[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dopóki Sam siedział w tego rodzaju znanych sobie zakamarkach, było mało prawdopodobne, żeby
porwano go do warowni Harkerów. Gdy jednak wyjdzie, sprawa może wyglądać zupełnie inaczej.
Daj mi jeszcze łyka wykrztusił Krętacz w odpowiedzi.
Mam dwa tysiące kredytów powiedział Sam podsuwając bliżej butelkę. Hale może
dołożyć jeszcze ze dwa tysiące. Musimy z tym szybko zaczynać. Powiedz mi, jak to wydać, żeby
dotrzeć jak najszerzej. Będzie mi potrzebna pora serwisu informacyjnego i dobry stylista do
opracowania naszych wystąpień. Jak już zaczniemy, znajdą się pieniądze na dalszy ciąg. Tym razem
nie mam zamiaru wywalić ich do rynsztoka. Zostaną wydane na to, co będzie najbardziej pożyteczne.
Na co? Krętacz znad butelki nastroszył pytająco wyliniałą brew.
Na flotę powiedział poważnie Sam. Tym razem nowa kolonia powstanie na łańcuchu
wysp. Mamy zamiar być w ciągłym ruchu. Będziemy walczyli o wyspy z morskimi bestiami,
ufortyfikujemy je i zasiedlimy. Będą nam potrzebne dobre, szybkie statki, dobrze opancerzone,
dobrze wyposażone w broń. Na to pójdą pieniądze.
Krętacz milcząco pociągnął z butelki.
Sam nie czekał ze złożeniem zamówień na wyposażenie łodzi, aż machina propagandowa
zacznie przynosić dochód. Aapał, co się dało, jednak większość jego czterech tysięcy poszła pod
fikcyjnymi nazwiskami na dyskretne zamówienia sprzętu, który Hale uznał za podstawowy.
Tymczasem ruszyła propaganda. Nie było ani czasu, ani pieniędzy na bawienie się w
subtelności, które Samowi bardziej by odpowiadały. Na przykład pomocne byłoby dłuższe
reklamowanie zręcznie ułożonych pieśni sławiących uroki życia na lądzie, otwarte niebo, gwiazdy,
następstwo nocy i dnia. Przydałaby się jakaś popularna sztuka, jakaś nowa książka ze stosownym
wydzwiękiem. Nie było jednak na to czasu.
Telewizja nadała płatne reklamówki. Robin Hale poinformował o zakładaniu nowej Kolonii na
odrębnych zasadach. Odważnie i wprost ogłoszono również o związku Joela Reeda z tymi
zamierzeniami, ponieważ nie można było ani temu zapobiec, ani tego ukryć.
Joel mówił z ekranu szczerze o hańbie swego ojca. Oświadczył, że go nie znał. Nigdy go nie
znałem powiedział, wkładając w te słowa całą swą ogromną siłę przekonywania. Zapewne wielu
z was odrzuci wszystko, co mówię, ze względu na moje nazwisko. Nie zamierzam go ukrywać.
Wierzę w tę Kolonię i nie stać mnie na to, żeby upadła. Przypuszczam, że większość z was to
zrozumie. Może to będzie dowodem, iż rzeczywiście tak uważam. Nie ośmieliłbym się stanąć przed
wami używając prawdziwego nazwiska obciążonego całą hańbą, o której wiecie, gdybym nie był
pewny, że ta Kolonia musi się udać. Nikt o nazwisku Reed nie ośmieliłby się postąpić dwa razy w
ten sam sposób. Nie mam takiego zamiaru. Wiem, że jeśli Kolonia ta upadnie, będzie to oznaczać
moją ruinę. Kolonia się uda. W głosie jego była spokojna pewność i coś z tego zapału zostało
przekazane słuchaczom. Tym razem nie kłamał. Niektórzy mu uwierzyli. Dla jego celu było ich w tym
momencie wystarczająco dużo.
