwie wczoraj?
Kolejny samolot przecina skrawek nieba nad nimi i Hadley opiera się
o Olivera, gdy śledzą wspólnie maszynę, utkwiwszy wzrok w jasnych
punkcikach. Po chwili Oliver delikatnie szturcha ją, wstając, po czym
podaje jej rękę.
- Zatańczmy.
- Tutaj?
- Prawdę mówiąc myślałem o wnętrzu. - Rozgląda się dokoła, jego
wzrok przeskakuje od wyściełanych chodnikiem schodów do
zniecierpliwionego boya hotelowego i samochodów ustawionych
jeden za drugim przed wejściem, a następnie kiwa głową. - Ale
właściwie czemu nie?
Hadley podnosi się i wygładza sukienkę, Oliver układa ręce jak
zawodowy tancerz, jedną na plecach dziewczyny, drugą wyciągniętą w
powietrzu. Postawę ma idealną, twarz poważną, a Hadley wsuwa się w
jego rozpostarte ramiona z uśmiechem zakłopotania.
- Nie umiem tańczyć w ten sposób.
- Pokażę ci - uspokaja Oliver, lecz wciąż nie ruszają się z miejsca
nawet o centymetr. Stoją tak nieruchomo i w pełnej gotowości, jakby
czekając na pierwsze takty muzyki, oboje niezdolni do powściągnięcia
uśmiechu. Jego dłoń na plecach dziewczyny jest jak naelektryzowana i
zastygnięcie w tej pozycji, w tak nagłej bliskości, wystarcza, by
przyprawić ją o zawrót głowy. To takie uczucie jak podczas upadku,
jak nagłe ulatywanie z głowy słów piosenki.
- Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś - mówi Hadley cicho. - Nie mogę
uwierzyć, że mnie odnalazłeś.
- Ty znalazłaś mnie pierwsza - zauważa, a kiedy pochyla się, by ją
pocałować, czyni to powoli i cudownie, i Hadley wie, że ten pocałunek
zapamięta na zawsze. Ponieważ o ile poprzednie dwa pocałunki
zapowiadały koniec, o tyle ten jest niewątpliwie początkiem.
Zaczyna siąpić deszcz, ukośna mżawka, która delikatnie osiada na
nich. Gdy dziewczyna znów podnosi wzrok, widzi, jak kropla wody
ląduje na czole Olivera i spływa na sam czubek nosa, a wtedy bez
namysłu odrywa rękę od jego ramienia i ją ociera.
- Powinniśmy wejść do środka - proponuje, on zaś przytakuje ruchem
głowy, biorąc ją za rękę. Ma kropelki deszczu na rzęsach i patrzy na nią
tak, jakby była rozwiązaniem jakiejś łamigłówki. Wchodzą razem do
wnętrza, jej sukienka jest już upstrzona drobinkami wody, jego
marynarka przybrała ciemniejszy odcień na ramionach, lecz oboje
uśmiechają się, jakby był to problem, któremu nie sposób zaradzić, jak
atak czkawki.
Przed drzwiami do sali balowej Hadley przystaje, ciągnąc go za rękę.
- Na pewno masz w tej chwili ochotę na wesele? Oliver patrzy na nią
badawczo.
- Przez cały lot nie zdawałaś sobie sprawy, że właśnie umarł mi
ojciec. A wiesz dlaczego?
Hadley zastanawia się, co odpowiedzieć.
- Ponieważ byłem z tobą - mówi. - Kiedy jestem z tobą, czuję się
lepiej.
- Cieszę się - odpowiada, a potem zaskakuje samą siebie, wspinając
się na palce i cmokając go w szorstki policzek.
Słyszą muzykę za drzwiami, Hadley bierze głęboki oddech, zanim
decyduje się je otworzyć. Większość stolików świeci w tej chwili
pustkami, wszyscy są na parkiecie, kołysząc się w rytm starej piosenki
o miłości. Oliver ponownie podaje jej rękę i prowadzi przez labirynt
stolików, przemykając obok talerzyków z na wpół zjedzonym tortem,
lepkich kieliszków i pustych filiżanek po kawie, póki nie docierają na
sam środek sali.
Hadley rozgląda się dokoła, już nie wstydzi się wpatrzonych w nią
oczu. Druhny pokazują ją sobie nawzajem i chichoczą, bynajmniej nie
subtelnie, a tańcząca z Montym
Violet, z głową wspartą na ramieniu partnera, puszcza do niej oko,
jakby chciała powiedzieć: A nie mówiłam?".
Po drugiej stronie sali tato i Charlotte zwalniają i niemal zatrzymują
się w tańcu, oboje patrzą szeroko otwartymi oczami. Kiedy jednak tato
napotyka spojrzenie córki, posyła jej porozumiewawczy uśmiech, a
Hadley rozpromienia się w odpowiedzi.
Tym razem Oliver przyciąga Hadley blisko do siebie.
- Gdzie się podziały te twoje maniery? - mówi do jego ramienia. - Czy
wszyscy porządni angielscy dżentelmeni tańczą w ten sposób?
Hadley słyszy w jego głosie rozbawienie.
- Przeprowadzam letni projekt badawczy i analizuję różne style tańca.
- Czy to oznacza, że następne będzie tango?
- Jeśli tylko dasz radę.
- Co naprawdę studiujesz?
Chłopak odchyla się do tyłu, by spojrzeć jej w oczy.
- Statystyczne prawdopodobieństwo miłości od pierwszego
wejrzenia.
- Bardzo śmieszne - kwituje Hadley. - A na serio?
- Mówię serio.
- Nie wierzę.
Oliver śmieje się, a potem zniża głowę i szepcze jej prosto do ucha.
- Ludzie, którzy poznają się na lotniskach, są o siedemdziesiąt dwa
procent bardziej podatni na zakochanie się w sobie niż ci, którzy
poznają się w jakimkolwiek innym miejscu.
- Gadasz głupoty - stwierdza, kładąc mu głowę na ramieniu. - Czy
ktoś ci to kiedyś powiedział?
- Owszem - Oliver odpowiada ze śmiechem. - Tak się składa, że ty.
Około tysiąca razy w ciągu dzisiejszego dnia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]