[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wcale się nie interesowali. Początkowo nie wiedzieli nawet, że jest niewidomy.
Pózniej, rzecz jasna, sytuacja się zmieniła&
 Nie byłbym tego tak pewny  oponuje Pratt.  To mogła być mistyfikacja. Nic pani
nie zauważyła? Może jednak? Przecież chyba musieli mieć dobry wywiad. To nie
żadne szczeniaki. Ten żółtek to nie byle kto.
 Nasz przylot nie był awizowany  stwierdzam, choć nie jestem pewna czy mam
rację.
 Powiedzmy, że jest tak, jak pani mówi  podejmuje pułkownik.  Wobec tego
dlaczego was nie zwolniono. Niewidomy to kłopotliwy zakładnik. Mam podstawy, aby
podejrzewać, że dowódca bandy, ten Japończyk, znał doktora Quintę, a tylko
udawał&
Jestem zaskoczona tym stwierdzeniem. Pratt na pewno nie blefuje.
 Dlaczego miałby udawać?  wyręcza mnie Swart.
 Doktor Quinta nic pani nie mówił?  pyta Pratt, a ja wiem, że jest w tej chwili
niemal zupełnie trzezwy.
 Co miałby mówić?
Niepotrzebnie to powiedziałam. Pułkownik patrzy na mnie jakoś dziwnie.
 Pani, oczywiście, zna okoliczności, w których doktor Quinta stracił wzrok?
 Znam  kłamię i czuję coraz większy niepokój. Lada chwila mogę popełnić fatalną
pomyłkę.
 No i& ? Nic się pani nie kojarzy& ?
 Ach! Oczywiście!  udaję nagłe olśnienie. Jednocześnie próbuję wymyślić jakiś
pretekst, aby jak najszybciej przerwać kłopotliwą rozmowę, lecz nic rozsądnego nie
przychodzi mi do głowy.
 No, właśnie&  Pratt uśmiecha się lekko, chyba ironicznie i nadal patrzy mi w
oczy.
Nie wiem zupełnie, co odpowiedzieć, jak zareagować. Senator też na mnie patrzy,
jakby ze złośliwą satysfakcją, ale mogę się mylić. Na szczęście Swart wtrąca się
znów do rozmowy, próbując z uporem bronić swego zdania.
 Dlaczego mieliby polować na Quintę?
Pułkownik spogląda z ukosa na Swarta. Jest wyraznie niezadowolony z towarzysza.
 Nie zadawaj naiwnych pytań!  mówi takim tonem, jakby strofował szeregowca.
 Pytanie wcale nie jest naiwne  bronię doktora Swarta.  Jestem bardzo ciekawa
pańskich argumentów, pułkowniku.
 A widzisz, Ray  dorzuca Swart.  Wyłóż swoje argumenty!
Pratt bierze stojącą przed nim szklankę i podnosi do ust. Widać zastanawia się, co
powiedzieć.
Jestem rzeczywiście bardzo zainteresowana tym, co odpowie. I to nie tylko dlatego,
że być może pozwoli mi to zorientować się nieco w tej zawiłej grze, w której
zmuszona jestem uczestniczyć, mimo że niewiele z niej rozumiem. Chodzi o to, że w
ostatnich dniach coraz więcej pojawia się faktów rzucających jakieś dziwne,
niepokojące światło na naszą akcję, na Zielony Płomień, na moich najbliższych
towarzyszy, a może nawet na Martina. A jak można sądzić, właśnie o tym będzie
mówił Pratt.
Nie dane mi jest jednak tego usłyszeć. W barze pojawia się Henderson, tak samo
sztywny jak w czasie dyskusji, z kamiennym wyrazem twarzy przedsiębiorcy
pogrzebowego.
114
 Panowie wybaczą  zwraca się z nieznacznym ukłonem do senatora, Swarta i
Pratta. Potem obraca się w moją stronę, podchodzi i  komunikuje niemal
urzędowym tonem:  Panno Parker! Doktor panią prosi. Jest w swoim pokoju.
 Czy coś się stało?  pytam zaniepokojona.
 Nie  odpowiada Henderson krótko.
Odstawiam szklankę na bufet i wychodzę.
 Niech pani jeszcze wróci!  woła za mną doktor Swart.
 Postaram się!  odkrzykuję.  Ale to nie ode mnie zależy.
Quintę zastaję przy biurku. W prawej ręce trzyma ołówek. Zdaje się pisać, ale gdy
podchodzę bliżej, stwierdzam że leżące przed nim kartki papieru listowego są czyste.
 Jesteś, Ellen! To dobrze  woła, słysząc moje kroki. Widzę, że kciuk lewej ręki,
opartej o blat biurka, ma wzniesiony do góry. Według kodu ostrzegawczego znaczy
to, iż prawdopodobnie jesteśmy obserwowani.
 Czy trzeba ci w czymś pomóc?  zapytuję w taki sposób, jak to często czyniła
Ellen.
 Usiądz tu przy mnie. Musimy się naradzić  mówi ściszonym głosem, ale kciuk jest
nadal podniesiony.
Przysuwam sobie krzesło i siadam. Widzę, że zaczyna kreślić jakieś znaki na
papierze. Nic z tego nie rozumiem. Przypomina to trochę stenografię, lecz jest dla
mnie zupełnie nieczytelne.
Quinta przerywa kreślenie i bierze mnie za rękę, jakby chciał, abym wstała i
zobaczyła co nabazgrał. Jednocześnie sygnalizuje:
 Udawaj, że czytasz. To nic nie znaczy. Pózniej wytłumaczę .
Wykonuję polecenie. Quinta zgniata kartkę i chowa do kieszeni.
 O czym rozmawialiście na spacerze?  pyta, unosząc kciuk. Potem szybko kładzie
go i poczyna bębnić palcami po blacie. Mam odpowiadać zgodnie z prawdą, rzecz
jasna z wyczuciem sytuacji.
Składam więc dość wierną relację z tego, co usłyszałam od senatora, nie
wspominając tylko o aluzjach, iż rzekomo ukrywam coś przed Quintą. Mówię
obszernie o prośbie o pomoc w nakłonieniu doktora do współpracy, dodając parę
złośliwych uwag na temat prób  poderwania mnie przez senatora.
Quinta słucha w milczeniu i raz po raz się uśmiecha. Nawet gdy skończyłam, nie
komentuje niczego, tylko zaraz, mimo iż o nic nie pytam, zaczyna mówić o swych
rozmowach z Prattem i Hendersonem. Widać zależy mu na tym, aby podsłuchujący
wiedzieli, iż wtajemniczył mnie w pewne szczegóły rozmów i jaki jest jego pogląd na
niektóre kwestie.
Rozmowy z Prattem i Hendersonem odbywały się prawdopodobnie bez świadków i
dotyczyły przede wszystkim spraw VP. Pułkownik dał doktorowi do zrozumienia, iż
wie z czyjego polecenia wybrał się do Afryki i dlaczego fatalnego dnia spotkał się w
Casablance z prezesem  Alconu . Quinta twierdzi, że to co powiedział pułkownik
było  dość bliskie prawdy , co rzecz jasna, nic mi nie mówi, ale stanowi określony
przekaz adresowany do podsłuchu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl