[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nowimy się, co dalej.
- No dobrze. - Nagle zawahała się. - Powiesz mu o Posie? O... - Urwała.
Chciała powiedzieć o nas", ale nie potrafiła, mimo że znajdowali się na dwóch
końcach świata, kiedy Posie została poczęta.
- O naszej roli w jej poczęciu? - dokończył Josh. Rola. Tak, to dobre słowo;
suche, neutralne, niekojarzące się z intymnością. Bo o jakiej intymności tu mówić?
Kochali się jeden raz, dziesięć lat temu. On był jej jedynym mężczyzną, a ona je-
R
L
go... Nie, nie łudziła się, że tęskni za nią. Jeśli miała jakiekolwiek złudzenia, zbu-
rzył je tego dnia, gdy pojawił się z piękną młodą kobietą u boku i oświadczył, że w
drodze do Anglii spędzili tydzień na Bali i wzięli tam ślub.
- Nie. Uważam, że my nic nie zyskamy - odpowiedział na pytanie, czy mówić
prawnikowi o ich roli, czy nie - natomiast ograbimy Phoebe i Michaela z czegoś
bardzo dla nich cennego. Ta sprawa dotyczy wyłącznie nas, ciebie i mnie.
Ciebie i mnie. Zadumał się. Dawniej nie rozumiał, dlaczego Grace zachowuje
się niczym pisklę, które boi się opuścić bezpieczne gniazdo, jakie Michael z Phoebe
jej stworzyli. Podejrzewał, że to ma związek z przeżyciami z dzieciństwa, ale nigdy
o to nie dopytywał. Może nie chciał? Może tak było mu wygodniej? Przynajmniej
nie musiał stawać twarzą w twarz z własnymi demonami.
Teraz połączyło ich dziecko, które spało smacznie w wózku. Dzięki niewin-
nemu maleństwu stanowili rodzinę.
Był ojcem świadomym odpowiedzialności, jaka na nim spoczywa. Odpowie-
dzialności, od której nie zamierzał się uchylać.
Doszli do skrzyżowania, ale zamiast się rozdzielić i każde pójść w swoją stro-
nę, przez dłuższą chwilę stali, patrząc sobie w oczy. Josh już miał zaproponować,
żeby może jednak Grace wybrała się z nim do prawnika, ale w tym momencie ona
cofnęła rękę, mówiąc:
- Idz, nie chcę cię zatrzymywać.
Zcisnął jej dłoń.
- Zrobię wszystko, żeby chronić pamięć Phoebe i Michaela. Jestem im to wi-
nien.
- A Posie?
- Dla niej poświęciłbym życie.
Podobnie jak dla Grace. Nawet nie umiał sobie wyobrazić, jakie to wszystko
będzie dla niej trudne. Rozpacz po śmierci siostry, strach o przyszłość dziecka, któ-
re wydała na świat, a które - wbrew temu, co twierdziła - wciąż uważała za swoje...
R
L
- To moja wina - stwierdziła. - Gdybym nie...
- Przestań! - Wcześniej starał się przemówić Grace do rozsądku, przekonać ją,
aby zrezygnowała z pomysłu ciąży, ale teraz, gdy już sam trzymał Posie w ramio-
nach i widział jej uśmiech, nie chciał, żeby mu to wytykała.
- Ale to prawda! - Utkwiła w nim zbolałe spojrzenie. - Chciałam, żeby Mi-
chael z Phoebe wyjechali na weekend; podarowałam im ten wyjazd, bo chciałam
mieć małą wyłącznie dla siebie. Przez te dwa dni...
O Chryste! Miała wyrzuty sumienia nie dlatego, że spiskowała z Phoebe. Wi-
niła się za ich wypadek!
- Nie! - oznajmił, nie dając jej dość do słowa. - Zawsze tak się dzieje, kiedy
ktoś umiera. Dręczą nas koszmarne wyrzuty. Zastanawiamy się, co zrobiliśmy nie
tak. Albo czego nie zrobiliśmy - dodał, myśląc o sobie, o swoim egoizmie i braku
reakcji, kiedy brat przeżywał najszczęśliwsze chwile w życiu. - Wyrzuty przybiera-
ją kosmiczne proporcje, a tak naprawdę nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Grace pokręciła smętnie głową.
- Staraj się myśleć o dobrych chwilach. O tym, ile radości dałaś Phoebe i Mi-
chaelowi. - Pogładził ją po policzku, następnie przyłożył dłoń do buzi dziecka. -
Niedługo do was wrócę.
