[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdziekolwiek indziej. Byli gościnni i czuł się wśród nich dobrze. Do Tel Awiwu wrócił dopie-
ro po czterech miesiącach. Raz jeszcze, mając umysł o wiele bardziej otwarty, porozmawiał z
tym samym Węgrem o Jungu. Ani w okultystycznej księgarni, ani w innych księgarniach i
bibliotekach Tel Awiwu nie znalazł żadnej z prac Junga, ani też dzieł na jego temat po
angielsku. Wstąpił do konsulatu brytyjskiego, załatwił wszystkie formalności i niedługo po-
tem wrócił do Anglii. Gdy tylko znalazł się w Południowym Londynie, poszedł do miejsco-
wej biblioteki. Spędził tam wiele czasu  czytał Junga.
Matka spytała go w końcu, kiedy podejmie jakąś pracę.
Odpowiedział, że zamierza studiować psychologię i, jeśli się uda, zostać psychiatrą.
Tryb życia esseńczyków był prosty i wygodny.
Dali mu przepaskę z koziej skóry i kij; ani w dzień, ani w nocy nie spuszczano go wpra-
wdzie z oka, mimo to jednak wyglądało, że został zaakceptowany jako nie wtajemniczony
członek sekty.
Czasem pytano go mimochodem o rydwan  jego wehikuł czasu  który mieli zamiar
sprowadzić wkrótce do obozu. Opowiadał wówczas, że właśnie ten pojazd przeniósł go z Egi-
ptu do Syrii, a potem z Syrii tutaj. Przyjmowali ten cud bez szemrania. Przywykli do cudów.
Zdarzało im się widywać rzeczy o wiele dziwniejsze niż jego wehikuł czasu. Widzieli ludzi
chodzących po wodzie i anioły opuszczające się z niebios, i wzlatujące tam i z powrotem;
słyszeli głos Boga i jego archaniołów; kusił ich szept szatana i jego sług.
Wszystkie te objawienia opisywali skrupulatnie na zwojach pergaminu, na równi z co-
dziennymi relacjami i wszystkimi wieściami, które podróżujący członkowie sekty zwozili do
osady.
%7łyli w nieustannej obecności Boga, przemawiali do niego codziennie, a on odpowiadał
im zawsze wtedy, gdy wystarczająco poddali swe ciała samoudręczeniu, gdy
dopełniali postów i dostatecznie długo zawodzili modlitwy pod palącym słońcem Judei.
Karl Glogauer zapuścił włosy, pozwolił skołtunieć brodzie. Twarz i cała skóra szybko
pociemniała mu od słońca. Umartwiał swe ciało, pościł i modlił się na słońcu tak samo jak
inni.
Rzadko jednak słyszał Boga. Raz tylko wydało mu się, że widzi archanioła z ognistymi
skrzydłami.
Pewnego dnia zabrali go nad rzekę i ochrzcili, nadając mu imię, którym przedstawił się
z początku Janowi Chrzcicielowi: Emmanuel.
Ceremonia, pełna zawodzenia i monotonnego kołysania się, jak wino uderzyła mu do
głowy. Ogarnęła go euforia i poczuł się bardziej szczęśliwy niż kiedykolwiek w życiu.
ROZDZIAA PITY
Mimo szczerego pragnienia, nie udało się Glogauerowi doświadczyć wszystkich wizji
będących dla esseńczyków chlebem powszednim. Czuł się rozczarowany.
Z drugiej jednak strony zdumiewało go, jak dobrze czuje się wśród tych ludzi, szcze-
gólnie jeśli wziąć pod uwagę jego kiepską kondycję psychiczną i niedawne cierpienia.
Odpoczywał i nie miało większego znaczenia, że członkowie sekty, gdyby spojrzeć na nich
zgodnie z przeciętnymi normami, byli ludzmi szalonymi. Może brało się to stąd, że ich szale-
ństwo nie było wcale silniejsze od jego obłędu. Po pewnym czasie przestał się nawet nad tym
zastanawiać.
Monika.
Monika nie nosiła srebrnego krzyżyka.
Poznał ją w Darley Grange Mental Hospital, gdzie pracował jako sanitariusz. Miał
nadzieję, że w ten sposób ułatwi sobie start w psychologię. Ona była psychiatrą opieki społe-
cznej i zdawała się bardziej przystępna niż inni. Karl szukał wówczas kogoś, kto chciałby z
nim porozmawiać o wszystkich cierpieniach zadawanych pacjentom, o tym jak inni sanita-
riusze i pielęgniarki dokuczali chorym, bili ich, krzyczeli o byle co.
 Trudno nam dobrać właściwy personel  powiedziała.  Pensje są tak niskie...
 To powinni je podwyższyć.
Nie wzruszyła, jak inni, ramionami, tylko zgodziła się z nim.
 Wiem. Napisałam w tej sprawie dwa listy do  Guardiana , na wszelki wypadek oba
pod cudzym urwiskiem. Jeden nawet wydrukowano.
Wkrótce potem odszedł ze szpitala i sporo czasu upłynęło, nim spotkał ją po raz drugi.
Miał wtedy dwadzieścia lat.
Jan Chrzciciel wrócił wreszcie pewnego wieczora, prowadząc grupkę około dwudziestu
najbliższych uczniów.
Glogauer ujrzał go między wzgórzami w chwili, gdy miał właśnie zapędzić kozy na
nocleg do jaskini. Przystanął i poczekał, aż Jan się zbliży.
W pierwszej chwili Chrzciciel go nie poznał.
 Stałeś się esseńczykiem, Emmanuelu  roześmiał się.  Czy zostałeś już ochrzczo-
ny?
 Tak.
 To dobrze.  Chrzciciel zmarszczył się, jakby nagle sobie coś przypomniał. 
Odwiedzałem przyjaciół w Jerusalem.
 I jakie przynosisz stamtąd nowiny?
Chrzciciel spojrzał mu prosto w oczy.
 %7łe najprawdopodobniej nie jesteś szpiegiem Rzymian ni Heroda.
 Cieszę się, że tak to widzisz  uśmiechnął się Glogauer.
Rysy Jana złagodniały. Też się uśmiechnął i rzymskim zwyczajem ujął go pod ramię.
 A zatem: jesteś naszym przyjacielem. A może nawet więcej niż przyjacielem.
Glogauer zmarszczył czoło.
 Nie jestem twoim współwyznawcą.
Czuł ulgę, że Chrzciciel, który cały ten czas najwyrazniej sprawdzał osobę Glogauera,
doszedł do pozytywnych wniosków.
 Mam nadzieję, że dobrze się rozumiemy  powiedział Jan. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl