[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cóż, niezupełnie. - I zamiast opowiadać mu o Paulu i naszych potajemnych
pocałunkach na grafitowej narzucie na łóżku, powiedziałam, wyrzucając z siebie dziesięć
tysięcy słów na minutę: - To były nowe buty i zrobiły mi się bąble, a potem... nie załapałam
się na powrót samochodem do domu i musiałam iść pieszo, a buty tak mnie uwierały, że je
zdjęłam, a chodnik strasznie się nagrzał, widocznie od słońca, bo poparzyłam sobie stopy...
Jesse patrzył na mnie ponuro. Usiadł obok mnie na wannie, mówiąc:
- Pokaż.
Nie chciałam chłopakowi, w którym zakochałam się po uszy od chwili, kiedy go
zobaczyłam po raz pierwszy, pokazywać swoich paskudnie zmasakrowanych stóp. Tym
bardziej że poparzyłam je, uciekając przed chłopakiem, w którego towarzystwie w ogóle nie
powinnam była się znalezć.
Z drugiej strony, dlaczego nie można odwiedzać chłopców w domu bez narażania się
na pocałunki, które chce się odwzajemnić? To wszystko jest takie skomplikowane, nawet jak
dla mnie, a jestem nowoczesną młodą kobietą, dzieckiem XXI wieku. Bóg wie, co by z tego
zrozumiał ranczer z połowy XIX wieku.
Z wyrazu twarzy Jesse'a jasno wynikało, że nie zostawi mnie w spokoju, dopóki nie
pokażę mu swoich głupich stóp. Powiedziałam więc, przewracając oczami:
- Chcesz je zobaczyć? Patrz i podziwiaj.
No i wyciągnęłam z wody prawą stopę, kierując ją w jego stronę.
Spodziewałam się co najmniej grymasu niechęci. A następnie kazania na temat mojej
głupoty - jakbym się już dostatecznie głupio nie czuła.
Ku mojemu zdumieniu Jesse ani nie wygłosił kazania, ani nie okazał obrzydzenia.
Ograniczył się do starannego obejrzenia mojej stopy z, jak by to określić, medyczną
obojętnością. Kiedy skończył się przyglądać prawej stopie, powiedział:
- Pokaż drugą.
Więc wsadziłam prawą z powrotem do wody i wydobyłam lewą.
Znowu brak obrzydzenia czy okrzyków w rodzaju: Suze, jak mogłaś być taka
głupia! Co nie zaskoczyło mnie aż tak, gdyż Jesse nigdy nie zwraca się do mnie: Suze .
Zamiast tego przyjrzał się mojej lewej stopie równie uważnie jak prawej. Kiedy skończył,
wyprostował się, stwierdzając:
- Widziałem gorsze... ale niewiele.
To mną wstrząsnęło.
- Widziałeś stopy w gorszym stanie niż moje? - wykrzyknęłam. - U kogo?
- Miałem siostry, nie pamiętasz? - powiedział. W jego ciemnych oczach pojawił się
błysk, chyba nie rozbawienia, bo rzecz jasna, stan moich stóp nie skłaniał do śmiechu. Jesse
nie odważyłby się stroić z nich żartów... nieprawdaż? - Od czasu do czasu miewały nowe
buty, z podobnymi skutkami.
- Już nigdy nie będę chodzić, prawda? - zapytałam, patrząc z rozpaczą na swoje
straszliwie zmaltretowane stopy.
- Będziesz - stwierdził Jesse. - Ale nie przez jakiś dzień czy dwa. Te oparzenia
wyglądają na bardzo bolesne. Potrzebne ci masło.
- Masło? - Zmarszczyłam nos.
- Najlepszym lekarstwem na takie oparzenia jest masło - oznajmił Jesse.
- Hm - mruknęłam. - Może w 1850 roku. Teraz polegamy raczej na uzdrawiających
właściwościach neosporinu. Tubka jest za tobą w szafce na lekarstwa.
Tak więc Jesse zaaplikował neosporin na moje rany. Kiedy skończył bandażować
moje stopy - które, muszę przyznać, wyglądały nadzwyczaj atrakcyjnie z około
sześćdziesięcioma ośmioma kawałkami plastra przylepionymi w różnych miejscach -
próbowałam się podnieść.
Nie na długo. Właściwie nie bolało. Tylko że czułam się tak dziwnie, jakbym deptała
grzyby...
Grzyby wyrastające z podeszew moich stóp.
- Wystarczy - powiedział Jesse. A zaraz potem uniósł mnie w powietrze.
Zamiast jednak zanieść mnie na łóżko i złożyć tam w romantycznym geście, no
wiecie, jak mężczyzni na filmach, po prostu mnie na nie rzucił, aż podskoczyłam, i
spadłabym na podłogę, gdybym nie złapała za materac.
- Dzięki - powiedziałam, z trudem ukrywając ironię.
Jesse raczej się tym nie przejął.
- Nie ma sprawy - powiedział. - Chciałabyś jakąś książkę? Pracę domową? A może
poczytam ci to...
Podniósł Teorią krytyczną od czasów Platona.
- Nie - odparłam pośpiesznie. - Praca domowa może być. Podaj mi, proszę, mój
plecak.
Zajęłam się wypracowaniem poświęconym wojnie domowej - w każdym razie takie
chciałam robić wrażenie. Naprawdę zajmowałam się usilnymi próbami niemyślenia o Jessie,
który czytał, siedząc na parapecie pod oknem. Zastanawiałam się, jakby to było, gdyby
pocałował mnie parę razy tak jak Paul. Jak się tak bliżej zastanowić, znajdowałam się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]