[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naszyjnik, który przymierzała w butiku.
Musiała przyznać, że wyglądał oszałamiająco seksownie w smokingu.
Widywała go głównie w dżinsach, w błocie i kurzu, ale mimo wytwornego
stroju czuło się w nim tamtego mężczyznę.
Szampan płynął strumieniami, wspaniałe kandelabry oświetlały
marmurowe kolumny, gdy przechadzali się wśród nich, podziwiając
kompozycje kwiatowe i kreacje pań. Wszyscy znali i szanowali Jareda, a w
pewnym momencie zatrzymał się obok nich burmistrz, żeby porozmawiać.
Chociaż Melissa obiecywała sobie, że ten wieczór będzie prywatny i
nie wspomni o nim w artykule, postanowiła jednak wykorzystać kilka
obserwacji. Jared był człowiekiem inteligentnym, z dużą znajomością
122
lokalnych spraw i trendów ekonomicznych w Chicago. Tego nie mogła
pominąć w artykule.
Pierwszą godzinę spędziła na przyglądaniu się ludziom, czy ktoś jej
nie rozpozna albo czy ona nie natknie się na kogoś znajomego z prasy.
Okazało się jednak, że impreza była naprawdę zamknięta. Nie było żadnej
prasy, a znajomi Jareda nie mieli nic wspólnego z kręgami, w których ona
się obracała. Rozpoznała kilka osób, znanych jej ze zdjęć i z telewizji, ale
oni nie znali jej.
Poczuła się jak Kopciuszek, kiedy opuścili salę balową i skierowali się
w stronę promenady. Trzymała się ramienia Jareda, a Royce szedł z drugiej
strony.
– Barry zostawił je w recepcji – powiedział Royce, sprawdzając
elektroniczny notes, zanim schował go do kieszeni.
– Nie chcę pracować dziś wieczorem – odpowiedział mu Jared,
unosząc jej dłoń do ust. Royce spojrzał na Melissę z udawaną wymówką.
– Widzisz, co narobiłaś? Zwykle to ja jestem ten nieodpowiedzialny.
– Ale nie dzisiaj – podkreślił Jared.
– Jak widać.
– Czy to jest ważne? – spytała Melissa, która wprawdzie chciała mieć
Jareda jak najszybciej dla siebie w hotelowym apartamencie, ale zrozumiała
z jego rozmów na balu, jak cenny jest jego czas. Jego interesy były poważ-
niejsze i bardziej rozległe, niż przypuszczała.
– Tak – odpowiedział Royce.
– Nie – odezwał się prawie równocześnie Jared.
– Czy wobec tego wolisz wcześnie wstać? – zapytał Royce.
– Nie – uprzedziła go Melissa.
123
Będzie musiała o którejś godzinie udać, że odlatuje do Seattle, ale na
razie rozkoszowała się taką oto wizją: niespieszne śniadanie w łóżku z
Jaredem, kąpiel w jacuzzi i długie pożegnanie, nim około południa się
rozstaną.
– Tylko je podpisz – prosił Royce. – Przejrzę je z Barrym, nim ja
podpiszę.
– Kto to jest Barry? – zapytała.
– To nasz najważniejszy spec od finansów – wyjaśnił Jared, wahając
się.
– Mogę zaczekać – powiedziała szybko, gdy wchodzili do windy.
Royce uniósł brwi, patrząc na Jareda, a ten skinął głową. Nacisnął
przycisk na parter, do recepcji. Winda pomknęła dwanaście pięter w dół.
– Nie będę długo – Jared zapewnił Melissę. Wskazała przeciwległą
ścianę olbrzymiego holu.
– Obejrzę obrazy.
Panowie udali się do recepcji. Nietrudno było mile spędzić czas w
oczekiwaniu.
Marmurowe
posadzki,
eleganckie,
francuskie
meble,
wspaniałe rzeźby i cudowne bukiety tworzyły rozkoszny nastrój. Nie był to
rodzaj hotelu, w jakim Melissa się zatrzymywała, ale cały tydzień był inny
niż zwykle.
Obeszła fontannę, kierując się w stronę głównych szklanych drzwi.
Stojące tam meble wyglądały bardzo zachęcająco. Nowe buty były
wygodne, ale bardzo wysokie obcasy dawały jej się we znaki, więc miała
ochotę usiąść na pozłacanym krześle i odpocząć. Będzie mogła stamtąd
obserwować ludzi, a jednocześnie widzieć Jareda. Kiedy jednak zobaczyła
przez drzwi mężczyznę, stojącego na chodniku i palącego papierosa,
124
zmieniła kierunek. Widziała tylko jego profil, ale z całą pewnością był to
Brandon Langard. Odwróciła się szybko.
– Melissa? – Nagle pojawiła się przed nią jej współpracowniczka,
Susan Alaric. – Melissa, o Boże. Wróciłaś. I jak poszło? – Melissa
otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale wydobył się z nich tylko pisk. –
Susan rozpromieniła się w uśmiechu. – Seth powiedział, że dostałaś się na
ranczo. Zdobyłaś wywiad? Czy Ryder zorientował się, kim jesteś? –
Odchyliła głowę. – Ludzie, Brandon się wścieknie.
Melissa schwyciła ją za ramię.
– Susan – jęknęła, ale zauważyła twarz Jareda za jej ramieniem i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]