[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spiął konia ostrogami. Kolumna jezdzców ze szczękiem ruszyła za nim.
Tombalku stało na niskim, klinowatym wzniesieniu, pośród rozległych palmowych gajów i
zarośli mimozy. Pagórek wznosił się na zakręcie rzeki, leniwie toczącej swe wody, w których
odbijał się ciemniejący granat wieczornego nieba. Za rzeką rozpościerała się bezkresna
sawanna.
 Co to za rzeka?  spytał Akwilończyk.
 Jeluba  odparł Conan.  Płynie stąd na wschód. Niektórzy mówią, że przepływa
przez Darfar i Keshan, po czym wpada do Styksu, inni, że skręca na południe i zlewa się z
Zarkhebą. Może pewnego dnia podążę w dół rzeki, aby to sprawdzić.
Otwarto potężne, drewniane wrota, przepuszczając jezdzców. Za bramą, po wąskich,
krętych uliczkach krążyli ludzie odziani w białe szaty. Za plecami trójki białych czarni
jezdzcy głośno witali znajomych i przechwalali się swymi czynami.
Obróciwszy się w siodle, Conan rzucił rozkaz brązowoskóremu wojownikowi, który
odprowadził oddział do koszar. Cymeryjczyk wraz z towarzyszącymi mu Amalrykiem i Lissą
wolno pojechali na główny plac.
Tombalku budziło się z popołudniowej drzemki. Odziane na biało, ciemnoskóre postacie
wyroiły się na piaszczyste ulice. Amalryka uderzył nieoczekiwany ogrom tej pustynnej
metropolii oraz niezwykły konglomerat cywilizacji i barbarzyństwa widoczny na każdym
kroku. Na przestronnych dziedzińcach świątyń, sąsiadując ze sobą o kilka metrów,
pomalowani zaklinacze w pióropuszach pląsali i potrząsali swoimi talizmanami, kapłani
odmawiali modły, a smagli mędrcy spierali się o sens życia i istnienie bogów.
Gdy trójka jezdzców zbliżała się do placu, ogarnął ich jeszcze liczniejszy tłum, spieszący
w tym samym kierunku. Gdy tłuszcza zatarasowała ulicę, Conan, gromko pokrzykując,
utorował im drogę.
Zsiedli z koni na skraju placu i barbarzyńca rzucił wodze jakiemuś człowiekowi, którego
wybrał z tłumu. Pózniej zaczął przeciskać się do tronu stojącego na przeciwległym końcu
rynku. Lissa kurczowo złapała za ramię Amalryka, który ruszył w ślady Conana.
Wokół placu ustawiono rzędy czarnych oszczepników, tworząc długi prostokąt wolnej
przestrzeni. Blask płonących w rogach placu ognisk oświetlał wielkie, owalne tarcze ze skór
słoni, długie groty oszczepów, pióropusze ze strusich piór i końskiego włosia oraz lśniące
białka oczu i zęby czarnych wojowników.
Na środku placu stał wbity w ziemię pal, do którego był przywiązany jakiś człowiek.
Mężczyzna miał na sobie jedynie przepaskę biodrową, był muskularny i brązowoskóry.
Szamotał się w więzach, podczas gdy przed nim pląsała jakaś chuda, niezwykła postać.
Tańczący był czarny, lecz większość jego skóry pokrywały malowidła. Wygoloną głowę miał
wymalowaną tak, że przypominała trupią czaszkę. Wymachiwał zrobionymi z piór i małpich
futer insygniami swego urzędu, podrygując przed małym trójnogiem, pod którym płonął
ogień i z którego unosiła się w górę spirala kolorowego dymu.
Za palem, po drugiej stronie pustego placu, ustawiono dwa trony z emaliowanej i
zdobionej cegły, ozdobione różnobarwnymi kawałkami szkła, o poręczach zrobionych z kłów
słoni. Te fotele stały na niskim podium, na które wiodły szerokie stopnie. Na tronie
ustawionym po prawej zasiadała jakaś ogromna, gruba, czarna postać. Ten mężczyzna nosił
długi, biały burnus i przedziwne nakrycie głowy, składające się między innymi z czaszki lwa i
kilku strusich piór.
Drugi tron był pusty, lecz człowiek, który miał na nim zasiadać stał obok pierwszego. Był
chudy, orlonosy i brązowoskóry, ubrany w taką samą białą szatę, lecz na głowie zamiast
przybrania z kości i piór nosił wysadzany klejnotami turban. Potrząsał pięścią przed nosem
grubasa i wrzeszczał, podczas gdy stojący wokół strażnicy niespokojnie przyglądali się kłótni
swoich władców. Gdy idący za Conanem Amalryk podszedł bliżej, usłyszał, co mówi chudy
król.
 Kłamiesz! To sam Askia przysłał ten gadzi dar, jak go nazywasz, aby pod tym
pretekstem zamordować Daurę! Jeżeli nie odwołasz tego przedstawienia, będzie wojna!
Zabijemy cię, ty czarny dzikusie, i to powoli!  Głos chudzielca przeszedł we wrzask: 
Zrób, co mówię! Powstrzymaj Askię albo, na Jhila Bezlitosnego&
Chwycił za sejmitar; strażnicy wokół tronu nastawili włócznie. Czarny olbrzym tylko
roześmiał się tamtemu w twarz.
Conan przepchnął się przez szeregi oszczepników, jednym susem wskoczył na podium i
stanął między dwoma monarchami.
 Lepiej wez rękę od tego miecza, Zehbehu  warknął i zwrócił się do drugiego.  Co
tu się dzieje, Sakumbe?
Czarny król zachichotał.
 Daura chciał się mnie pozbyć, nasyłając na mnie jadowite węże. Tfu! Węże w moim
łożu, żmije w garderobie, mamby spadające z belek powały. Trzy z moich kobiet umarły od
ukąszeń, nie licząc kilku niewolników i sług. Askia odprawił czary i dowiedział się, że to
Daura jest winowajcą, a moi ludzie złapali go na gorącym uczynku, jak rzucał zaklęcia.
Spójrz tylko, generale: Askia właśnie zabił kozła. Za chwilę przybędą jego demony.
Powiódłszy wzrokiem za spojrzeniem Conana, Amalryk popatrzył na plac i pal z
przywiązanym więzniem, przed którym oddawał ducha kozioł. Askia zbliżał się do
kulminacyjnego punktu swych czarów. Jego głos przeszedł we wrzask; skakał, wywijał
koziołki i grzechotał kościanymi grzechotkami. Dym unoszący się z trójnoga gęstniał, wił się
i jarzył swoim własnym blaskiem.
Wokół zapadła noc. Gwiazdy, które rozbłysły jasno w czystym pustynnym powietrzu,
przygasły i poczerwieniały; twarz wschodzącego księżyca zdawał się zasnuwać szkarłatny
woal. Ogniska przygasły i dymiły gęstym dymem. W górze rozległ się niesamowity, nieludzki
śmiech. Dał się słyszeć łopot jakby skrzydeł ogromnych nietoperzy.
Askia stał sztywno wyprostowany, z wyciągniętymi ramionami, odchyliwszy w tył
przystrojoną pióropuszem głowę, recytując długą litanię dziwnych imion. Amalrykowi włosy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl