[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej usta.
- To nie jest dobry pomysł - zaprotestowała niepewnie.
A potem z cichym westchnieniem podniosÅ‚a gÅ‚owÄ™, przy­
mknęła oczy i podała mu usta.
To był delikatny pocałunek, słodki i czuły. Tym razem
Nick zachował kontrolę, pozwalając, by Molly wyjawiła
swoje zamiary. Kiedy wziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona, przywarÅ‚a do nie­
go mocno. Czuł jej ciało i kwiatowy zapach perfum. Dobrze
pamiętał, że jej usta smakują słodko jak miód.
Rozległ się przenikliwy gwizd czajnika i choć Nick miał
ochotę na następny pocałunek, wypuścił ją z objęć.
- Przejdz do salonu, zaraz przyniosę kawę - poprosiła.
Kiwnął głową, wychodząc z małej kuchenki. W salonie
przypomniaÅ‚ sobie, jak opowiadaÅ‚a o malowaniu mieszka­
nia. PodniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i spojrzaÅ‚ na wysoki sufit. Może na­
stępnym razem wezwie jednak fachowca?
Miał ochotę wspiąć się po krętych schodach i zajrzeć
za niską ściankę, która odgradzała sypialnię na antresoli od
salonu. Czy stało tam duże łóżko, czy może pojedyncze?
Odwrócił wzrok, próbując usunąć z wyobrazni obraz
Molly w łóżku z kimś innym. Podszedł do okna, gdzie stała
sztaluga z ustawionym na niej płótnem. Nie poznawał tego
zakątka, nie miał jednak wątpliwości, że to fragment ja-
poÅ„skiego ogrodu wczesnym rankiem. Zwietnie oddaÅ‚a at­
mosferÄ™ spokoju, oceniÅ‚, patrzÄ…c na porannÄ… mgÅ‚Ä™, która ciÄ…­
gle unosiła się nad ziemią. Niemal czuł chłodne powietrze,
słyszał plusk wody. Ani mu w głowie postało, że jest tak
bardzo utalentowana.
- Jaką pijesz kawę? - spytała.
Odwrócił się, ale nie odszedł od obrazu.
- Czarną. Masz już kupca na ten obraz?
Podała mu kubek, kręcąc głową.
- Kto zajmuje się sprzedażą twoich prac?
- Kilka jest w galerii Burchards, a parÄ™ prac wystawia
Samuel na bulwarze.
- Chcę go kupić - powiedział, patrząc znów na obraz.
Pociągnęła łyk kawy.
- Dlaczego? - spytała zdumiona.
- Jak to: dlaczego? Jest na sprzedaż, prawda?
- Chyba tak... Po prostu zaskoczyłeś mnie.
Spojrzał na trzy inne obrazy, które wisiały na ścianach.
Krajobraz morski był tak wyrazisty, że Nick niemal czuł
zapach soli. Obraz przy lampie przedstawiaÅ‚ widok angiel­
skiego ogrodu z mnóstwem kwiatów. Romantyczny widok
z pewnością przemówiłby do każdej kobiety. Na trzecim
płótnie, powieszonym tuż przy biblioteczce, widniał inny
fragment parku Golden Gate.
- Po co pracujesz w Zentechu? Na malarstwie zbiłabyś
fortunę - powiedział, odwracając się do Molly.
- Zentech zapewnia mi chleb. Malarstwo to konfitura.
- To co, sprzedasz mi ten obraz?
- Jasne. Chcesz, żebym go oprawiła?
- Tak, proszÄ™.
PodaÅ‚a cenÄ™, którÄ… uznaÅ‚ za Å›miesznie niskÄ…, ale nie za­
mierzał jej podbijać. Skoro tak oceniała swoją pracę...
Molly usiadła na kanapie, podwijając pod siebie nogi.
- Przed wizytÄ… u twojej mamy na wszelki wypadek zaj­
rzałam do kartki od Donny'ego. Nic nie napisał o twoich
zainteresowaniach. Zajmujesz siÄ™ tylko pracÄ…?
UsiadÅ‚ obok, choć nie za blisko, kubek postawiÅ‚ na sto­
liku i oparł się o poduszki.
- Nie mam czasu na hobby. Chyba że liczy się bieganie.
Staram siÄ™ wyrwać kilka godzin w tygodniu. Hotele pochÅ‚a­
niają większość czasu. Są tygodnie, kiedy mam wrażenie,
że mieszkam w samolocie.
- Czytasz w czasie podróży?
- Jasne. Raporty, sprawozdania, analizy rynku. SkÄ…d te
pytania?
- Na wszelki wypadek. Głupio byłoby, gdyby podczas
rozmowy z twoją mamą wydało się, że tak niewiele o tobie
wiem. Swoją drogą dziwne, że opowiadając mi o twoim
dzieciństwie, ani słowem nie wspomniała o szkole pani
Porter.
- To poufna informacja. Nie próbuj jej rozpowszechniać.
Molly rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ serdecznie i w tym momencie wie­
dział, że jest zgubiony.
Ucieszył się, że się nie opiera. Jeszcze kilka pocałunków,
pomyślał, i albo wniosę ją na górę po tych krętych schodach,
albo wyjdę, nim się całkiem pogrążę.
Ale Molly pozwoliÅ‚a tylko na jeden pocaÅ‚unek. PogÅ‚a­
skała go po policzku i podniosła się z kanapy.
- Powinieneś już iść.
StanÄ…Å‚ obok niej.
- Albo zostać... - Położył dłoń na jej karku, próbując
przyciągnąć ją do siebie, ale była nieugięta.
- Nie, nie możesz zostać. Udajemy narzeczonych tylko
dlatego, żeby pomóc Ellen. A ja nie mam zwyczaju upra­
wiać seksu dla sportu.
- Uważasz, że to mój zwyczaj?
- Na to mogłaby odpowiedzieć Carmen.
PotrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ… delikatnie.
- W przeszłości miałem jeden lub dwa romanse. Nie
oczekujesz chyba, że mężczyzna w moim wieku będzie żył
jak zakonnik?
- Niczego od ciebie nie oczekuję. Poza tym, że zaraz
sobie pójdziesz.
- Co robisz jutro? - spytał, sięgając po marynarkę.
- Różne rzeczy. Czemu pytasz?
- Jakie rzeczy?
- MuszÄ™ odkurzyć, zrobić pranie... No, takie różne do­
mowe obowiÄ…zki.
- Spędz ten dzień ze mną - poprosił.
- Co mielibyśmy robić? - Wiedziała, że w ogóle nie
powinna zadać tego pytania, ale pokusa była zbyt silna.
Pragnęła widywać go jak najczęściej, nim rozstaną się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl