[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdążyły już przybrać barwę ciemnego fioletu. Na szczęście był przytomny.
- Podamy ci tlen, Michael - powiedział Lawson, zakładając chłopakowi maskę.
Vic przetarła klatkę piersiową ofiary suchą szmatką, umocowała na niej elektrody
defibrylatora i podłączyła kabel. Na monitorze ukazała się ostra zielona linia. Na palcu
Michaela umieściła pulsoksymetr. Tętno było nieco za wolne, a wysycenie krwi tlenem
wahało się w granicach osiemdziesięciu procent - daleko od normy.
Od Jacinty, która przedstawiła się jako siostra Michaela, Vic usłyszała przerywaną
łkaniem historię.
- Uderzyła w niego wielka fala. Nie wynurzył się spod niej - mówiła dziewczyna.
Vic wypisała na karcie pacjenta jego dane personalne i odnotowała wyniki pomia-
rów oraz bezpośrednie obserwacje.
Skóra Michaela powoli traciła szary kolor, utlenienie krwi się podnosiło. Wreszcie
jęknął, zakasłał i zaczął wyrzucać z siebie wodę. Lawson szybko usunął mu maskę i
ułożył go na boku. Włączył przenośny ssak.
- Już w porządku, chłopie - mruknął, przytrzymując rurkę, której Michael chciał się
pozbyć. Kiedy przestał wykrztuszać wodę, Lawson ponownie nałożył mu maskę. - Za-
bieramy go stąd.
Dziesięć minut pózniej Michael leżał w karetce pod opieką Lawsona. Vic prowa-
dziła, informując jednocześnie przez radio centralę, że przyjadą z poszkodowanym do
szpitala mniej więcej za dwadzieścia minut. Obok niej siedziała okryta kocem Jacinta.
Po godzinie Victoria skończyła wypełniać dokumenty. Przekazała je dyżurnej pie-
lęgniarce i skierowała się do ambulansu. Lawson opierał się o ścianę przy wyjściu, oto-
czony dziewczynami z plaży, które wciąż miały na sobie tylko skąpe bikini. Pozbierały
się już po szoku i okazywały swą wdzięczność przystojnemu ratownikowi.
Vic uśmiechnęła się, słysząc pytanie, ilu ludzi już uratował. Stanęła za dziewczy-
nami i puściła do Lawsona oko. Rzucił jej spojrzenie z wymownym przekazem: Zabierz
mnie stąd".
- Gotowy?
R
L
Lawson, wdzięczny za przerwanie tej sceny, zgniótł plastikowy kubek po kawie i
oderwał się od ściany.
- Pamiętajcie - powiedział, wrzucając kubek do pobliskiego kosza - następnym ra-
zem pływajcie na strzeżonej plaży.
- Tak, Lawson, obiecujemy - odrzekła Jacinta. - I jeszcze raz dziękuję za uratowa-
nie życia mojemu bratu. - Dotknęła jego ręki. - Nigdy nie zapomnę, co zrobiłeś dla Mi-
chaela.
- Jasne. - Lawson opuścił krąg dziewcząt. - Cześć!
- Cześć - odpowiedziały chórem.
Vic spojrzała na nie przez ramię, jak odprowadzały go wzrokiem. Pewnie nie mia-
łyby nic przeciwko temu, gdyby zrobił im jakąś akcję ratunkową metodą usta-usta. Mimo
woli zirytowało ją to. Jej wargi ponownie zadrżały na wspomnienie pocałunku. Choć
uporczywie unikali rozmowy na ten temat, to wciąż tkwiło w jej głowie. Umierała z cie-
kawości, co Lawson myśli. A może w ogóle o tym nie myśli? Czy dlatego o tym nie
wspomniał? Z jakiegoś powodu wydało jej się to jeszcze bardziej irytujące.
- Och, Lawson, jesteś taki odważny" - zaczęła przedrzezniać dziewczyny z plaży,
gdy wsiedli do samochodu.
Lawson zmarszczył brwi.
- Odczep się.
Zaśmiała się i kontynuowała przekomarzanie, przybierając namiętny ton i dotyka-
jąc jego ręki: Ach Lawson, nigdy cię nie zapomnę".
- Wystarczy. - Zapiął pas, odsuwając jej rękę.
- Podbiłeś kolejne serca.
- Proszę cię. Jestem dość stary, żeby być ich ojcem. A właśnie - spojrzał na zegarek
- wygląda na to, że zdążymy na teleturniej dla dzieci.
Vic entuzjastycznie pokiwała głową. Lubiła rytuał dziennych dyżurów tak samo
jak Lawson, a dziś szczególnie cieszyła się na myśl o towarzystwie Matildy, które po-
zwoli jej zapomnieć o własnych rozterkach.
- Tatusiu!
R
L
- Tilly! - Lawson uśmiechnął się, wyciągając ręce do Matildy, która wybiegła do
niego, gdy tylko karetka pojawiła się na podjezdzie. Z piskiem rzuciła mu się w ramiona.
- Czego się dzisiaj nauczyłaś w szkole?
- Panna Simpson nauczyła nas tabliczki mnożenia do ośmiu.
- O, naprawdę? To ile jest osiem razy zero?
Matilda zaśmiała się.
- Tatusiu, to łatwe.
Vic stała oparta o samochód, obserwując ojca i córkę. Dzieciak Lawsona był
wspaniały. I to dzięki niemu. Deb zostawiła go z niemowlakiem, a on przyjął to bez
mrugnięcia okiem. Potrafił też całkowicie zmienić swoje życie i poświęcić się wychowa-
niu córki.
Vic czuła, że łączy ją z dziewczynką niezwykła więz. Matilda też wychowywała
się bez matki, i to mocno chwytało ją za serce. Wprawdzie dziewczynka nigdy nie znała
swojej mamy, niemniej ich sytuacja była podobna. To dzięki Lawsonowi Matilda jest
szczęśliwym dzieckiem.
- Vic! - krzyknęła i rozpromieniona pobiegła w jej kierunku. - Vic! Vic!
Objęła ją w pasie, podskakując z radości.
Vic czule uściskała kochaną kruszynkę. Będzie jej brakowało dziewczynki, jej ra-
dości życia i bezwarunkowej miłości, jaką ją obdarzała.
- Zaczyna się teleturniej dla dzieci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]