[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w przeszłości - ciągnęła Penny.
- To się nie skończyło - odrzekła Rebeka. - Słuchaj,
chciałabym zostać dłużej
z tobą porozmawiać. Wrócę, lecz
najpierw muszę załatwić coś nie cierpiącego zwłoki.
ROZDZIAŁ
DZIESIĄTY
Kiedy Raleigh nie odpowiadał na dzwonek, Rebeka nie
wahała się dłużej i użyła kluczy, które od niego dostała. We¬
szła do holu, zatrzymała się przy schodach prowadzących na
górę i zawołała Hanlona po imieniu. W domu panowała cisza,
więc Rebeka postanowiła zaczekać. Zdjęła płaszcz i skiero¬
wała się do biblioteki. Nawet ryzykując spóźnienie na odby¬
wający się dzisiaj zjazd koleżeński, postanowiła zostać, by
sprawdzić zasadność swoich przypuszczeń.
Rzuciła okrycie na kanapę w bibliotece i rozejrzała się po
pokoju. Choinka z wygaszonymi światełkami prezentowała
się smutno. Rebeka podeszła do drzewka i położyła ręce na
zagłówku stojącego obok fotela, na którym Raleigh zwykł był
opierać głowę. Ileż to razy w ciągu ostatniego miesiąca wcho¬
dziła tutaj i zastawała go zatopionego w lekturze rękopisu lub
pracy studenta, ile razy siadała mu na kolanacłn by mogli się
pieścić.
- Za często? - szepnęła do siebie i przeniosła wzrok na
węgle żarzące się w kominku.
Utwierdzając się w postanowieniu, by tu zostać i szukać
odpowiedzi na swoje pytania, zaczęła spacerować po pokoju.
Raleigh powinien wkrótce wrócić. Zostawił nie wygaszony
kominek, a wrodzona ostrożność nie pozwoliłaby mu na to,
gdyby planował dłuższą nieobecność.
NIESPOKOJNY
DUCH
Rebeka wędrowała wzdłuż półek wypełnionych książkami
i uśmiechała się na myśl o tym, jak bardzo onieśmielało ją
kiedyś to wnętrze. Wolała stać za progiem i czekać na zapro¬
szenie Raleigha, zanim tu weszła. Potrząsnęła głową, pochy¬
liła się nad kominkiem i ostrożnie dorzuciła kilka polan. Gdy
odwróciła się, by ogrzać plecy, jej wzrok padł na otwarty
album. Zobaczyła zdjęcie Raleigha z jakimś nastolatkiem.
W chwilę później siedziała na kanapie z ciężką księgą na
kolanach.
- Musiał tego szukać - mruknęła, przeglądając fotografie.
Strony wypełniały zdjęcia i artykuły dotyczące Bud-
dy'ego. Skoncentrowała się na jednym z nich, który szczegó¬
łowo opisywał okoliczności śmierci chłopaka.
Ręce jej drżały, gdy zamykała album i odkładała go na bok.
Kilka minut później usłyszała, jak Raleigh wchodzi do kuch¬
ni.
Znała zwyczaje gospodarza domu jak swoje własne.
W każdej chwili mógł pojawić się w bibliotece ze szklanecz¬
ką whisky w jednej i okularami w drugiej ręce. Wtedy można
będzie mu zadać kilka pytań. Nie mam innego wyjścia, po
myślała.
- Najwyraźniej dziwi cię moja obecność - rzekła, gdy
wszedł do biblioteki. - Myślałeś, że tak po prostu odejdę?
Otworzył usta, lecz zaraz zacisnął je tak, że utworzyły
surową, wąską Unię.
- To nie jest dobry pomysł, Rebeko -powiedział i odwró¬
cił się, jakby chciał wyjść z pokoju.
- Czekaj. Nie pozwolę, byś znowu zamknął się w kokonie
z tweedu i stali.
Raleigh odstawił szklankę z alkoholem, schował okulary
do kieszeni i spojrzał na Rebekę.
135
NIESPOKOJNY
DUCH
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Jestem pewna, że wiesz. Już dwadzieścia lat temu przy¬
lepiłeś sobie etykietę trzymającego się na uboczu, pogrążone¬
go w myślach profesora.
Raleigh zawahał się przez moment.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]