[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była wolną  do gotowania strawy dla innych. Nie zbywało na ostrych
słowach i na śmiechu bolącym, i na jakiejś wzgardzie, którą jej starsze
okazywały. Wszystko to przetrwała milcząca, spokojna, z taką dumą, iż
niechęć się rozbiła o nią i dziewczęta z poszanowaniem patrzeć zaczęły
na tę, która ani skarżyć się nie chciała, ani płakać, ani okazać, że ją boli
poniewieranie.
Dano pokój wreszcie, widząc, że znęcanie się nie czyni skutku.
Każdego niemal dnie nadciągały łódkami nowe gromady po wróż-
by składając ofiary przed Niją. Dziwa siedziała już u ognia po kolei i
bez kolei, a była tu jak domy. Milcząca mogła marzyć, patrzeć w dym,
który w jej oczach różne dziwne przybierał kształty, nie troszczyć się o
życie. Dwa razy na dzień z ofiarnych dań i gotowanej strawy zastawia-
no obiatę dla stróżek i było pod dostatkiem wszystkiego. Suchych ko-
rowajów ostatkami karmiły się niezliczone ptastwa stada, a żarłoczne
wróble tysiącami kręciły się przy chramie.
Dziesięć już dni upływało od tego pamiętnego dnia, gdy Dziwa u
ognia zasiadła i pierwszą go drzazgą podsyciła. Była, przybywszy,
ostatnią, teraz słuchały ją inne. Panować tu nie pragnęła, przyszło to
samo, gdy uczuły wszystkie dziewczęta w niej tę jakąś wyższość, która
się narzuca sama i oprzeć się jej nie można. Leniwe i śpiące stróżki
ognia same zdały na nią pieczę, staranie, pracę i rozkazywanie. Siedząc
z dala patrzały na nią i strach je jakiś ogarniał, tak miała pańską postać
i do rozkazywania była stworzona
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
31
Dziesiątego dnia siedziała u ognia, gdy szmer powstał dokoła
chramu i po całej wyspie. Ludzie dokoła biegali, ruch się stał wielki,
nagle podniesiono zasłony ze wszystkich stron i między słupami naj-
bliżej ognia stojącymi ukazał się Wizun w świątecznym ubraniu i koł-
paku, a z nim mężczyzna rosły, czerwony, gruby, w czapce z piórem, w
płaszczu czerwono naszywanym na ramionach, ze złotymi szlaki,
blaszkami świecącymi okrytymi. Zwiecący miecz wisiał u jego boku.
Dziwa spojrzawszy nań uczuła w sobie przestrach i trwogę.
Ten czerwonolicy z dziko patrzącymi oczyma człowiek, podobien
do zwierza, który wyszedł z puszczy, z usty skrzywionymi szydersko,
obudzał w niej wstręt i odrazę niewysłowioną. Byłaby uciekła, gdyby
mogła.
Stanął on nie zdejmując kołpaka ani się pokłoniwszy naprzeciw
ognia i bałwana Nijoły, patrząc nie na świętości, ale na pilnujące Zni-
cza dziewczęta. Długo je oczyma przechodził, zatrzymał wzrok na Wi-
szowej córce i już go od niej nie zwrócił. Poszeptał coś staremu, który
głową potrząsł. Chwilę się wzdragał. Mężczyzna stał uparcie, dwa razy
po ramieniu uderzył starego i pchnął go wewnątrz chramu nakazująco.
Stary wahając się zbliżył powolnym krokiem ku Dziwie, pochylił
ku niej i rzekł cicho:
 Knez to jest miłościwy... chce, żebyś mu wróżyła.
 Wróżyć nie umiem  odpowiedziało dziewczę.  Wróżby nakazać
nie można, ona przychodzi zesłana od duchów, ja wróżyć nie umiem...
W tej chwili z drugiej strony zbliżyła się siwowłosa Nania i odcią-
gnęła na stronę dziewczynę.
 Wróż mu  rzekła  ja cię zielem upoję, wróż mu, wróż mu
wszystko złe, bo człowiek niedobry. Wyniesiem kadzidło, dym cię
upoi.., mów, mów mu śmiato, co myśl przyniesie... on się nie waży
uczynić ci nic złego...
To mówiąc stara dobywała suche ziele i garnek z węglem nabra-
nym z ogniska postawić kazała na ziemi. Rzucono ziele na nie i dym
gęsty, przykry, gryzący otoczył pochyloną dziewczynę. Trzymano ją
nad nim długo. Czuła, jak się jej zmąciły myśli, jak z kłębów dymu
rosły jej w oczach dziwne jakieś kształty, jak traciła przytomność i
zdawało się jej, że na świat inny przeniesioną została Na głowie ciężyło
brzemię jakieś straszne, krwawe smugi na czarnym tle, jasne błyskawi-
ce, kłęby dymu, smoki i gady, i ludzie potworni, karły i olbrzymy,
wszystko to razem wirowało jakby przed drugimi oczyma upojonej.
Dwie stróżki ją podtrzymywały, inaczej paść by była musiała omdlona.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
32
Lecz słabość ciała razem szła z olbrzymią myśli potęgą. Czuła się
śmiałą i gardzącą niebezpieczeństwem, panią i królową.
W tym upojeniu powoli wiedziono ją przed knezia, który cofnąw-
szy się poza słupy kontyny stał pod częstokołem oparty oń z szyderską
twarzą.
Dziwa wpatrzyła się w to oblicze dzikie, wykrzywione, straszne, z
taką siłą wzroku, że knez spuścił, mrucząc, oczy przed nią i zadrżał.
 Będziesz mi wróżyła  mruknął cicho.
 Będę wróżyła  poczęła Dziwa, która czuła, że jakaś siła zmusza
ją do mówienia  będę ci wróżyła.
Dwoje dziewcząt postawiły przed nią wiadro wody świętej, spuści-
ła oczy na nią. W wodzie odwrócona odbijała się twarz szkaradna
Chwostka, a obok niej w dymach, którymi ją ciągle okadzano, krążyły
najdziwniejsze postacie.
Knez patrzył  zrazu szyderski, teraz bledniejąc i jakby przelękły,
ręką się opierał o częstokół, a widać było, jak drżał.
Obok niego stojący Wizun oczyma nakazującymi, których nie
spuszczał z dziewczyny, zdawał się jej dyktować, co mówić miała.
Chwila milczenia poprzedziła urywanymi słowy wyjąknioną wróż-
bę.
 Ciemno! Ciemno! Nie widzę nic...  mówiła  czerwona struga,
jakby płynęła krew, ciągle krew... wszędzie krew... Po rzece tej płyną
trupy białe, jeden, drugi... więcej jeszcze, białe ich oczy nie widzą i nie
patrzą... płyną, płyną, przepłynęli... Krew znowu, kubki po niej pływa-
ją, miecze po niej migają... Słyszę wołanie: krew za krew!... Na rzece
płynie wyłupionych czerwonych oczu dwoje i patrzą na mnie... na sto- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl