[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Grozba rzucona przy tylu świadkach jest wystarczającym powodem żądania
satysfakcji. Być może zebrani tu widzowie będą dziś mieli swoje widowisko.
- Chyba zapomniałeś o naszej rozmowie - syknął Cyrus przez zęby. -
Powiedziałem ci wtedy, że Gastonbury spłynie krwią w razie mojej śmierci.
Tym razem Agravar wyglądał na rozbawionego.
- Mój ojciec był bardzo do ciebie podobny. Też miał łajdacką, okrutną duszę. I
ogromny skarb, który zgromadził w ciągu wielu lat swych łupieżczych wypraw. Ja i
Lucien zabiliśmy go. Ja go trzymałem, a Lucien poderżnął mu gardło.
Ku wielkiej satysfakcji Agravara, Cyrus wydawał się wyprowadzony z
równowagi.
185
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Po co mi to wszystko mówisz?
- Wzięliśmy wszystko. Wiele skrzyń złota i różnych kosztowności. Jestem
człowiekiem bogatym. Bajecznie bogatym. - Przybliżył twarz do twarzy siedzącego
przed nim mężczyzny. - Obojętnie, ile zapłaciłeś lub zapłacisz wynajętym przez siebie
mordercom, zawsze będę w stanie podwoić lub potroić tę sumę. Ale nie uczynię tego
bezinteresownie. W zamian za te pieniądze zażądam od nich, by zaniechali działań. A
teraz pytam cię - kto przy zdrowych zmysłach zechce narażać się na schwytanie i
egzekucję, jeśli będzie wiedział, że podwójną korzyść odniesie, zostając po prostu w
domu?
Cyrus poruszał ustami, lecz nie udało mu się wydać żadnego sensownego
dzwięku.
- A teraz do rzeczy, ty ludzki potworze. - Głos Agravara nabrał metalicznego
brzmienia. - Wyzywam cię na pojedynek. Tu i teraz. Gotuj się do walki. Czekam cię na
placu.
Odwrócił się i krzyknął do swoich ludzi:
- Przyprowadzcie mi konia. Pojedynek mimo wszystko się odbędzie...
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie dokończył. Ostry ból przeszył mu bok.
Dokładnie w miejscu, w które przed miesiącami Davey zanurzył swój sztylet. Odjęło
mu władzę w nogach. Osunął się na kolana.
Ujrzał tuż przed sobą rozszerzone przerażeniem oczy Rosamund.
- Co za pech - mruknął. - Od kiedy ciebie poznałem, upadałem częściej niż
przez całe swoje dotychczasowe życie. Nie masz do mnie szczęścia, dziewczyno.
- Agravar? Runął na ziemię.
Rosamund załamała ręce. Płacz wstrząsnął jej ciałem. Zaczęła wołać o pomoc.
Nagle padł na nią długi cień. Coś przesłoniło słońce. Uniosła wzrok i zobaczyła
Luciena. Trzymał w ręku obnażony miecz. Zamachnął się i ciął. Ostrze spadało wprost
na jej głowę. Boże, czymże mu zawiniła? Dlaczego jednak wciąż nie czuła bólu?
Spojrzała za siebie i zobaczyła przemienioną w maskę szaleństwa twarz Cyrusa.
Uniknął ciosu i zdołał chwycić ją za włosy. Szarpnięciem poderwał ją z klęczek i
zasłonił się nią niczym tarczą. Poczuła zimną stal na swojej szyi. Uderzył w jej nozdrza
zapach krwi.
Tuż przy jej uchu rozległ się obłąkańczy śmiech Cyrusa.
- Ani kroku dalej, chyba że chcesz, żebym poderżnął gardło tej małej żmii.
186
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Rzuć miecz i ustąp mi z drogi.
Rosamund jęknęła. Ostrze musiało już zagłębić się w jej ciele, bo oprócz bólu
czuła jeszcze ciepłą strużkę spływającą w dół po szyi na pierś. Lucien musiał to
widzieć, gdyż miał oczy utkwione w miejsce poniżej jej brody.
Cyrus zaczął wolno przesuwać się wraz z nią w kierunku bramy.
- Rzucając miecz, zachowałeś się rozsądnie - rzekł do Luciena głosem już nieco
bardziej opanowanym. - Postępuj tak dalej. Dziewczyna jedzie ze mną. Natychmiast
wydaj rozkazy, by moi ludzie czekali na mnie koło bramy. Nie zapomnij o moim koniu
i koniu dla tej dziewki.