Wciąż istniały te same bodzce i napięcia, dzięki którym udały się pierwsze zamierzenia
kolonizacyjne. Ludzie mieli nieokreślone poczucie, że tracą coś żyjąc w Twierdzach. Niejasno
tęsknili za utraconym dziedzictwem, a tęskniących było na tyle dużo, aby dostarczyć Samowi i
Hale'owi środków na najpilniejsze potrzeby. Nie było tego wiele, ale wystarczało. Pozostali
siedzieli z założonymi rękami i czekali, żeby ich przekonano.
Sam zaczął działać, żeby i ich przekonać.
Oczywiście Harkerowie nie próżnowali. Po pierwszym zaskoczeniu również zaczęli działać, i
to szybko. Mieli jednak nieco utrudnione zadanie. Otwarcie nie mogli przeciwstawić się planom
kolonizacji. Należy pamiętać, iż uchodzili za jej zwolenników. Nie mogli sobie pozwolić na
prawdziwe niepowodzenie Kolonii. Wszystko, co mogli uczynić, to przystąpić do kontrpropagandy.
Zaczęły krążyć pogłoski o jakiejś odmianie ostrej zarazy, która pojawiła się na lądzie. Na
ekranach kroniki filmowej rozbił się spektakularnie samolot automatyczny, rozerwany w atmosferze
wściekłymi uderzeniami wiatru. Coraz częściej mówiono, że na lądzie jest bardzo niebezpiecznie.
Zbyt niebezpiecznie, zbyt niepewnie...
Właśnie wtedy Sam wykonał następne zuchwałe uderzenie. Zaatakował Harkerów niemal
otwarcie. Prawie dosłownie obciążył ich odpowiedzialnością za niepowodzenie istniejącej na lądzie
Kolonii. Potężne siły zamierzają zapobiec kolonizacji na lądzie oświadczył Sam. Można
domyślać się dlaczego. Każdy może się domyślić. Postawcie się w położenie kogoś potężnego,
jakiejś potężnej grupy ludzi. Gdybyście rządzili Twierdzą, czy nie bylibyście całkowicie zadowoleni
z istniejącego stanu rzeczy? Czy chcielibyście jakichkolwiek zmian? Czy nie robilibyście
wszystkiego, żeby zdyskredytować tych, którzy takim ludziom jak my oferują szansę na lądzie? Na
ekranie Sam pochylił się do przodu wpatrując się w widzów stanowczym i znaczącym spojrzeniem.
Czy nie staralibyście się uciszyć każdego, kto walczy o to, aby zwykłemu człowiekowi dać szansę?
zapytał i wstrzymał oddech czekając na przerwanie audycji.
Nic się jednak nie stało. Operatorzy transmisji byli pewno zbyt oszołomieni. Zapewne nawet
Harkerowie nie ośmielili się aż tak ostro wystąpić przeciwko opinii publicznej. Wobec tego Sam
kontynuował: Mam nadzieję, że będę mógł dalej działać w sprawie nowej Kolonii. Owszem,
pracuję dla siebie, ale również dla was wszystkich, którzy nie jesteście władcami Twierdz. I dopóki
będę żył będę działał. Jeśli jutro nie pojawię się na ekranie, żeby przedstawić nasze następne
zamierzenia, no, cóż, wy, mieszkańcy Twierdz, będziecie wiedzieli dlaczego.
Gdy Sam się wyłączył, a słowa jego jeszcze dzwięczały w powietrzu, przez ulice Twierdzy
Delaware przeszedł niezwykły, cichy, narastający szum głosów. Po raz pierwszy od wielu
dziesiątków lat tłumy znowu zaczęły się gromadzić przy ogromnych ekranach informacyjnych i po raz
pierwszy w dziejach ludzkości na Wenus szum ludzkich głosów wzniósł się ponad ulice Twierdz.
Dzwięk ten napawał jakby lękiem, był to cichy szum, zawierający w sobie bardziej zdziwienie niż
grozbę, ale nie można było się z nim nie liczyć.
Dotarł do Harkerów. A oni postanowili czekać na właściwy moment. Mieli tak wiele czasu, iż
mogli sobie pozwolić na czekanie.
W ten sposób Sam chwilowo zabezpieczył się przed tajną policją. Działał szybko w celu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]