Zapisując w pamięci obraz matki i dziecka, oddalił się pośpiesznie.
Otworzyła drzwi pracowni i odsunęła nogą leżący na podłodze stos korespon-
dencji, żeby mogła wjechać do środka z wózkiem.
Zapaliła światło. Dawną malutką pracownię porzuciła kilka lat temu, kiedy
zwolniło się to cudowne przestronne pomieszczenie. Zciany i meble zostawiła w
czerni i bieli, żeby zaakcentować barwne kolory swojej biżuterii. Na jednym końcu
znajdowała się ogromna szafa, w której trzymała narzędzia, oraz gabinet połączony
z warsztatem.
R
L
Zrodek pomieszczenia służył za minigalerię: tu eksponowała swoje dzieła. W
kąciku stał stolik i fotele, przy których omawiała z klientami specjalne zlecenia, a
nieco dalej długa ława, przy której prowadziła warsztaty ze studentami.
Pocztę odłożyła na bok; przejrzy ją w domu. Korzystając z tego, że Posie śpi,
sprawdziła w komputerze zamówienia, po czym zaczęła szykować rzeczy do wy-
syłki. Przynajmniej wpłyną jakieś pieniądze.
Uporawszy się z zamówieniami, zadzwoniła do Abby, jednej ze swoich naj-
zdolniejszych studentek, z pytaniem, czy nie popracowałaby kilka godzin dziennie
przez najbliższe dwa tygodnie. Abby chętnie się zgodziła. Obiecała wpaść jak naj-
szybciej, żeby Grace pokazała jej, jak działa system realizacji zamówień. Czekając
na Abby, Grace; wyniosła z pracowni tacę pełną pereł i półszlachetnych kamieni;
patrząc na zwodniczo prosty wzór, tworzyła fantazyjną opaskę, którą panna młoda
włoży do ślubu w najważniejszym dniu swojego życia.
Wreszcie z satysfakcją obejrzała ukończone dzieło. Dobrze, że posłuchała
Josha i tu przyszła; że zrobiła coś konstruktywnego.
Posie, która cały czas spała jak aniołek, obudziła się i zaczęła domagać uwagi.
Grace wyjęła z wózka torbę i wstawiła butelkę do podgrzewacza. Zamierzała prze-
winąć małą na kanapie, kiedy usłyszała ciche pukanie.
Josh po prostu by wszedł, mimo tabliczki zamknięte" na drzwiach. Czyli
musiała to być Abby.
- Proszę!
Nie była to żadna z tych dwóch osób.
- Ojej, Toby...
W jej głosie zapewne pobrzmiewała nuta zawodu, bo mężczyzna przystanął w
progu.
- Zauważyłem światło i pomyślałem, że wpadnę spytać, czy niczego ci nie
trzeba. Ale jeśli przeszkadzam...
R
L
W swojej pracowni na drugim końcu Centrum Sztuki Toby Makepeace re-
staurował stare i konstruował nowe konie na biegunach. Był to miły człowiek, któ-
rego Grace zaprosiła do domu podczas ostatniej wizyty Josha. Pokazując się z róż-
nymi mężczyznami, próbowała udowodnić bardziej sobie niż Joshowi, że wcale jej
na nim nie zależy.
W przeciwieństwie do swoich poprzedników Toby szybko ją rozgryzł i - ku
jej zadowoleniu - odegrał swoją rolę na medal. Michael przez kilka tygodni żarto-
wał sobie z jej amanta, dopóki Phoebe nie poprosiła go, by przestał.
Czyżby siostra domyślała się prawdy? Wprawdzie nigdy nie czyniła żadnych
aluzji, ale też nigdy nie pytała Grace o jej facetów. I nie dziwiła się, że ilekroć Josh
przyjeżdżał do domu, Grace zawsze pojawiała się na kolacji powitalnej z przyja-
cielem".
Kiedy Grace zwierzyła się Toby'emu ze swoich podejrzeń, ten roześmiał się
wesoło. Szczera rozmowa scementowała ich przyjazń. Toby był pierwszą osobą, do
której zadzwoniła ze szpitala, gdy potrzebowała pomocy.
- Nie, nie przeszkadzasz. Właśnie zamierzałam nakarmić małą. Jeśli chcesz
się do czegoś przydać, to zaparz kawę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]