Rosamund kątem oka zauważyła, że coś pełznie w ich kierunku po ziemi. Jakiś
cień, który trudno było jej rozpoznać, bo nie mogła ruszyć głową. Najmniejszy bowiem
ruch powodował, że ostrze bardziej zagłębiało się w jej ciele.
Sir Robert, który stał z przeciwnej strony, krzyknął dla odwrócenia uwagi
Cyrusa:
- Nie masz żadnych szans wyjechać stąd z niewiastą, która wciąż jest moją
żoną.
- %7łoną której nie chcesz. Tym samym wraca ona do mnie. Przyznaję, że
uciekłem się do brutalnej przemocy, lecz nie daliście mi wyboru. Zresztą kobiety lubią,
jak mężczyzna gwałtem potwierdza swą władzę nad nimi.
Zamilkł i w tym momencie Rosamund poczuła na karku coś ciepłego. Jakby
wylano jej na szyję kubek podgrzanej wody. Zaraz też stwierdziła, że nikt już jej nie
trzyma, że jest wolna.
Odwróciła się i jednym spojrzeniem ogarnęła sytuację. U jej stóp leżał Cyrus i
jeszcze kopał nogami, choć już coraz słabiej. Z jego gardła buchała krew, wsiąkając w
ziemię. Obok stał Agravar. W prawej dłoni trzymał nóż, lewą przyciskał do boku.
Patrzył wprost w jej oczy. Nie mogła się mylić. Było to spojrzenie pełne uwielbienia i
czci.
Zbiegli się wszyscy, którzy obserwowali tę scenę. Przyjaciele, żołnierze,
zaproszeni baronowie. Niebezpieczeństwo minęło i na wszystkich twarzach gościł
uśmiech. Rosamund też się śmiała. Uśmiechał się nawet Agravar.
Wreszcie ktoś rozsądny zdecydował, że trzeba tę dwójkę opatrzyć.
EPILOG
Rosamund pogrążona była w słodkim śnie. Nagle to się zmieniło.
187
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Poderwała się i siadła na łóżka. Miała wrażenie, że słyszy jeszcze zamierające
echo swego krzyku.
Obok niej ktoś się poruszył. Był to ktoś potężny, gdyż zajmował większą część
łóżka.
- Rosamund, co się stało? - spytał Agravar.
- Nic. Spałam i obudziłam się.
Usiadł i położył dłoń na jej brzemiennym brzuchu.
- A może to dziecko? Dało ci znać, że nadeszła pora Roześmiała się i
pogładziła męża po policzku.
- Jestem przygotowana, ale to jeszcze nie dzisiaj. Spróbuj zasnąć, kochany.
- A może dać ci coś do picia?
- Dobrze - zgodziła się, wiedząc, że Agravar nie złoży głowy na poduszce,
dopóki nie będzie przekonany, że zadbał o swoją żonę.
Miał włosy w nieładzie, lecz jego ciało, gdy stanął w świetle księżyca na środku
komnaty, wydawało się wzorem harmonii. Pod skórą przy każdym mchu prężyły się i
drgały mięśnie, które przywodziły na myśl struny jakiegoś szczególnego instrumentu
muzycznego, bo niemal słyszało się wygrywaną przez nie melodię. Agravar podszedł
do stolika i napełnił pucharek rozwodnionym winem.
Miało się już ku jesieni. Tyle lat minęło od dnia, kiedy po raz pierwszy go
ujrzała, a wciąż gdy spoglądała nań, serce jej zaczynało bić żywiej i radośniej.
Gdy wracał do łóżka, potknął się i wypuścił naczynie z ręki. Wino rozlało się.
Agravar zaklął pod nosem.
Rosamund przygryzła wargi. Domyślała się przyczyny potknięcia.
W ręku Agravara pojawił się mały drewniany miecz.
- Trzeba temu położyć kres.
- Masz całkowitą rację. - Zachowanie powagi wymagało z jej strony sporo
wysiłku.
- On zupełnie nie dba o swoje zabawki.
- Też tak sądzę.
- Mogłem złamać nogę.
- Masz zbyt zwinne ciało, by łamać cokolwiek.
To go trochę udobruchało. Coś mruknął, po czym zawrócił, by raz jeszcze
nalać i przynieść wina. Po pierwszym łyku Rosamund zaczęła chichotać.
188
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Co cię tak śmieszy? - spytał.
- Ty. Przypominasz mi kwokę. Twoja troskliwość i opiekuńczość nie ma chyba
sobie równych.
- Nic na to nie poradzę - bronił się. - Człowiek ma wreszcie coś drogiego, więc
trzęsie się, żeby tego nie utracić.
Wsunęła mu rękę pod ramię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]