[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdolną do wszystkiego. Uświadamia sobie, że cały jej smutek i samotność, całe to skrzy-
piące rusztowanie, na którym stoją, wyrasta z fikcji, udawania, że mieszka w tym miesz-
kaniu pośród tych przedmiotów, z miłą, nerwową Sally i że jeśli odejdzie, będzie szczę-
śliwa, może nawet bardziej niż szczęśliwa. Będzie sobą. Przez krótką chwilę czuje się cu-
downie samotna, mając wszystko jeszcze przed sobą.
Za chwilę wrażenie powraca, nie trwa w miejscu, nie słabnie, nie pryska. Mknie da-
lej jak pociąg, który przystaje na chwilę na małej, wiejskiej stacyjce, a potem odjeżdża,
znikając z oczu. Clarissa odwija kwiaty z papieru, kładzie je do zlewu. Jest rozczarowa-
na, lecz również do pewnego stopnia odczuwa ulgę. Właściwie to jest jej mieszkanie,
jej kolekcja glinianych garnków, jej przyjaciółka, jej życie. Nie pragnie niczego innego.
Czując się zwyczajną, ani pełną uniesienia, ani przygnębioną, tylko istniejącą w teraź-
niejszej chwili Clarissa Vaughan — kobietą, której się powiodło, która zdobyła pozycję
zawodową, która wydaje przyjęcie dla sławnego, nieuleczalnie chorego artysty — wra-
ca do dużego pokoju, żeby wysłuchać wiadomości nagranych być może na kasecie au-
tomatycznej sekretarki. Przyjęcie będzie udane lub nie. Jakkolwiek potoczą się jego losy,
ona i Sally zjedzą potem kolację. Pójdą do łóżka.
Głos nowego dostawcy potraw (mówi z trudnym do rozpoznania akcentem; a je-
żeli jest niekompetentny?) potwierdza, że przywiezie je o trzeciej. Jedna z zaproszo-
nych osób pyta, czy może przyprowadzić ze sobą swojego znajomego, a inna informu-
je, że musi wyjechać wcześnie rano z miasta na spotkanie z przyjacielem z dzieciństwa,
u którego nieoczekiwanie AIDS przekształciło się w białaczkę.
Sekretarka wyłącza się. Clarissa naciska klawisz przewijania taśmy. Jeśli Sally zapo-
mniała powiedzieć jej o obiedzie z Oliverem St. Ivesem, to najprawdopodobniej dlatego,
że tylko ona została zaproszona. Oliver St. Ives, skandalista, bohater, nie zaprosił Clarissy
na obiad. Oliver St. Ives, który demonstracyjnie ujawnił swój homoseksualizm w „Va-
nity Fair”, a następnie stracił główną rolę w komercyjnym thrillerze, zyskał większą sła-
wę jako działacz ruchu gejów, niż mógłby się spodziewać, gdyby nadal udawał hetero-
seksualistę i kręcił jeden za drugim kosztowne filmy klasy B. Sally poznała Olivera St.
Ivesa, kiedy udzielał wywiadu w bardzo poważnym programie, którego ona jest współ-
producentką (Oliver oczywiście nigdy nie zostałby zaproszony, gdyby był tylko boha-
terem filmów akcji, nie należącym zresztą do aktorskiej elity). To Sally stała się osobą,
którą on zaprasza na obiad, chociaż on i Clarissa spotkali się dotychczas kilkakrotnie
i odbyli, jak sobie Clarissa przypomina, długą i bardzo osobistą rozmowę podczas jed-
nej z akcji charytatywnych. Czy bez znaczenia jest fakt, że to właśnie ona jest kobietą
z książki? (Mimo że książka, oczywiście, okazała się porażką i choć Oliver najprawdo-
60
podobniej bardzo mało czyta.) Oliver nie powiedział do Sally: „Obiecaj, że przyprowa-
dzisz tę interesującą kobietę, z którą mieszkasz”. Prawdopodobnie pomyślał, że Clarissa
jest żoną; tylko żoną. Clarissa wraca do kuchni. Nie jest zazdrosna o Sally, to nie ma nic
wspólnego z tak niskim uczuciem, lecz nie może się oprzeć wrażemu — z tego powo-
du, że została pominięta przez Olivera St. Ivesa — że maleje zainteresowanie świata jej
osobą, a w znacznie większe zakłopotanie wprawia ją fakt, że ma to dla niej znaczenie,
i to nawet teraz, kiedy przygotowuje przyjęcie dla mężczyzny, który jest być może wiel-
kim artystą i być może nie dożyje końca roku. Jestem płytka i powierzchowna, myśli.
A jednak. Brak zaproszenia do pewnego stopnia oznacza, że świat daje jej delikatnie od-
czuć, że potrafi się bez niej obejść. Pominięcie przez Olivera St. Ivesa (który pewnie nie
wykluczył jej świadomie, lecz w ogóle o niej nie pomyślał) przypomina śmierć, tak jak
obraz jakiegoś wydarzenia historycznego w fotoplastikonie dla dzieci przypomina to
wydarzenie. To wprawdzie drobna, ale jawna niegodziwość, którą odczuwa się wyraźnie
i nie sposób o niej zapomnieć. Mimo wszystko nie można jej nazwać porażką, przeko-
nuje samą siebie. Do porażek nie zalicza się faktu, że znajdujesz się w tym mieszkaniu,
we własnej skórze i obcinasz łodygi kwiatów. To nie porażka, lecz okazuje się, że musisz
zaangażować wszystkie siły, by być obecną i wdzięczną, by być szczęśliwą (okropne sło-
wo). Na ulicy ludzie przestali na ciebie patrzeć, a jeśli nawet spoglądają, to bez jakich-
kolwiek erotycznych skojarzeń. Nie zostałaś zaproszona na obiad przez Olivera St. Ivesa.
Za wąskim kuchennym oknem żegluje i tętni miasto. Kłócą się kochankowie, dzwo-
nią kasy, młodzi mężczyźni i kobiety kupują nowe ubrania, podczas gdy kobieta stoją-
ca pod Łukiem na Washington Square nuci swoje iiiii, a ty obcinasz różom końce łodyg
i wkładasz kwiaty do wazonów. Próbujesz zatrzymać tę chwilę, właśnie tutaj, w kuchni
wśród kwiatów. Próbujesz w niej mieszkać, kochać ją, ponieważ jest twoja i ponieważ za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]